piątek, 11 kwietnia 2014

Elektra's Story... a little later... - One place isn't far enough...

Promienie wstającego słońca sączyły się przez na wpół zasłonięte okna sypialni Jareda, rażąc go w oczy i rozbudzając. Mężczyzna zawinął się w kołdrę i odwrócił twarzą do poduszki, wydając z siebie pomruk niezadowolenia, brzmiący nieco jak "zgaście to światło...".
Po dłuższej chwili jednak dotarł do niego stłumiony pościelą dźwięk uderzania o drzwi kołatki. Cicho mrucząc coś pod nosem, zwlekł się z szerokiego łóźka, robiąc w stronę drzwi powolne, niespieszne kroki. Wychodząc na korytarz, spojrzał na schody prowadzące w dół, a następnie na zamknięte drzwi do pokoju Jonathana - wiedział, że jego syn wrócił późno po koncercie, na którym byli razem z Inés, teraz smacznie śpiąc pod pierzyną i naprawdę nie chciał go przypadkowo obudzić, więc najciszej jak umiał, stawiając na stopniach noga po nodze i trzymając ręką poręczy zaczął schodzić. Był tak zaspany, że przez krótki moment przed oczami stanęły mu mroczki; kiedy jednak westchnął, kilkukrotnie mlasnął i nieco nieskoordynowanym ruchem przekręcił zamek w drzwiach wejściowych, szeroko je otwierając.

Spojrzał w niebo przez na wpół zmrużone oczy, czując na policzkach ciepło słonecznych promieni, lecz po krótkiej chwili otworzył je, patrząc na całą w skowronkach pannę Ludbrook, stojącą na ganku i ubraną, w przeciwieństwie do niego, czekającego wciąż w długiej piżamie w drobną kratkę, włosach w absolutnie artystycznym nieładzie, jednocześnie lekko stojących na czubku głowy i poplątanych na złocistych końcówkach i śpiochach w kącikach oczu, które bezskutecznie usiłował wyjąć palcami.
 - Pobudka! - radośnie przytuliła go do siebie, po czym wmaszerowała do środka, zamykając za sobą drzwi. Na wpół śpiący jeszcze Jared, myślący jedynie o czekającym na niego ciepłym kokonie z pościeli, zmarszczył czoło, usiłując domyślić się, co tak właściwie Emma robi w The Lab, bo jego własne myśli poruszały się z prędkością żółwia, pędzącego na swój sposób po autostradzie, pełnej innych, śpiących żółwi.
 - Co tutaj robisz? - wymruczał.
 - Gratulacje, "Artifact" dostał nagrodę za najlepszy dokument!
 - Co? - szeroko otworzył oczy, natychmiast zmuszając mózg do trzeźwego myślenia. - Emma, ja wszystko rozumiem, ale nie ma jeszcze siódmej rano, a ty już tu jesteś. Oszalałaś chyba. - ostatnie dwa słowa wymruczał do siebie.
 - No cóż, mi w przeciwieństwie do ciebie nie jest dane spać do południa. Ale tak, mamy tą nagrodę.
 - Nie wierzę... Ellen miała rację. - cicho odparł.
 - Przygotuj się na telefony. - Emma wykrakała jakby zdarzenie, bo kilka sekund później leżący na stole Blackberry, który Jared zgarnął, odbierając i siadając na niebieskiej kanapie.
 - Tak, słucham?
 - Dzień dobry, Mark Douglas, dzwonię z LA Times. Po pierwsze, gratuluję nagrody, po drugie: czy to duże zaskoczenie? Pierwsze takie wyróżnienie... za odsłonięcie wszystkich sekretów tego biznesu?
 - Szczerze mówiąc, pierwotnie obawiałem się najgorszego, ale nasz mały projekt został przyjęty bardzo ciepło przez krytyków oraz, co ważniejsze, publiczność. Przez przypadek obudziłem się kilka minut temu, kiedy przyjechała moja asystentka, producentka "Artifact", Emma Ludbrook, informując mnie o tym.
 - Czy spodziewa się pan z tego powodu ewentualnej zemsty wytwórni?
 - W tej chwili nie jestem w stanie tego przewidzieć, jednak mam nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji.
 - Jak planuje pan spędzić resztę dnia?
 - Wrócę do łóżka, wyśpię się, a kiedy już wstanę, przygotuję wegańskie naleśniki.
 - Dziękuję za rozmowę, miłego dnia.
Emma, oparta o framugę, potupywała obcasem, słuchając rozmowy Jareda.
 - Nie będę ci przeszkadzała, idź spać, a potem porozmawiamy dłużej i zobaczymy, co dalej.
 - Jasne. - odprowadził Emmę do wyjścia. - Hej, Emma, jeszcze jedno. - kobieta momentalnie odwróciła się w jego stronę. - Dzięki za wyrozumiałość.
Jared wrócił pod kołdrę, zawijając się w nią z radosnym pomrukiem. Była jeszcze przyjemnie ciepła, więc już po kilku chwilach słychać było głębokie, ciche oddechy śpiącego.

Kiedy w aucie kobieta zerknęła na Twittera, zobaczyła najbardziej niepokojący wpis, jaki widziała od kilku miesięcy. Shannon... "Cóż, zachorowało mi się.", a do niego był dołączony link do Instagrama. Na zdjęciu nie wyglądał za dobrze, zmęczony, z cieniem choroby pod oczyma. Nawet, jeśli usiłował zatuszować to okularami.
 - Dobra, siłownia może zaczekać, najpierw muszę zadbać o mojego Miśka. - mruknęła do siebie. "Biedny jesteś, mój ty Shannie."
Kiedy wychodziła z Whole Foods, pchając przed sobą wózek, wyładowany kilkoma papierowymi torbami, w Shannonowej sypialni rozległ się dźwięk irytująco wrzynającego się w uszy budzika, jak rozżarzony do czerwoności pręt, który nakazał ciemnowłosemu otworzyć oczy, ten jednak z wciąż uparcie zamkniętymi powiekami na ślepo uderzył kilkukrotnie w szafkę nocną, usilnie poszukując alarmu, a po chwili, przez zupełny przypadek trafiając w przycisk.
Mężczyzna nie czuł się najlepiej: miał zupełnie zatkany nos, do tego dokuczał mu tępy ból głowy, pleców i suchość w gardle. Powoli wyszedł z łóżka tylko po to, by ściągnąć z wieszaka, wiszącego naprzeciw, miękki, wykonany z pluszu kombinezon. Siadając, wciągnął go na siebie, chowając głowę w kapturze, jednak wystarczyło te kilkadziesiąt sekund, by znów zaczął dygotać z zimna.

Drzwi przed stojącą z torbami Emmą otworzyły się, pozostawiając jej sporo miejsca. Shannon stał pod ścianą, hałaśliwie wydmuchując nos i opierając się o nią: z jednej strony był blady, ale jednocześnie rozpalony na policzkach, ubrany w onesie w nieregularne, brązowo - beżowe pasy.
Kiedy weszła do środka, załamał ją widok mężczyzny, rozbitego kompletnie przez chorobę i ledwo utrzymującego się na nogach.
 - Kochanie, co ty tutaj robisz, zarazisz się! - wychrypiał resztkami głosu.
 - Trzeba było nie publikować zdjęć, widzę przecież, że nie jest za dobrze. Shannie, marsz do łóżka, migiem, natychmiast. - iście generalskim tonem i z takim samym wyrazem twarzy wskazała mu palcem otwarte drzwi jego sypialni.
Leto wymruczał odpowiedź, idąc do pokoju w kapciach, wyglądających jak dwa kłębki splątanej ze sobą wełny, a Emma zaniosła torby do kuchni. Rozpakowując paczki, napełniła czajnik wodą i włączyła go, po czym wrzuciła do kubków herbatę z kwiatów lipy, a czekając na zagotowanie się wody, umyła warzywa, podzieliła je i włożyła do garnka, napełnionego wodą i stojącego na kuchence. Nie znała nic lepszego na przeziębienie, jak pożywna, gorąca zupa. Żadne kostki, gotowce, co to, to nie, w tym jest więcej chemii niż w lekach, cała tablica Mendelejewa, jeśli nie więcej atrakcji... To nawet nie wchodziło w grę. Zresztą, to co naturalne, jest chyba lepsze, niż sztuczne, prawda?
Kiedy po dłuższej chwili zaniosła do sypialni Shanna herbatę, jej partner wyglądał bardzo niewyraźnie.
 - Masz, wypij wszystko, na pewno poczujesz się lepiej. - usiadła obok chorego, poprawiając mu poduszki i podając mu w drżącą dłoń przyjemnie ciepły kubek.
 - Skarbie... Nie powinnaś była przyjeżdżać, złapiesz tego wirusa i oboje nie ruszymy się z łóżek.
 - Przecież wiesz, że mam dobrą odporność, nie martw się. Trzymaj. - podała mu kolejny kubek.
 - Ile zamierzasz wlać we mnie tej herbaty? Nie mówię, że jest niedobra... Dodałaś miodu, prawda?
 - Człowiek nie wielbłąd, pić musi. Dużo. Dam ci jej tyle, ile będzie trzeba.
Shann wyglądał jak ostatnie nieszczęście; zakatarzony, z półprzymkniętymi, podkrążonymi ze zmęczenia oczyma, zawinięty po szyję w kołdrę i popijający przez słomkę przygotowaną przez Emmę herbatę.
I pomyśleć, że jeszcze dwa dni wcześniej biegał po plaży, kradnąc zachód słońca...
 - Dlaczego to robisz?
 - Kiedy wreszcie dotrze do tej twojej łepetyny, że ja dlatego tak postępuję, bo po prostu cię kocham? - nie bacząc na jego próby odsunięcia od siebie, przytuliła go i pocałowała w policzek, nie szczędząc czasu.

 - Wszyscy w komplecie? - Mike rozejrzał się po studiu, mierząc wzrokiem każdego z pozostałych Linkinów, którzy rozsiedli się na kanapie i fotelach rozstawionych dookoła studia, a on sam stał obok Elektry, wypełniającej leżący obok niej stos dokumentów.
Na twarzach mężczyzn nie gościły uśmiechy, przeciwnie, zwykle dość radosny Brad pojawił się z nietęgim wyrazem twarzy, sugerującym, że nie przespał zbyt dobrze nocy. Phoenix był naburmuszony, wbijając wzrok w swoje kolana, a Joe... ten jak zwykle mazał coś w notatniku, jednocześnie żując gumę. Robert jako jedyny nie ignorował otaczającej go rzeczywistości, po chwili wstając z miejsca i przenosząc się za perkusję, całą obstawioną mikrofonami, zainstalowanymi jakiś czas wcześniej. Zespół postanowił przełamać kreatywny impas i wrócić do nagrywania płyty, co po kilku miesiącach bez regularnych prób wydawało się nierealne. Chester, wyraźnie mający jakąś koncepcję, stanął w miejscu, nucąc pod nosem jakąś melodię.
 - Gitary w dłoń i na koń, panowie. - Mike klasnął w dłonie, dodając chwilę później - Trzeba wreszcie ruszyć tą machinę, jeśli nie zamierzamy zwlekać z płytą przez następne pięć lat. - zakomenderował, podchodząc do stojaka i biorąc z niego białą gitarę, całą w rysunkach. Wiedział, że niełatwo będzie obudzić pozostałych.
 - Mikey, pójdę do gabinetu na górze. - El wstała z krzesła, podnosząc stos papierów. - Muszę dopilnować reszty formalności sama, bo nawet jeśli produkujemy płytę sami, potem mogą nie zapewnić nam obsługi.
 - Pędź, skarbie. - Mike pocałował żonę w policzek, odprowadzając ją wzrokiem. Nie znosił papierkowej roboty, w przeciwieństwie do Elektry nie miał do niej za grosz cierpliwości, zawsze pozbywając się jej byle dalej i ograniczając się jedynie do przestudiowania i podpisu najważniejszych druków.

Kiedy ciemnowłosa wchodziła po schodach, ze studia wydobył się wzmocniony dźwięk efektu gitarowego. Mike usiłował wybudzić przyjaciół, siedzących ledwo przytomnie na miejscu, jednak odpowiedział mu zbiorowy jęk i głośna rozmowa na bliżej nieokreślony temat. Kiedy usiadła w biblioteczce, rozkładając przed sobą formularze, westchnęła głośno, przypominając sobie czas, kiedy tylko sprawdzała wypełnione przez Adama papiery. Gdy ona opiekowała się malutką Inés, to on, jeszcze przed zmianą pracy opiekował się sprawami zespołu, więc mogła pozwolić sobie na swego rodzaju urlop macierzyński, czasem tylko dopilnowując terminów, czy korygując wywiady, umawiając na spotkania z dziennikarzami i tłumacząc, czyli tym, czym zajmowała się kiedyś.
Żyło im się z Mike'em w tak wspaniałym domu naprawdę dobrze, a gdy na świecie pojawiła się Inés, znaczenie słowa "rodzina" nabrało o wiele głębszego sensu. Nie martwiła się o to, że nie będzie w stanie zapewnić swojej córce dobrej przyszłości - nie była już przecież studentką, zastanawiającą się nad każdym kolejnym dniem.

W studiu mężczyźni powoli zabrali się do próby.
 - Wpadłem na pewien pomysł. - Mike wyciągnął z szuflady buirka niewielkiego pendrive'a, wtykając go w gniazdo komputera i jednocześnie włączając monitor, na którym wyświetlił się szkic tekstu razem z chwytami. - Posłuchajcie sami. - zaczął cicho grać, nagle jednak zatrzymując się, słysząc mruczenie Chestera, który próbował dopasować się do melodii, ale niezupełnie pilnując linii melodycznej. O dziwo, pasowało to do siebie.
 - Mike, masz to nagrane? - słysząc pytanie Chaza, Shinoda natychmiast obrócił się w stronę komputera, wybierając kilka przycisków w mikserze.
 - Coś tam mam, bo bawiłem się na własną rękę, chcesz spróbować?
 - Mało powiedziane. - w tym momencie Robert odezwał się, łapiąc w ręce pałeczki. - Jak wszyscy, to wszyscy, bez wyjątków. Chłopaki, Mike ma rację, nie będziemy siedzieli tutaj jak na tureckim kazaniu, na kawę i ploteczki możemy iść później do Starbucksa.
 - Chociaż raz dobrze powiedziane. - Japończyk, uśmiechając się, skinął głową do Roberta. To może pomóc.
 - To ja idę się podpiąć do słuchawek. - Chester wziął w ręce tablet Mike'a, leżący na stole i połączony z komputerem, szukając pliku z tekstem. - Guilty All The Same, to ten?
 - Tak.
Robert kilka razy mocno uderzył w talerze, po chwili przechodząc do płynnych, czasem nieco przyspieszonych uderzeń, kilkukrotnie zatrzymanych uderzeniem w hi-hat i zakończonych wytłumieniem bębnów. Szukał rytmu, od którego dałoby się zacząć track, jednak zaraz po tym, jak Mike jeszcze raz zaczął grać początek, wydawało się, że wyłapał pomysł Shinody, dostosowując głośność uderzenia.
 - Mam, możemy spróbować od początku? - Chester pomachał zza mikrofonu, przesłoniętego cienką siateczką. - Brad, Phi, bez was nie zrobimy niczego. - wskazał na gitary, stojące i czekające na swoich właścicieli.
 - Dobra, zobaczymy, co da się z tym zrobić. - Brad podpiął się do wzmacniacza, czekając na Phoenixa, który przez dłuższą chwilę dostrajał bas, długo nie ruszany z miejsca.
 - Robert, dasz radę zagrać jeszcze raz ten fragment? Brzmiał naprawdę nieźle.
 - Jasne. - powtórzył zaimprowizowany wcześniej początek, na co Brad dodał nieco surowe brzmienie gitary, grając z użyciem jednej z twardszych kostek.

You're guilty all the same,
Too sick to be ashamed
You want to point your finger,
But there's no one else to blame


Chester wrócił do swojej naturalnej maniery śpiewu, którą zagubił podczas długiej przerwy, prawie krzycząc fragment tekstu.
 - No i o to chodzi, widzieliście? - Mike wzniósł ręce w górę, jednocześnie patrząc przez kilka sekund w sufit. - Brzmi ekstra, to może jeszcze ten kawałek, Chester, ten z drugiej zwrotki.
 - Który, te linijki? - kilkoma dotknięciami ekranu podświetlił tekst, który rozjarzył się w tym samym momencie na monitorze.
 - Tak, ten.

Show us all again
That our hands are unclean,
That we're unprepared,
That you have what we need...

 - Może być? - Chester nieco złagodził sposób śpiewu, bardziej dopasowując się do melodii.
 - Super. Idealnie. - ciemnowłosy kliknął kilka razy, zapisując zrobione na szybko nagranie. - Mamy jakąś bazę, więc nie jest aż tak źle, jak myślałem.

Joe potupywał nerwowo, z minuty na minutę jego mina kwaśniała coraz bardziej, aż poderwał się z miejsca, prawie że wykrzykując.
 - Mike, doskonale wiesz, że nie chcę kląć, ale motyla noga, do jasnej anielki, czy ty w ogóle wziąłeś mnie pod uwagę? Jeszcze jestem chyba w tym zespole, prawda?
 - Co się tutaj dzieje? - Elektra stanęła w drzwiach, trzymając ręce na biodrach. Krzyki dotarły do gabinetu, z którego przyszła, natychmiast interweniując.
 - Nagrywamy demówkę. - Chester ściągnął słuchawki, zostawiając je na stojaku i podchodząc. - Ale komuś nie do końca spodobało się to, że jeszcze nie zastanawialiśmy się nad resztą elementów. - ostatnie słowa wypowiedział, udając, że się obraża, tupie nogą i odwraca na pięcie, kilka sekund później spoglądając na rozsierdzonego Joe'ego.
 - Przeproszę was na momencik. - Elektra wyciągnęła z kieszeni dzwoniący telefon, wychodząc na korytarz.
 - Tak, słucham?
 - Pani Elektra Shinoda?
 - Tak, wszystko się zgadza.
 - Moje nazwisko Devlin, dzwonię z Bravo TV, mam pewne pytanie dotyczące zespołu.
 - Tak, słucham? Czy chodzi o spotkanie?
 - Nie do końca. Już tłumaczę: nasi producenci bardzo chcieliby, aby Linkin Park wzięło udział w naszym sztandarowym programie udział jako jurorzy jednego z zadań eliminacyjnych. Czy istniałaby możliwość rozmowy z całym zespołem?
 - Myślę, że tak, kiedy chciałby pan z nimi porozmawiać?
 - O ile jest to możliwe, jak najszybciej, choćby i zaraz, ponieważ przygotowujemy wstępną ramówkę. To może być nawet konferencja za pośrednictwem Skype'a.
 - Proszę, czy mógłby przesłać mi pan pański identyfikator? Spróbuję połączyć z panem zespół.
 - Oczywiście. Byłbym naprawdę wdzięczny. Do usłyszenia.
 - Do usłyszenia.

Elektra wróciła do studia, na co w ciszy wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę. Rzeczywiście, jeśli chodziło o rozwiązywanie konfliktów była nieugięta, prawie jak amerykańscy Marines.
 - Kochanie, co się stało?
 - Mikey, puścisz mnie do komputera? - mężczyzna uniósł brwi, jednak podniósł się z fotela i przesunął od stołu, udostępniając nieco miejsca żonie, która kilkoma kliknięciami schowała mikser i inne programy, uruchamiając zespołowego Skype'a.
 - El, czy z tym ma coś wspólnego ten telefon? - Mike momentalnie odgadł, co kryje się za postępowaniem ciemnowłosej, przepisującej z wyświetlacza telefonu nick, otrzymany w wiadomości.
 - Mam nadzieję, że to nie jest problem, że przerwę wam próbę, ale sprawa jest dość ważna. Zaraz sami się dowiecie. - wybrała symbol słuchawki, nawiązując połączenie. O dziwo, kamera objęła siedzących dookoła, więc nie musiała się zbytnio gimnastykować.

 - Dzień dobry. - ciemnowłosy mężczyzna przełączył się w tryb konferencji zaraz po odebraniu, kiwając głową. - Bardzo dziękuję pani za taką szybką rozmowę. - zwrócił się do Elektry, budząc tym w Mike'u nieco zazdrosne spojrzenie. - Może przejdźmy do rzeczy, nazywam się Devlin i odpowiadam za przygotowanie nowej ramówki Bravo TV.
 - Przepraszam, ale mój mąż oraz nasi przyjaciele nie wiedzą jeszcze, o co chodzi. - Elektra wtrąciła się w monolog mężczyzny, natychmiast przerywając mu wywód. Brad spojrzał na Phoenixa i Chestera tak, jakby nie do końca ufał temu, co dzieje się dookoła.
 - Oczywiście, wyjaśnię jeszcze raz. Poprzedni sezon naszego sztandarowego programu, "Top Chef" cieszył się rekordową oglądalnością.
 - Rzeczywiście, Tal wołała mnie po to, żebym tylko zobaczył wyścigi w ubijaniu białek na czas... - Chester wspomniał całkiem niedawną sytuację, kiedy to jego żona, inspirując się programem, sprawdziła, jak szybko potrafi ubijać jajka...
 - W nadchodzącej serii producenci programu chcieliby wykorzystać zespół w roli jurorów jednego z zadań eliminacyjnych, w związku z tym chciałbym wiedzieć, czy byłoby to możliwe.
Mike długo przysłuchiwał się mężczyźnie, spoglądając na zmianę w kamerę, wbudowaną w monitor, przyjaciół, cicho zastanawiających się, Elektrę, kartkującą kalendarz i szeroko uśmiechniętego Brada. Głodomor... Temu w głowie nic innego, jak tylko usłyszy słowo "jedzenie"...
 - W tej chwili pracujemy nad płytą, ale jeśli terminy byłyby odpowiednie, moglibyśmy spróbować.
 - Oczywiście kwestię dat i warunków finansowych ustalimy w dalszej fazie rozmów, chciałbym jedynie wiedzieć, czy byłoby to możliwe.
 - Ja nie widzę przeszkód. Chłopaki? - odwrócił się plecami do kamerki, zwracając się do pozostałych.
 - Mike... jest pewien problem. - Chester cicho się odezwał.
 - Hmm?
 - Ja i Robert jesteśmy wegetarianami. - w odpowiedzi perkusista kiwnął głową, lekko się uśmiechając. Zwykle za wiele się nie odzywał, ale taki uśmiech znaczył więcej, niż tysiąc słów wypowiedzianych w eter.
 - To świetnie się składa! - mężczyzna z telewizji zatarł ręce, szeroko się uśmiechając. - Im więcej trudności, tym lepiej, gdyż uczestnicy będą musieli wykazać się kreatywnym podejściem do tematu zadania. Czy mogę kontaktować się z panią telefonicznie? - wrócił do Elektry, która skinęła przyzwalająco głową.
 - Oczywiście. Będziemy w kontakcie.
 - Jeszcze raz dziękuję i do usłyszenia.

Ekran pociemniał, kiedy producent się rozłączył, pozostawiając Linkinów, siedzących w osłupieniu. Show? W telewizji? Teoretycznie występy nie były niczym nowym, ale postawienie zespołu w takiej sytuacji zaskakiwało, tym bardziej, że byli zupełnie nieprzygotowani na taką rolę.
 - Mikey. - Elektra położyła rękę na ramieniu męża. - Zobaczysz, to może być całkiem ciekawe doświadczenie.
 - Obyś się nie myliła, skarbie. - pocałował ją, widząc, że potrzebują tego oboje.

----------------------------------------------
Zawieszenie nadal trwa, jednakże nie mogłam powstrzymać mojego szalejącego Mr. Wena od pisania, tak więc mam dla was jeszcze kilka drobnych przygód, a następny rozdział to kulinarna przygoda z Linkinami :D
Kiedy się pojawi, tego nie jestem w stanie stwierdzić, natomiast mogę powiedzieć, że nauka idzie dobrze, więc możliwe, że wrócę jeszcze szybciej, niż pierwotnie sądziłam i dokończę to, co zaczęłam.

Zapraszam do komentowania, na wszystkie odpowiem zgodnie z obietnicą :)
S.


13 komentarzy:

  1. Chory Shannie to jeszcze słodszy Shannie *.* Kooochana Emma <3 A czy ona nie powinna wpaść do Jaya z wiadomością o nominacji do Oskarów, hmmmm? ;D
    Totalnie zaskoczyłaś mnie tym "making of ..." GATS ;D
    No i Linkini jurorzy... może być ciekaaawie ;)

    Uwielbiam! Ale ty przecież dobrze o tym wiesz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to, że wpasowałam się w twój gust :)
      Co do Oscarów, jak mawiają niektórzy, "odgrzewany wielokrotnie kotlecik z soczewicy to niedobry kotlecik", szczególnie po fakcie, że Jay dostał już swoją statuetkę, a ja nie chciałam pisać o całym procesie powstawania DBC, który jak wiemy obie, wymagał wielu poświęceń.
      Co do jurorów, będzie bardzo ciekawie... (mam przynajmniej taką nadzieję ;) )
      S.

      Usuń
    2. Taaaaakie butyyyy... powiem szczerze, że jestem lekko zawiedzona. Miałam ochotę przeczytać o przygotowaniach do samej ceremonii z pani punktu widzenia ;)

      Usuń
  2. Jejuniu, świetny!
    Niesamowicie opisalas tworzenie Guilty All The Same, czułam się, jakbym siedziała z nimi w studio XD zresztą, czułam się tak cały czas, opisy są nieziemskie!
    Linkini w telewizyjnym show? Ojej, haha, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału w takim razie XD
    Emma jest taka kochana, że ojeeeju, Shannon ma serio sporo szczęścia, że ją ma XD
    hm, no a co z Iris i Johnatanem? Tęsknię za nimi ;_; XD
    piszesz cuuudnie, powtórzę się po raz 765678, ale taka prawda, kochana, twój talent wciąż mnie zaskakuje :3
    u mnie coś w przyszłym tygodniu, mam rekolekcje, więc skończę fragment, mam nadzieję XD

    Hm, no to jeszcze więcej weny dla ciebie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, wiele mi to daje, taki kopniak do pisania, pomimo faktu, że mam długą przerwę :)
      O Inés i Jonathanie bynajmniej nie zapomniałam, najpierw skończę wątek z Linkinami, a zaraz potem... Myślę, że to będzie spora niespodzianka.
      Bardzo cieszy mnie to, że będę mogła przeczytać kolejny fragment już wkrótce :)
      S.

      Usuń
  3. Ale mi radochę sprawiłaś Marsi i Linkini w jednym rozdziale!
    Co do reakcji Joe, to samo pomyślałam po przesłuchaniu GATS, że biedny nie będzie miał co robić. A jak Mike się wypowiada o nowej płycie, to mam wrażenie, że Mr. Hahn będzie tańczył na koncertach :P Ale podejrzewam, że jakoś się wykaże :)
    Czekam na Linkinów w programie kulinarnym. Podejrzewam, że będzie tam duuuużo śmiechu :D
    Co do Marsów, narobiłaś mi smaka na Artifact. Idę go obejrzeć enty raz :P
    Mało mi naszej młodocianej parki ;)
    Życzę weny i przy okazji zapraszam do siebie, bo dodałam nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby kolejna fanka Artifact? Cóż, ja również uwielbiam ten dokument :D
      Parka będzie... To dziwne, najpierw wszyscy chcą Linkinów, a potem krzyczą, że wolą Inés i Jonathana - o parce nie zapomniałam, wrócę do nich całkiem niedługo...
      Co do śmiechu... ja myślę, że raczej to będzie niezła pułapka. Dlaczego? Tego wszyscy dowiedzą się już wkrótce :)
      S.

      Usuń
    2. Należę do Echelonu, przez co Artifact ma dla mnie duże znaczenie. Podziwiam chłopaków baaardzo.
      Wiesz dla mnie idealnie by było gdyby byli i LP i Marsi i Ines z Jonathanem ;)
      A co do programu to mnie zaintrygowałaś tą pułapką. Czekam w takim wypadku na nowy :)

      Usuń
    3. Ja również jestem blisko związana z Marsową rodzinąx gdyby nie Echelon,nie byłoby właśnie takiej kontynuacji Elektry :)
      To może trochę potrwać, ale efekt powinien być zadowalający :)
      S.

      Usuń
  4. Jak zwykle jestem ostatnia :c Wybacz, zabiegana jestem i po prostu zapomniałam wpaść za co bardzo przepraszam :c z racji tego, że jestem ostatnia, nie mam co powiedzieć, bo wszystko już zostało powiedziane :c Muszę przyznać, że najbardziej podobała mi się Emma i wszystkie opisy :3 Normalnie widzę film! Na koniec zapytam jeszcze: jak idzie nauka? Podejrzewam, że jesteś zajęta, ale piszesz, to bardzo dobrze :) Niefajnie by było gdybyś przez dłuższą nieobecność straciła wenę :c Czekam na kolejny, i tym razem będę pierwsza! Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przemiłe słowa :) Wychodzę z założenia, że "lepszy rydz, niż nic".
      Nauka... znośnie, ale pomimo wszelkich prób odsunięcia od siebie wszystkiego, co nie jest zgodne z moimi przygotowaniami do egzaminów, jak widać na załączonym tekście, średnio mi to wychodzi.
      Co do weny: nie zamierzam jej stracić, ponieważ mam już gotowe projekty, które tylko wymagają dopisania fragmentów tu i ówdzie, uzupełnienia kilku drobiazgów i będę mogła je opublikować :)
      S.

      Usuń
  5. O, nawet Artifact się znalazł <3
    Fajne połączenie Linkin Park i Marsów, chociaż nie jestem wielką fanką LP (jednakże ich czasem posłucham) to tu mi to się bardzo podoba ;)

    Pozdrawiam i życzę jeszcze więcej pomysłów.
    Cass

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tu tylko na chwilkę c: Od jutra zaczyna się sesja maturalna, dlatego pamiętaj, że cały czas trzymam za Ciebie kciuki! I nie denerwuj się za mocno :) Wszystko będzie dobrze ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń