sobota, 31 maja 2014

Elektra's Story... a little later... - They say that we'll always...

 - Jak ci tam w tej Europie, kochanie? - Elektra z Mike'em siedzieli przed monitorem laptopa w saloniku domku, wynajętego przez Shinodów w Meksyku na czas ich krótkich wakacji. Skoro ich córka bawiła się po drugiej stronie świata, oni również mogli pozwolić sobie na mały wypoczynek.
Kiedy na lotnisku w LA okazało się, że Inés nie wróciła razem z Elektrą, Mike był mocno zaniepokojony nieobecnością córki.
 - Gdzie jest Inés? - mężczyzna rozglądał się na lewo i prawo po terminalu przylotów, wypatrując tak znanej mu sylwetki ciemnowłosej córki. - No i czemu jesteś taka spokojna? - kiedy patrzył na żonę, mówiąc, jego głos pełny był paniki. - Nasze dziecko się zgubiło!
 - Mikey, spokojnie. Opowiem ci o wszystkim w domu. - kobieta ściągnęła swoją walizkę z taśmy, uśmiechając się.
Gdy jednak Japończyk dowiedział się, co tak właściwie zdarzyło się w Londynie, odetchnął z ulgą: wierzył w to, że Jared i spółka dobrze się nią zaopiekują, zresztą, znali się już szmat czasu i wiedział, że jeśli cokolwiek stałoby się jego córce, nie szczędząc czasu poleciałby po nią. To, co jednak zaskoczyło go najbardziej, to fakt, że zwykle nieustępliwa w kwestiach dotyczących dziewczyny Elektra dała się przekonać przyjacielowi. W takiej sytuacji nie byłby skuteczny żaden argument.

 - Jest ekstra! - nastolatka, siedząca po drugiej stronie w jadącym autobusie, rozświetlonym promieniami zachodzącego słońca, rozpromieniła się. Miło było patrzeć rodzicom na ich szczęśliwą, zadowoloną z życia córkę, która o dziwo wreszcie przestała wyglądać jak duszek: nabrała rumieńców i... wyglądało na to, że lekko się opaliła. - Nie uwierzycie, te miasta są tak ciekawe, w każdym panują inne zwyczaje, bez przerwy coś się zmienia, ludzie, język...
Obraz na monitorze zatrząsł się i Inés przytrzymała rękoma laptopa, stojącego na stole.
 - Co tam się dzieje? - Elektra lekko się zaniepokoiła. - Gdzie jesteś?
 - Nie wspominałam wcześniej? Aj. - nastolatka uderzyła się dłonią w czoło. - Jedziemy do Włoch, po drodze zatrzymamy się w Genewie, a w Rzymie będziemy za kilkanaście godzin. Korzystam z łącza satelitarnego...
 - Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - Mike, uśmiechając się, odezwał się do córki.
 - Tatuś, przecież wiesz... Wiesz? - w odpowiedzi ciemnowłosy tylko z lekka pokiwał głową. - Właśnie, Jonathan obiecał mamie, że się o mnie zatroszczy. - mężczyzna spojrzał na żonę z pytającym wyrazem twarzy, na co ona uśmiechnęła się na samą myśl o tym, że Jonny siedzi na piętrze, oglądając jakiś film. Od razu powiedział, że nie będzie jej przeszkadzał, bo on ojca ma na wyciągnięcie ręki, a ona na pewno tęskni za swoimi rodzicami... W Londynie i Paryżu, a pomiędzy tymi miastami jeszcze stolicy Holandii wspólnie spędzili wspaniałe chwile.
 - Czyli jednym słowem, wakacje mijają ci przyjemnie. - Inés odpłynęła myślami do dnia, spędzonego z Jonathanem poza hotelem, w którym mieszkali, będąc w Amsterdamie. Zdawała sobie sprawę z tego, że Emma nieco im pomagała, dając Jonathanowi dokładne wskazówki, co powinni zobaczyć, gdzie iść; oboje znaleźli się po raz pierwszy w Europie, gdzie wiele rzeczy było nowych i zaskakujących, tak daleko od doskonale znanych im obyczajów... Chłopakowi było i tak nieco łatwiej, gdyż był przygotowany na tak długi wyjazd, ale dziewczyna co chwilę była zmuszona o wszystko pytać, co budziło w niej sprzeczne emocje: z jednej strony chciała wszystko wiedzieć, ale z drugiej, nie chciała nikogo zmuszać do długich opowieści. Wbrew pozorom, towarzysze podróży byli bardzo otwarcie nastawieni wobec Inés i z anielskim spokojem rozwiewali wszystkie wątpliwości młodej Shinodówny.

 - Jonathan pokazał mi tyle różnych miejsc: byłam na wieży Eiffle'a, próbowaliśmy belgijskich frytek... wiecie, że to nie był ani nasz pomysł, ani nawet Francuzów?
 - Wiemy. - Elektra szeroko uśmiechnęła się do Inés, wspominając jeden z wyjazdów do Europy z zespołem, kiedy Mike zabrał ją na tradycyjną przekąskę bez ani grama ketchupu. - To był dobry pomysł, że pozwoliłam ci zostać z Jonathanem. 
 - Robisz zdjęcia?
 - Przecież, że tak! Jedna karta jest już prawie zajęta, druga czeka na wymianę.
 - Tylko nie daj się zwieść włoskiemu stylowi życia, obiecasz mi to? - Mike cicho odezwał się do córki. Nadal miał pewne opory przed używaniem Skype'a... ale liczyło się dla niego to, że mógł zamienić choć kilka słów z córką.
 - Prędzej boję się o grissini, przecież sami wiecie, jak je lubię... ale mniejsza z tym, jeśli do tej pory nie przesadziłam z croissantami, chyba uda się i tym razem. - uśmiech nie znikał jej z twarzy, gdy patrzyła wprost w kamerkę. - Chyba muszę już kończyć. - spojrzała nad monitor, gdzie stała Emma, opierając się o ścianę.
 - Kiedy będziesz mogła dłużej rozmawiać?
 - Nie mam pojęcia, ale jak tylko będę miała więcej informacji, na pewno dam wam znać. Buziaki! - posłała kilka całusów, po czym rozłączyła się.

 - Tęsknisz za nimi, prawda? - Emma odezwała się, siadając w wyprofilowanym fotelu naprzeciw niej, poprawiając pociągnięciem rączki oparcie, które wcześniej mocno przechylone w tył, służyło Jaredowi za miejsce do popołudniowej drzemki.
 - Na początku było ciężko, ale będąc z wami, czuję się prawie tak, jak w domu.
 - Rozumiem cię. Jeśli chcesz, możemy trochę pogadać, do następnego przystanku zostało nam kilka godzin.
 - Chętnie. To może pójdę zrobić coś do picia? - Inés wstała, rozprostowując kolana i przeciągając się. Po tak aktywnych dniach w Paryżu i rowerach, musiała się jeszcze porozciągać przed snem.

Ciągnąc za przepierzenie, weszła do niewielkiego kącika w autobusie, służącego jednocześnie za kuchnię i jadalnię, po drodze przyciskając włącznik czajnika. Kubki z magnetycznymi uszkami wisiały na haczykach na ścianie - to był sprytny patent, by nie uderzały o nią i nie obijały się. Kiedy woda zagotowała się, zalał niespiesznie obie torebki herbaty, do tej pory leżące w hermetycznie zamykanym słoju, po czym podniosła je, ostrożnie niosąc do stołu.
Jeremy był naprawdę dobrym kierowcą: uważał na drogę prawie tak bardzo, jak na wygodę pasażerów autobusu, o dziwo, cały pojazd nie dygotał w czasie jazdy. Trzeba było przyznać, że nie brakowało mu doświadczenia.
 - Proszę, nie słodziłam. - postawiła przed Emmą wysoki, biało - niebieski kubek, a chwilę później wzięła w dłonie własny, nakrapiany fioletowymi kropkami.
 - Wracając do tematu: mogę powiedzieć, że doskonale cię rozumiem, bo cała moja rodzina mieszka na stałe w Australii, a ja ze względu na pracę zostałam w Stanach. Gdybym pojechała z nimi, chłopaki by mi tego nie wybaczyli chyba do końca życia, ja nie zostawiłabym ich samych, za długo siedzimy w tym wszystkim razem.
 - Muszę ci szczerze podziękować za wiele rzeczy: za to, że podpowiadasz Jonathanowi, za pomysł z rowerami... - Inés wróciła myślami do momentu, kiedy pożyczali z chłopakiem tandem, nie była pewna, czy aby dobrze robią, decydując się na jeden wspólny zamiast dwóch, ale w efekcie tak się zgrali, że nawet nie zauważyli upływu czasu. Jazda była czymś naprawdę przyjemnym, a biorąc pod uwagę sposób wycieczki, praktycznie wtopili się w tłum. Długa trasa, ciągnąca się przez miasto i wychodząca poza nie, zaprowadziła nastolatków na łąki, porośnięte kolorowymi kwiatami i wysoką trawą, dookoła której latały motyle.
To było idealne miejsce na piknik, więc odstawili na bok rower, rozłożyli koc i siadając, wyciągnęli przygotowane z samego rana kanapki. Pogryzając je, wpatrywali się w niebo i leniwie płynące po nim chmury, wyglądające jak kudłate owieczki, a czas w Europie mijał inaczej, wolniej, swobodniej...
 - Pamiętasz Siobhan? - chłopak rozsiadł się wygodniej, opierając łokciami o koc.
 - Szji-won? - Inés z niewielkimi trudnościami wypowiedziała imię, dłużej się zastanawiając. - Nie, a o co chodzi?
 - To ta ruda, z wymiany ze Szkocji, co cały czas chodziła w lokach i spódnicach w kratę.
 - Merida, trzeba było tak od razu! - ciemnowłosa natychmiast zareagowała.
 - Merida?
 - Nazywałyśmy ją tak z dziewczynami za jej plecami, bo kojarzyła nam się z tą dziewczyną z Disneya.
 - Okej... - Jonathan nieco bez przekonania starał się wyobrazić sobie Szkotkę z łukiem, jednak wymagało to o wiele więcej wysiłku, niż sądził. - Wiesz, że ona się do mnie próbowała przystawiać?
 - Żartujesz, prawda? - dziewczynę na moment zatkało. - Tak?
 - Nie. Ale wyraźnie jej powiedziałem wtedy, że nie ma u mnie szans.
 - Już pomyślałam...
 - Nie miałaś powodu. - chłopak przytulił i pocałował delikatnie Inés, po chwili jednak oderwał sie od dziewczyny. - Zerknę na zegarek. - Jonathan wyciągnął z plecaka telefon, wsunięty w miękkie etui, odsłaniając wyświetlacz i szeroko otwierając usta.
 - Co się stało?
 - Sama zobacz. - podał jej niewielkie, cienkie urządzenie. To było jak nalot bombowy: powiadomienia o nieodebranych połączeniach, mnóstwo wiadomości... Inés wygrzebała z kieszeni również własny smartfon. Dzwonili do nich wszyscy: Emma, Shannon, Tomo, który najwyraźniej namówił do próby nawiązania z nimi kontaktu również Vicki, jednak najbardziej zaniepokojonym z całej tej gromadki był Jared. Kiedy Jonny oddzwonił, po drugiej stronie odezwał się jego ojciec.

 - Co wy robicie? Zapomnieliście chyba o całym bożym świecie!
 - Jesteśmy na rowerach, wyjechaliśmy poza miasto.
 - A nie przypadkiem z Holandii? - zaśmiał się cicho.
 - Oj, tato...
 - Powinniście już wracać, jeśli zamierzacie zdążyć, nim odjedziemy.
 - Jasne, zbieramy się.

 - Ale bawiliście się dobrze, prawda?
 - Dobrze? To mało powiedziane! - Inés dopiła herbatę, uśmiechając się. - Ojeju... - głośno ziewnęła, w ostatniej chwili zasłaniając dłonią usta.
 - Idź spać, nie będę cię dłużej zatrzymywała. - Emma z ogromną dozą zrozumienia w spojrzeniu zlustrowała dziewczynę wzrokiem.
 - Mogłabym? - Inés podeszła do Emmy z otwartymi ramionami, na co ta ją przytuliła, przeczesując palcami jej długie włosy. - Dziękuję ci. Za wszystko.
 - Dobranoc, nie ma sprawy. Śpij dobrze. - pomachała ręką do odwracającej się w stronę schodków na piętro nastolatce, po czym odwróciła laptopa, uruchamiając przeglądarkę.

W Meksyku, nieco później...

 - Kochanie... Mikey, obudź się. - Elektra delikatnie potrząsnęła ramieniem męża, drzemiącego na drugim hamaku. Była naprawdę ciepło, choć leżeli w cieniu, robiło się jej już trochę zbyt gorąco i chciała iść zamoczyć się w basenie, położonym niedaleko ich domku.
 - Pfff. - odpowiedziało jej długie sapnięcie, po czym mężczyzna bardzo wolno otworzył powieki, wpatrując się czekoladowymi oczyma w huśtającą się na hamaku obok żonę, odwróconą w jego stronę. - Mi tu jest tak wygodnie... - wymruczał, wiercąc się przez chwilę, nim zdążył wstać. - Może ja zostanę?
 - Możesz tylko pomarzyć, chodź, rusz się.


Elektra miała problem z rozdzieleniem uwagi między tym, co szeptał jej cicho Mike, będąc obok niej, a tym, co jednocześnie robiły jego palce i usta, raz po razie dotykające i delikatnie całujące każdy z kawałeczków jej odsłoniętej skóry. Jego działania powinny były już dawno zostać uznanymi za niedozwolone i odpowiednio usankcjonowane.
 - Skarbie... - cicho wymruczała, kiedy stanął za nią, delikatnie obejmując ją w pasie. Jego dłonie, oparte o jej biodra, powoli posuwały się w dół, lekko naciskając na nie. Kiedy oparła się plecami o jego odsłonięty tors, jedna z dłoni mężczyzny znalazła się na jej policzku, delikatnie głaszcząc wrażliwe miejsce palcami i przysuwając do siebie. Bardzo wolno położyła głowę na ramieniu męża, wtulając się w ciepłą skórę, pachnącą znajomym, tak odurzająco działającym na nią zapachem cynamonu. - Jest prawie tak, jak w czasie naszego miesiąca miodowego, prawda?
 - Ale może być zawsze lepiej. - mruczący, głęboki głos Mike'a budził w El przedziwne uczucie w głębi. Jej serce mocno wybijało swój, może nieco przyspieszony tego wieczoru rytm, silny i wyraźnie wyczuwalny pod dłonią ciemnowłosego. Było jej naprawdę ciepło, choć siedzieli na trawie, zawinięci w miękkie ręczniki kąpielowe z kapturami, przytuleni do siebie przed wodospadem, który Mike znalazł w głębi terenów ośrodka, gdzie nikt praktycznie nie zaglądał. Była pełnia, więc światło księżyca zdawało się czesać płynącą i spadającą ze skał z szumem wodę, oświetlając zarówno Shinodów, jak i drzewa, rosnące dookoła, nadając im nieziemską barwę, lekko srebrzysty, lśniący niebieskawy odcień. - Chodź, chyba nie dasz się długo prosić? - Mike zostawił na ziemi swój ręcznik, wstając i podając rękę Elektrze, która zrobiła to samo. Powoli podeszli do brzegu, trzymając się za ręce, jednak gdy mężczyzna spojrzał w górę, szukając jakiejś gwiazdy, kobieta podobnie jak podczas nocy poślubnej, ubrana w bardzo podobny komplet delikatnej, koronkowej bielizny, zanurzyła się powoli jako pierwsza w wodzie. Jej warkocz momentalnie nasiąknął wodą, ciążąc na ramieniu, a ona sama zanurkowała, wyławiając z pokrytego miękkim piaskiem dna, w nieco spokojniejszym miejscu jeziorka przy skale, nieduży, owalny, błękitny kamień. Wynurzyła się z wody, szeroko uśmiechając, widząc, jak Shinoda, cały czas śledząc niebo, podchodzi do niej, po czym delikatnie całuje.
 - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znalazłeś to miejsce.
 - Czysty przypadek, widziałem tą przestrzeń ze wzgórza i sam chciałem sprawdzić, co tutaj jest.
 - A podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
 - Naprawdę? - Mike uniósł brwi do góry. - Kochanie, ale ta rezerwacja nas chyba nie dotyczy. - uśmiechnął się, całując ją namiętnie. - Spójrz. - uniósł głowę w niebo, na którym pojawiły się lśniące, pędzące smugi. - No i pomyśl życzenie.
Spadające gwiazdy... Mikey, wiedziałeś, co zrobić, żebym była szczęśliwa.

Nieco później, w sypialni...

Shinodowie leżeli przytuleni do siebie pod cienką narzutą z haftowanej, egipskiej bawełny. Mike głaskał El po plecach, delikatnie przesuwając długimi palcami po dróżce, wyznaczonej przez kręgosłup kobiety. Po tak długim dniu i wieczorze przy wodospadzie oboje byli zmęczeni ogromem wydarzeń. Poza tym teraz mogli odpocząć i choć przez moment zachowywać się tak, jak para świeżo po ślubie. Zresztą, zbliżała się już kolejna rocznica, od kiedy weszli w związek, więc nie ukrywając tego przed sobą, postanowili, że to będzie ich osobisty prezent. A że nadarzyła się idealna okazja...

Kiedy rano Mike wyszedł na taras ze szklanką smoothie z owoców tropikalnych i świeżymi słodkimi bułeczkami, dostarczonymi w koszu przed budynek, rozsiadając się w wygodnym krześle, po jakimś czasie pojawiła się również Elektra, niosąc sobie szklankę z frappe.
 - Dzień dobry. - przywitała się z mężem, całując go w policzek i muskając jego szyję cienką tkaniną, zawiniętą wokół ramion.
 - Dobrze spałaś? Kochanie, tu jest przecież gorąco, na co ci ta chusta? 
 - Sam zobacz. - Elektra zmroziła męża wzrokiem, odsłaniając niewielki fragment ramienia, pokrytego drobnymi, jednak doskonale widocznymi, czerwonymi śladami.
Na twarzy Mike'a pojawił się lekki uśmiech, który z boku mógłby zostać oceniony jako nieco ironiczny, jednak na jego twarzy malowało się w rzeczywistości coś innego: czysty, niczym nie skalany triumf. Cóż, jego finezyjne metody nie miały sobie równych, jednakże tym razem nieco się zapędził.
 - Jeszcze ci się odwdzięczę. - wymruczała dość słyszalnie pod nosem.
 - Pamiętaj, masz jeszcze tylko kilka dni. - uśmiech Mike'a stawał się z każdą minutą coraz szerszy, aż do momentu, gdy El skutecznie użyła swojego łokcia, dając mężowi kuksańca w bok.

-----------------------------------------------
Wakacje trwają w najlepsze :D
A moje zaczęły się we wtorek, więc nie mam powodu do narzekania, tylko łapię okazje i korzystam z zasłużonego odpoczynku. 
Za dokładnie 13 dni lecę po raz kolejny na prawie całe lato do Hiszpanii, więc pakuję już walizki, myśląc o następnym rozdziale.
Niestety, będzie to epilog "Elektra's Story" - wszystko co dobre, niestety szybko się kończy.

Pozostawiam Was z rozdziałem, prosząc jak zwykle o opinie i komentarze,
S.

10 komentarzy:

  1. To już koniec?:<
    Gdyby ten rozdział był jakiś straszny czy coś, to pogodziłabym się z tym, ale jak mogłaś dodać coś tak rewelacyjnego i na końcu mówić, że to koniec?
    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne opowiadanie, bo nie dopuszczam innego scenariusza:D
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nie jest koniec!
      Jeszcze jeden rozdział, spokojnie!
      Jeju... mogłam nie pisać, że KOLEJNY rozdział to epilog...
      Pozdrawiam,
      S.

      Usuń
  2. Cudnie i tak słodko *.* Shinodowie szczęśliwi, kolejne pokolenie także <3 Nie przepadam za sielankami, ale wiesz, że właśnie takie zakończenie mi się marzyło - typowy happy end, żeby wszyscy byli zadowoleni *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy sądzisz, że skończyłabym bez pożegnania? :p
      Nie. Więc proszę, nie sugeruj mi, że to już zakończenie... Dopiero następnym razem będzie happy end :D
      S.

      Usuń
  3. Że epilog?!? No chyba nie? Nie mozesz tak tego zakończyć, blagam!!! Co z Ines? Gdzie będzie jej przyszłość? Gdzie przyszłość Linkinow i Marsow?!? Jeszcze przynajmniej 10rozdziałów i potem może 5częściowy epilog! To nie może być prawda! A tak w ogóle to świetny rozdział i czekam na następny ROZDZIAŁ a nie EPILOG! Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, nawet najpiękniejsze historie czasem się kończą :)
      Spokojnie, nie zamierzam znikać z blogosfery, więc może jeszcze kiedyś coś napiszę :)
      Niedługo opublikuję epilog.
      S.

      Usuń
  4. Jak zawsze, jestem pod wieelkim wrażeniem. Skąd ty bierzesz wszystkie pomysły na rozdziały, dziewczyno? XD
    Uwielbiam Elektrę, i jako matkę, idealną zresztą, i jako żonę :") ach, no i oczywiście, muszę pochwalić ten cały romantyczny wątek Shinodów, słodko jak nie wiem! <3
    Zazdroszczę Ines tej całej wycieczki, też tak chcę, ratunku ._. i Tobie również, wakacji w Hiszpanii, baw się dobrze! <3

    i na koniec.... JAKI EPILOG, CO PROSZĘ, JAK TO............ Zamierzasz wrócić kiedyś z czymś nowym? :D
    Czekam na kolejny fragment! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły pojawiają się kiedy chcą: a to coś przeczytam, a to zobaczę zdjęcie, czasem linijka tekstu w piosence sprawia, że już chcę pisać :)
      Dziękuję :D Co prawda w Hiszpanii czeka mnie praca, ale bardzo łatwa i wydaje mi się, że przyjemna :D

      Co do czegoś nowego: dowiecie się już wkrótce, co zaplanowałam :D
      S.

      Usuń
  5. Ko... koniec? Serio?! :(:(:(:(
    Ale wszystko się kiedyś musi skończyć, prawda?
    Więc... Młode zakochańce i te starsze są boscy. Urlop Elektry i Mike.. aż im zazdrościłam takich wakacji. A Tobie zazdroszczę Hiszpanii, zawsze chciałam tam pojechać. Zazdrość mnie zżera!
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, na wszystko przychodzi koniec, ale nie martw się,nie znikam z blogosfery :) Jeszcze nie ;)
      Wyjaśnienia udzielę już niedługo.
      W Hiszpanii czeka mnie natomiast praca,więc połączę przyjemne z pożytecznym :D
      S.

      Usuń