wtorek, 13 maja 2014

Elektra's Story... a little later... - Meeting almost at the end of the world

 - Masz jeszcze jakieś pytania? - El wręczyła córce niewielką torebkę, wyjętą z własnej, przypominającej pojemny worek żeglarski; pasowała do czarnego, skórzanego plecaczka, który nastolatka narzucony miała na ramionach. - Spotkamy się tu za godzinę z hakiem, jasne? - wskazała na cyferblat zegara, stojącego pośrodku placyku, z którego wszystkie drogi prowadziły na Covent Garden. Inés znała ten ogromny rynek, miała okazję w ciągu kilku ostatnich dni rozejrzeć się już dookoła i znaleźć kilka całkiem przyjemnych miejsc. Czego tam nie było: mnóstwo sklepików ze słodyczami, pamiątkami, ale takimi eleganckimi, o tandecie nawet nie było mowy; różnych restauracji i niezliczonej ilości straganów z biżuterią, ubraniami, dodatkami, naprawdę pięknymi rzeczami... Jeśli dobrze poszukać, każdy znajdzie coś dla siebie bez obawy, że wyjedzie ze Zjednoczonego Królestwa ze znacznym nadbagażem - nie wyłączając oczywiście ekstremalnych przypadków, bo i takie również się zdarzały. Teraz jednak dziewczyna chciała czerpać jedynie pełną garścią przyjemność z zakupów i poznawania nowych miejsc, jednak czekała na nią najważniejsza atrakcja tego wyjazdu: nie bez powodu przeleciała szmat świata, nie unikając przy tym międzylądowania w Nowym Jorku, po drodze omijając kilka stref czasowych... Zaproszenie na londyński Fashion Week pojawiło się niespodziewanie, okazało się, że jedna z przyjaciółek jej matki z czasów szkolnych zaraz po studiach wyjechała, a teraz jest znaną projektantką i właścicielką marki odzieżowej, tworząc niezapomniane na czerwonych dywanach kreacje dla najważniejszych osób na Wyspach.
 - Wszystko jasne, tutaj, w samo południe.
 - Sekundkę. - Elektra odgarnęła jedną ręką rozpuszczone włosy za ucho, a drugą wyciągnęła z kieszeni brzęczący telefon, przykładając go do ucha. Nie była w stanie nawet przerwać szybko mówiącej po drugiej stronie osobie, więc tylko przytakiwała, słuchając wydobywających się w zaskakującym tempie słów, przytakując, lub tylko mrucząc pod nosem.
 - Skoro tak uważasz? - wypowiedziała zdanie pytająco. - Nie mogę zdecydować. Już, już. - uspokoiła rozmówcę. - Będziemy. Do zobaczenia.
Chowając iPhone'a, zwróciła się do cierpliwie czekającej córki.
 - Wygląda na to, że zanim wrócimy do apartamentu przed pokazem, Mari chce nas widzieć u siebie, podobno ma dla nas jakąś niespodziankę. Pamiętasz, gdzie jest jej atelier, prawda?
 - Byłyśmy tam przedwczoraj? - nastolatka wolała się upewnić.
 - Tak, ale pojedziemy razem. Zostawiłam ci trochę pieniędzy, więc jeśli coś ci się spodoba, nie wahaj się. Zobaczymy się wkrótce. - pocałowała Inés na pożegnanie, po czym dość szybkim krokiem oddaliła się w stronę labiryntu uliczek i stoisk, pozostawiając córkę zdaną samą na siebie.

Inés rozejrzała się dookoła: kilkaset metrów od niej kłębił się tłum, wymachujący na lewo i prawo aparatami, kamerami i tabletami, krzycząc coś i co jakiś czas chóralnie krzycząc. Dawno nie pisała ani nie dzwoniła do Jonathana, co prawda wspomniała mu, że przez jakiś czas będzie niedostępna, ale brakowało jej jego głosu. Nie chciała go budzić, wiedząc, że w Stanach jest środek nocy, jednak nie powstrzymało jej to od wysłania wiadomości.
"Miśku, jestem w Londynie i będę miała dla ciebie po powrocie małą niespodziankę ;) Żyjesz jeszcze, czy umarłeś z tęsknoty za mną? Inés"

O dziwo, komórka rozdzwoniła się szybciej, niż zdążyła schować telefon do kieszeni: na wyświetlaczu pokazało się jego zdjęcie i komunikat o rozmowie przychodzącej. Początkowo nie chciała odebrać, wiedząc, że narazi Jona na koszty, jednak przemogła się i przyłożyła telefon do ucha. Skoro dzwonił o tak późnej porze, musiał naprawdę tęsknić.
 - Cześć, nie obudziłam cię?
 - Żartujesz chyba. Jest... jedenasta. - odpowiadając, musiał chyba zerknąć na zegarek, gdyż przez chwilę się zawahał. W tle słyszała dźwięk wielu głosów.
 - Teraz to ty żartujesz, prawda?
 - Jestem w Europie z całą rodzinką; tata chciał, żebym zobaczył, co ma do zaoferowania nieco inna kultura, niż nasza, a u ciebie, wszystko w porządku?
 - Tęsknię... Czemu nic mi nie powiedziałeś? - dziewczyna zrugała swojego chłopaka. - Byłoby o wiele łatwiej nam rozmawiać! - fuknęła do słuchawki. - Ja się zamartwiam, co się dzieje w domu, a ty mi tak mówisz...

Ciemnowłosa nawet nie podejrzewała, że w rzeczywistości Jonathan znajduje się tak blisko... praktycznie za jej plecami, w tłumie, siedząc blisko całej ekipy, słuchając, jak jego ojciec gra i rozmawia z falującą grupą niezwykle oddanych fanów.
 - Z tego, co wspominała Emma, niedługo jedziemy całą grupką na lunch do Orchard, a potem mamy nieco czasu wolnego przed spotkaniem taty w studiu BBC Radio 1.
 - Kolejny raz sobie żartujesz?
 - Nie?
 - Czy my oboje jesteśmy teraz w Londynie?
 - Chyba tak... Spotkajmy się... może... Zaczekaj chwilkę. - Jonathan odsunął słuchawkę od ucha, podchodząc do Emmy.
 - Emma, wiesz, że jest tu też Inés?
 - Naprawdę?
 - Powiem jej, żeby wpadła, OK?
 - Jasne, nie ma problemu. - asystentka uśmiechnęła się. - Zmieścimy się w aucie wszyscy.
Słysząc jej słowa, chłopak wrócił do rozmowy.
 - Dasz zaprosić się na lunch?
 - Wiesz, ale ja tu jestem z mamą...
 - To proste, wpadnijcie razem. - Inés była absolutnie pewna, że jej chłopak w tym momencie się uśmiecha. - Zaczekaj na nas przy wejściu do metra na Leicester Square, będziemy jechali dwoma czarnymi autami, ja będę w drugim razem z tatą, wujkiem Shannem i Tomo.
 - Jasne. Do zobaczenia, miśku.

Nawet nie chowała telefonu do kieszeni, zresztą, w jej obecnej sytuacji to kompletnie nie miało jakiegokolwiek sensu.
 - Mamo?
 - Tak?
 - Nie uwierzysz, Jonathan tu jest! - Inés była tak podekscytowana wiadomościami, które nadeszły do niej zaledwie kilkanaście sekund wcześniej, że głos zdążył podskoczyć jej co najmniej o pół oktawy.
 - Zbieg okoliczności, czy coś więcej?
 - Zaprosili nas na lunch do Orchard; za chwilkę po mnie przyjadą. To naprawdę niedaleko Covent Garden, wyślę ci lokalizację. Sekundkę. - kilkoma dotknięciami ekranu dotarła do zrzutu ekranu, który natychmiast posłała matce.
 - Mam, dziękuję. - odparła. - Cóż za niespodzianka, prawda?
 - Muszę kończyć, chyba widzę auto.
 - Do zobaczenia.

To było dość dziwne: tłum, wcześniej stojący w miejscu, teraz zaczął niebezpiecznie się przybliżać w stronę jedynego możliwego wyjazdu z Covent Garden, tak, jakby próbował jeszcze gonić powoli odjeżdżające auta. Samochody, o których mówił Jonathan, w rzeczywistości były dużymi, sportowymi limuzynami: w pierwszej kierowcą był mężczyzna, którego znikąd nie kojarzyła, jednak w drugim za kierownicą siedziała Emma w okularach przeciwsłonecznych, a widząc nastolatkę, pomachała do niej, zatrzymując się. Kilka sekund później przez okno wyjrzała długowłosa głowa ojca Jonathana, również zaopatrzona w stosowne okulary, po czym znacząco spojrzała w jej kierunku. Kilka sekund później usłyszała głos.
 - Cześć, Inés. Wskakuj. - drzwi otworzyły się, a dziewczyna szybko wskoczyła do samochodu, zajmując fotel zaraz obok Jonathana. Sam Jared natomiast zwrócił się do osłupiałej grupy, w większości składającej się z dziewcząt.
 - Bawcie się dobrze, kochani. Do zobaczenia i usłyszenia wieczorem! - pomachał do nich, zyskując w odpowiedzi głośny, niekontrolowany pisk radości, po czym drzwi zamknęły się.
 - Dzień dobry. - dziewczyna przywitała się ze wszystkimi, siedzącymi w środku i zapięła wiszący obok niej pas bezpieczeństwa. - Cześć, Jonny! - wyściskała chłopaka, siedzącego obok niej.
 - Co tu robisz? - Jared był nieźle zaskoczony widokiem Inés. - Wskoczyłaś w Los Angeles do którejś z naszych walizek? - zaśmiał się, na co zawtórowali mu pozostali dwaj członkowie zespołu.
 - Musielibyście dopłacić chyba za znaczny nadbagaż, bo Alicją jeszcze nie jestem i w najbliższym czasie nie zamierzam być. - nastolatce dopisywało również całkiem niezłe poczucie humoru.
 - A może jesteś, tylko o tym jeszcze nie wiesz? - z tylnego siedzenia odezwał się do niej Tomo, uśmiechając się na swój charakterystyczny, zabawny sposób.
 - Absolem? - dziewczyna była mile zaskoczona. - Sądziłam, że... Burton jest bliższy nieco innej grupie osób.
 - Artystom też, uwierz. - Miličević mrugnął do do niej w odpowiedzi.
 - Jesteśmy na miejscu. - Shannon zorientował się pierwszy, rozpinając pas i próbując wydostać się ku drzwiom. - Bracie, może postanowisz się ruszyć z miejsca, bo inaczej nie złożymy fotela?

 - Wyskakujcie, te same ruchy, tylko dwa razy szybciej. - Jared pogonił w stronę drzwi młodzież, wpatrującą się w siebie. Jonathan cały czas miał trudność z uwierzeniem w to, że jego ukochana jest tak blisko niego i wspólnie spędzają czas; wystarczyło kilka krótkich minut, by oboje promienieli z radości. Przy wejściu czekała już Emma, która zdążyła wcześniej wysiąść z auta, teraz cicho gawędząca z Elektrą.
 - Mamo, przepraszam za to zamieszanie...
 - Nie tłumacz się, Emma już o wszystkim mi powiedziała. Cześć, Jared. - dała przytulić się długowłosemu na powitanie. - Shann, Tomo. - kiwnęła głową do pozostałych. - Jonathan, prawie bym zapomniała, że też tu jesteś!
 - Znacie się? - spojrzenie Inés przesuwało się na zmianę po Marsach, jej matce, zatrzymując się na Jonathanie, sądząc, że ten będzie wiedział coś więcej, jednak wytrzeszczone oczy nastolatka mówiły jej niewiele więcej.
 - Z niejednego pieca chleb się jadło. - rodzice obojga chórem przytoczyli znane powiedzenie, znacząco na siebie spoglądając.
 - Tak, bo nie kto inny, jak właśnie twój mąż postanowił zorganizować iście wikiński najazd na naszą garderobę. - Shann zaczął głośno się śmiać.
 - Ale chyba już jesteśmy kwita, prawda? - Elektra, patrząc na niego spode łba, po krótkiej chwili uśmiechnęła się do perkusisty.
 - Taka praca. - ciemnowłosy jedynie wzruszył ramionami.
 - Idziemy? - Emma szeroko otworzyła drzwi restauracji, wchodząc z grupką do środka. Wnętrze utrzymane było w jasnych, pastelowych barwach, wszystkie stoliki i krzesła pomalowane były farbą w kolorze soczystej zieleni, a na długiej, wbudowanej w ścianę kanapie leżały kolorowe, pasiaste poduszki. Wszystkie dodatki były przygotowane z zupełnie naturalnych materiałów, przyjaznych środowisku.
 - Mmmm... - Jared cicho wymruczał, wciągając nosem niosący się zapach warzyw. - Wszystko, co najlepsze.
 - Dzień dobry, w czym mogę państwu pomóc? - kelner w zielonym fartuchu czekał najwyraźniej na decyzję gości.
 - Rezerwowałam na nazwisko Ludbrook. - Emma natychmiast wysunęła się do przodu.
 - Już prowadzę. - mężczyzna skierował się w stronę składanego parawanu, wykonanego z plecionki, za którym były ciemne drzwi, prowadzące do wewnątrz. Sala, do której weszli, okazała się przestronną, prywatną jadalnią. Była bardzo podobna kolorystycznie, jednak zasadnicza różnica polegała na tym, że stał w niej tylko jeden stół, nakryty i wyposażony w menu na dziesięć osób, przy którym zasiadła cała siódemka.
 - Ale tu wygodnie. - Jared rozsiadł się na krześle, uśmiechając. - Umieram z głodu. - dorzucił. - Miska owsianki z mlekiem migdałowym i banan to chyba nieco za mało, jak na śniadanie.
 - Czy mogę już przyjąć zamówienie?
 - Nie trzeba. - Emma uprzedziła otwierającego już usta Jaya. - Szef kuchni wie, czego nam trzeba. Siedem razy to samo.
 - Oczywiście. - nieco zmieszany kelner natychmiast opuścił jadalnię.
 - Przepraszam za taką reakcję, ale już wcześniej wszystko ustaliłam bezpośrednio z Pierre'em, więc nie chciałam niczego teraz komplikować... - urwała, widząc, jak "ich" kelner w towarzystwie drugiej kobiety rozkłada przed nimi szklanki, napełnione sokiem pomarańczowym i kolorowe talerze. Na każdym z nich oprócz sporej porcji kolorowej sałatki był ustawiony sporej wielkości burger, z którego aż wypadały grubo krojone plastry pomidora.
 - Boże, co za służalczość. - zaraz po wyjściu obsługi Jared zaczął jęczeć. - Mają specyficznych klientów, a tak bardzo psują sobie reputację... - muzyk zwrócił się bezpośrednio do Emmy.  - Jesteś niezastąpiona, wilki będą syte...
 - A krowa cała. Wiem, że lubisz wegańskie burgery Pierre'a. - w odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła, wgryzając we własny.

 - Naprawdę one są wegańskie? Nie wyglądają. - Inés odezwała się do Jonathana.
 - Blanque to mistrz w swoim fachu, przerobił tak wiele dań na wegańskie, że nawet wieloletnim mięsożercom pasuje jego kuchnia. Tata sporo mi o nim opowiadał... - kiwnął głową w stronę ojca.
 - Elektra, co tak właściwie robicie w Londynie? Poza naszą wycieczką pokrywa się tylko Fashion Week, prawda?
 - Trafiłeś w dziesiątkę, wiesz kim jest Mari Indigo?
 - Nie... - Leto przez chwilę się zawahał.
 - Ale za to ja wiem. - Emma szeroko się uśmiechnęła. - To amerykańska projektantka o włoskich korzeniach, która szyje naprawdę świetne stroje; sama mam kilka kompletów jej autorstwa. - ciemnowłose spojrzały na siebie wymownie. - Masz bilety na jej pokaz? Podobno wejściówki wyprzedały się wieki temu.
 - Tajemnica polega na tym, że znamy się z Mari, chodziłyśmy razem do liceum.
 - Pozwolisz, że zapytam: jak długo planujecie zostać jeszcze w Londynie? - Jared, wycierając kawałkiem pełnoziarnistej bułeczki odrobinę sosu z talerza, spojrzał na nastolatków, cicho ze sobą rozmawiających. Inés z Jonathanem w pełni celowo usiedli z dala od rodziców, by móc nadrobić stracone chwile w jak największym stopniu.
 - Teoretycznie do końca tygodnia, ale mam możliwość bezproblemowej zmiany daty biletów, czemu pytasz?
 - My dla odmiany wracamy do Stanów dopiero za kilka tygodni...

Jonathan patrzył na dziewczynę, pałaszującą z uśmiechem na twarzy kanapkę. Chciał jej powiedzieć tak wiele rzeczy, jednak przy rodzicach i rodzinie było to wręcz niemożliwe. Marzyło mu się znów spotkać nocą, w lśniących w mroku miejskich światłach, móc pospacerować po ceglastym chodniku w okolicach pałacu Buckingham, parku, w pobliżu Big Bena i Tamizy, jednak z drugiej strony wiedział, że będzie miał ogromne trudności wydostania się zarówno z radia, jak i hotelu, w którym mieszkali, nie na oczach Emmy i pozostałych.

 - Wiesz, wpadłem na pewien pomysł.
 - Jaki? - chociaż odezwał się Tomo, to jednak spojrzenia wszystkich zawisły na młodszym Leto. Nie zwrócił się bezpośrednio do konkretnej osoby, więc równie dobrze zdanie mogło dotyczyć kogokolwiek.
 - El, oddałabyś mi pod opiekę; przepraszam, nam, swoją córkę na jakiś czas?
Ciemnowłosa była zaskoczona propozycją Jareda, zresztą, Inés tak długo była zamknięta w sobie, nie ufała wielu osobom, zdecydowanie dało się powiedzieć o niej, że posiadała dziwną zdolność wtapiania się w tłum, pędzący dookoła. Dopiero po tym, kiedy poznała Jonathana, może to za jego sprawką stała się nieco bardziej otwarta na świat, otaczający ją? Gdyby wziąć propozycję Jareda pod rozwagę, Shinodowie mogliby zyskać czas na niewielkie wakacje, ich prywatny wyjazd, powrót do czasów miesiąca miodowego...
 - Jay, co próbujesz mi przez to powiedzieć?
 - Uważam, że nasze dzieci mogą wspólnie zobaczyć kawałek świata, praktycznie nic nie stoi według mnie na przeszkodzie. - wskazał ręką na parę, szeroko otwierającą usta ze zdziwienia, a następnie spoglądającą na siebie zszokowanym wzrokiem. - Z rzeczami i biletami lotniczymi damy radę, to nie problem, pozostaje tylko kwestia twojej zgody.
 - To naprawdę wspaniałomyślna propozycja z twojej strony, ale nie jestem do końca przekonana... Znam realia życia w trasie, czy to nie będzie dla was dodatkowy kłopot, jeszcze jedna osoba, którą trzeba mieć na uwadze?
 - Żartujesz? - tym razem odezwała się Emma. - Przecież jeździmy wszędzie wspólnie, a poza tym, obawiam się, że w tym zespole zaczyna powoli panować patriarchalny styl bycia. Kolejna dziewczyna bardzo się przyda. - szeroko uśmiechnęła się do Inés.
 - Mamuś, zgódź się, proszę! - do nastolatki dotarło to, na co usiłowała naprowadzić jej matkę Emma z ojcem Jonathana. Pół lata spędzone z własnym chłopakiem, czy to nie miały być najpiękniejsze wakacje w życiu?
 - Cóż... Inés, musisz mi obiecać, że niczego nie zmalujesz.
 - Już ja tego dopilnuję, obiecuję, nawet włos jej z głowy nie spadnie! - Jonny, uderzając się pięścią w pierś, przysiągł poważnym tonem opiekę nad panią własnego serca.
 - W takim wypadku chyba nie mam innego wyjścia... Dobrze.
 - Hurra! - nastolatkowie głośno krzyknęli z radości. - Wspólne wakacje, ale ekstra!
 - Słowo się rzekło, tsunami nadchodzi.
- Shann podsumował radość młodych.

Nieco później, w atelier Mari...

 - Ellie, Ellie, hej, nie martw się o Inés, pewnie poszła pooglądać przygotowania do pokazu. - przyjaciółka usiłowała uspokoić Elektrę, wzrokiem usiłującą znaleźć córkę w tłumie kobiet, przygotowywanych do prezentacji kolekcji. - Przecież wiesz, że to jest interesujące dla młodej kobiety.
Mari ukryła przed nią fakt, że nastolatka również weźmie w nim udział, w dodatku w specjalnie przygotowanej dla niej kreacji, którą z zachwytem oglądała ostatnim razem. Wystarczyło szepnąć jej na ucho, żeby pokazała się jednej z krawcowych, a teraz najprawdopodobniej siedziała na fotelu jednego z fryzjerów, układających jej długie, zadbane włosy w piękny, ciasno spleciony dookoła głowy warkocz francuski. W makijażu była prawie nie do poznania - zazwyczaj długie rzęsy były podkreślone jeszcze odrobiną tuszu, oczy otoczone były delikatną, nieprzesadzoną kreską, skierowaną ku górze jak kocie oko, a na ustach lśniła odrobina koralowej szminki. Nie wymagała wielu poprawek, przy tak delikatnej cerze, świeżej i gładkiej wystarczyło tylko lekkie muśnięcie podkładem.

 - Chodź, pokażę ci, gdzie są wasze miejsca, a sama znajdę twoją córkę. - poprowadziła ją w stronę szerokiego, śnieżnobiałego wybiegu, na którym oświetleniowcy już testowali różne kolory lamp, wybranych wcześniej przez Mari. Rozlewając się, mieszając, tworzyły wielobarwne mieszanki... Krzesła, ustawione w trzech rzędach z obu stron wybiegu powoli zaczynały zapełniać się elegancko ubranymi osobami, w równie dużym stopniu zainteresowanymi pracami pani Indigo. Nowa kolekcja zapowiadała się ciekawie, z tego, co Elektra zdążyła zauważyć na zapleczu, dominowały kombinacje w stylach casual i dressy, ale nie brakowało również sukienek, lekkich i zwiewnych, w sam raz nadających się na piaszczyste plaże lub tradycyjne, włoskie, śródziemnomorskie lato. Bez wątpienia, to była jedna z najciekawszych prezentacji w ciągu tego londyńskiego tygodnia mody.

Po kilkunastu minutach wszystkie reflektory zwróciły się na Mari, ubraną w elegancki, biały żakiet, luźno spływający po ramionach i jasne spodnie z czarnym mankietem. Gdzie jest Inés? Pewnie skorzystała z mojej nieuwagi i pojechała do Jonathana, to przecież oczywiste. Już ja jej powiem do słuchu, nawet nie spróbuje oddalić się ode mnie na krok.
 - Witam wszystkich państwa bardzo serdecznie na pokazie mojej nowej kolekcji, mam nadzieję, że taka wizja tegorocznego lata i jesieni przypadnie wszystkim tu zgromadzonym do gustu. - huk braw zagłuszył ostatnie słowa kobiety, która usunęła się w cień kulis, wypuszczając kilka modelek, ubranych w stroje z motywami kwiatowymi na wybieg.
W następnej kolejności na podeście pojawiło się kilku modeli w bermudach i szortach oraz koszulkach w ciekawe wzory, czerpiące z kultur Azteków i Inków, dalej dwie modelki w kostiumach kąpielowych, wykonanych z cienkich i zwiewnych tkanin, bardziej nadających się do opalania, niż pływania.

Po chwili przerwy Mari powróciła na wybieg, dzierżąc w dłoniach mikrofon.
 - W tej części prezentacji zobaczymy letni strój wieczorowy w dwóch odsłonach oraz kilka sukienek damskich na dzień.
Na podeście jako ostatnia pojawiła się bardzo młoda modelka w bardzo naturalnym makijażu, misternie upiętej fryzurze i długiej sukni, w której Elektra po dłuższej chwili, po przyjrzeniu się bliżej dziewczynie, rozpoznała... swoją córkę! Sądziła przecież, że Inés zwiała, ale nawet nie pomyślała o tym, że nastolatka weźmie udział w pokazie, tak bardzo przypominając inne kobiety, które przeszły wcześniej przez niego w koronkowych sukienkach w różnych, pastelowych kolorach. Przez moment zupełnie zaparło jej dech: ciemnowłosa nastolatka w długiej sukni, wykonanej z błękitnej organzy, podszytej jakimś innym materiałem i przewiązanej ciemnoniebieską wstążką, przeszła przez wybieg w butach na wysokim obcasie tak, jak inne modelki, prawie bez żadnej różnicy, zatrzymując się na jego krańcu, dając się obfotografować, obracając z lekka i podnosząc dłoń ku tasiemce i pociągając za nią. W tym momencie na podest opadł fragment spódnicy, odsłaniając szczupłe nogi dziewczyny z lekko zarysowanymi mięśniami łydek, wytrenowanymi dzięki pływaniu.
Doktor Kulber naprawdę znał się na swoim fachu - po zabiegu, jakim była operacja Inés zaledwie przed trzema miesiącami, na skórze nastolatki pozostało tylko kilka punkcików, gojących się praktycznie bez żadnych śladów, wyczuwalnych jedynie w dotyku.
Elektra wpatrywała się w swoją córkę z niedowierzaniem, kiedy ta znikała za śnieżnobiałą ścianą; niepotrzebnie tworzyła taką historię, godną magazynu plotkarskiego, a Mari... ona maczanie palców miała opanowane do perfekcji...

-------------------------------------
Londyn, a co dalej? Szykujcie się na sporo niespodzianek, mnóstwo romantycznych scen i szaleństw, jakich nastoletni świat nie widział :D

10 komentarzy:

  1. Suuuper rozdział! Mam nadziej że następny pojawi się jak najszybciej! Życzę Weny!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cierpliwości, jak będzie gotowy, to go opublikuję. Komentarze też mają znaczenie ;)
      S.

      Usuń
  2. Możesz mnie udusić lub zamordować za takie wielkie opóżnienie. Mogę się jedynie bronić tym, że bardzo rzadko przebywam teraz na blogu, głównie z powodu kiepskiej sytuacji na koniec roku,chociaż nie wiem czy to wystarczające tłumaczenie. Wracając do rozdziału..szczególnie podoba mi się długość (nie wiem, jak Ty nadążasz z tym pisaniem). Nie za długo, nie za krótko...idealnie...kolejna zaleta to..dużo Ines <3 nawet bardzo dużo, co niezmiernie mnie cieszy bo wprost przepadam za tą dziewczyną :) genialny pomysł z tym pokazem, czułam się,jakbym tam była i jeszcze to zaskoczenie Elektry :3 coś niesamowitego! Świetny, nie ma się do czego przyczepić, jeden z lepszych jakie czytałam do tej pory :3 na koniec takie oklepane: życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny :)
    P.S. Wybierasz się może na koncert Linkin Park? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się,nie zamierzam nikogo dusić ;) Doskonale to rozumiem,sama jestem w trakcie egzaminów :)
      Powód,dla którego ten rozdział jest długi,jest bardzo prosty: napisałam go jeszcze przed maturami, więc mając szkice, nie potrzebowałam wiele czasu na dokończenie go.
      Niestety, nie będzie mnie na koncercie,czego żałuję, ale wierzę, że może kiedyś to się uda.
      Dziękuję,wena zawsze się przyda :)
      S.

      Usuń
  3. Kurcze od wczoraj próbuję się zebrać w sobie i napisać coś więcej niż "Awwwww!", ale mam z tym problem. Uwielbiam naszych młodych zakochańców! Mina fanek, gdy Jared kazał Ines wsiadać musiała być bezcenna :D Aż dziwne, że nigdzie się nie pojawiły zdjęcia z plotkami, że to jego dziewczyna xD Pomysł z pokazem ciekawy, aż miło było sobie wyobrazić Ines na wybiegu. Coś podejrzewam, że te wspólne wakacje mogą się okazać ciekawe. Ale czemu El nie zadzwoniła do Mike'a, tylko od razu się zgodziła? Ja byłabym zła na jego miejscu.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, mina była bezcenna :)
      Spokojnie, reakcje Mike'a jeszcze się wyjaśnią, poza tym w takim momencie, kiedy błagają cię naraz trzy osoby, chyba nie jesteś w stanie im odmówić?
      Nastolatka z 42-letnim mężczyzną? To trochę niemożliwe, nie uważasz?
      "Zakochańców" będzie jeszcze więcej ;)
      S.

      Usuń
  4. Widzę, ze nie tylko ja kocham Londyn w opowiadaniach :) świetny rozdział i czekam z niecierpliwością na obiecane sceny romantyczne haha :3

    Pozdrawiam i życzę dalszych dobrych pomysłów :)
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Jak podróż, to po najpiękniejszych miejscach świata ;)
      Wierzę, że Mr. Wen przestał się na mnie obrażać :D
      S.

      Usuń
  5. O rany, rany, rany! Naprawdę świetny!
    Ines i Jonathan razem na wakacjach, o matko, to aż ocieka słodyczą :3
    Cały pomysł na lato też bardzo fajny, podoba mi się! No i sam pokaz mody: haha, mogę sobie wyobrazić szok Elektry na widok swojej córy na wybiegu XDD
    Well, wyczuwam jakąś akcję, mam nadzieję, że będzie się działo! Więcej naszej uroczej parki Ines-Jonny, bo są taaacy kochani, ojej <3
    weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że akcja będzie i to już niedługo :)
      A parki nikomu nie zabraknie, bo słodyczą płynie każdy kolejny rozdział (tak przynajmniej sądzę) :)
      Dziękuję za miłe słowa :)
      S.

      Usuń