sobota, 29 marca 2014

Oneshot: "Apnea"

Tomo

Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, jak zwykle koncert był czystą przyjemnością, Jared w kilka minut zachęcił Echelon do zabawy pod sceną... Shann za perkusją szalał, a ja ledwo nadążałem ze zmianami pomiędzy gitarą, klawiszami, padem i tomami. Nie ukrywałem radości, malującej się na twarzy, bo mogłem się bawić tak dobrze, jak wszyscy inni, otaczający mnie. Przecież po części też jestem Echelon, prawda?
Kochałem to, co robiłem od samego początku i choć wszystko ulegało ciągłym zmianom, nie denerwowało mnie to - dawało mi możliwość lepszego wyrażania siebie, próbowania czegoś nowego, innego, niespodziewanego, po prostu wyjątkowego.
Setlista tego wieczoru mijała nadspodziewanie szybko - wszyscy, znajdujący się pod sceną, dośpiewywali kolejne linijki refrenów, byleby nie dopuścić do naszego zejścia ze sceny. Rzeczywiście, doceniali to, co robiliśmy, podobnie jak fakt, że my również szanowaliśmy wszystkich tych, którzy kupowali bilety na nasze koncerty.
To stało się tak nagle: Jay wskoczył w tłum podczas "The Kill", wymachując na lewo i prawo mikrofonem, o mały włos nie wyrzucając go w tłum, tak, jak stało się to w Łodzi. Do tej pory pamiętam tamten wyjątkowy wieczór, neonową noc tematyczną; każdy, włącznie ze mną był wymalowany jaskrawymi farbkami, ubrany w kolorowe ubrania, zaopatrzony w glowsticki i odblaskowe opaski wszędzie, gdzie ich umieszczenie było tylko możliwe. Pamiętam, że żartowaliśmy z nieco nudnawego dziennikarza, że "to jedyna okazja, żebyśmy przestali wreszcie nosić się na czarno".
To, co mnie zaskoczyło, to fakt, że Jared znacznie szybciej, niż zwykle, wrócił na scenę, jednocześnie przyciskając dłoń do klatki piersiowej i dając nam sygnał, żebyśmy skończyli grać piosenkę wyłącznie przy akompaniamencie widowni. Sądziłem, że to tylko drobne trudności ze złapaniem tchu po momencie, wymagającym tyle energii, ale razem z ostatnimi nutami Shann zaczął wskazywać pałeczką na technicznych, żeby zgasili wszystkie światła.
Mój wzrok skierował się ku postaci Jareda, pędzącego na złamanie karku po schodkach na backstage. Nie wiedziałem, co czuje, zwykle przepełnione radością spojrzenie, teraz ze strachem omiatało lodowatym błękitem przestrzeń dookoła w poszukiwaniu czegoś. Rzeczywiście, wiedziałem, że był już lekko zmęczony i przed koncertem pokasływał, ale chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby miał problemy z oddychaniem.


Shannon

 - Wyłączcie te cholerne reflektory! Natychmiast, ile razy mam wam to jeszcze powtarzać? - krzyknąłem do mikrofonu technicznego, stojącego obok mnie.
Kolejny raz wiedziałem, że kaszel mojego brata podczas meet&greet nie zwiastował niczego dobrego. Mówiłem mu, powtarzałem, żeby na siebie uważał, ale cóż, jest dorosły i uznał, że nic się nie stanie, jeśli pobiega sobie rano po okolicy.
Owszem, zwykle to on zwracał mi uwagę, w ostateczności spuszczał manto, tak, jakby był tym starszym, jednak tym razem to ja zaraz po koncercie zamierzałem przemówić mu do słuchu.
 - Co się dzieje? - usłyszałem w słuchawce zaniepokojony głos Tomo.
 - Jared ma atak astmy. - byłem zdenerwowany, jednak starałem się brzmieć naturalnie.
 - Może do niego pójdziemy?
 - Nie. - natychmiast pokręciłem głową, widząc, jak się we mnie wpatruje. - Nie chcemy wywoływać paniki. Leki są na backstage'u, Jay na pewno zaraz będzie z powrotem.
 - Znasz go najlepiej. - pokiwał głową, po chwili poprawiając pas od gitary, który przesunął mu się na ramieniu.


Jared

Zabrakło mi tchu... Od tak dawna nie czułem w piersi tak silnego bólu, uczucia zgniatania, tak intensywnego, że nie byłem w stanie skoncentrować się na dokończeniu piosenki, wychodząc z tłumu.
Kiedy już znalazłem się na scenie, ludzie znajdujący się za mną nadal wymachiwali rękoma i śpiewali dzięki temu, że Tomo nie przerwał grania. Razem z ostatnimi dźwiękami nad sceną zgasły wszystkie światła w odpowiedzi na bardzo szybki dialog Shannona z technicznymi i Tomo. Kurczę, on chyba nigdy nie widział mojej astmy i teraz jego wyraz twarzy wyrażał więcej, niż tylko lęk o mnie. Był jak nasz trzeci brat, tyle razy w żartach powtarzaliśmy mu, że powinien zmienić nazwisko na Leto, ale nie chciał się na to zgodzić, zaśmiewając z tego, jak brzmiałoby jego pełne imię w takim połączeniu.
Zbiegłem na backstage, wiedząc, że Emma zostawiła na nim jak zwykle na wszelki wypadek moje leki wziewne, jednak miałem bardzo mało czasu. Rzuciłem wzrokiem na stos koszulek, czekających na podpisanie po koncercie, jednym ruchem zgarniając je na krawędź stołu i szukając tak charakterystycznego, cylindrycznego pudełeczka, mojego błękitnego dysku.
Jest! - moje myśli rozjaśnił znajomy obraz przedmiotu, leżącego obok butelek z wodą, napojem izotonicznym i mlekiem migdałowym, bez którego nie mogłem się obyć.
Kilkoma długimi krokami znalazłem się przy stole, drżącymi dłońmi łapiąc i otwierając dysk, po czym zaciągnąłem się lekiem, łapczywie połykając razem z powietrzem dawkę gazu.
Głęboko odetchnąłem z ulgą, czując, jak bolesne imadło przestaje ogarniać moje płuca. Biegiem wróciłem na scenę, uśmiechając się do Tomo i Shanna, dopadając mikrofonu technicznego i odzywając się.
 - Już jest wszystko w porządku. Gramy dalej?
W odpowiedzi usłyszałem w słuchawkach istne stereo: nie wiem, który próbował przekrzyczeć drugiego głośniej...
 - Nie kłóćcie się, pogadamy po wszystkim. - wziąłem w rękę mój biały mikrofon, głośno krzycząc, tak, by usłyszała mnie najbardziej odległa część widowni.
 - Zack, zapal te światła, chcę zobaczyć wszystkie te twarze!
Tłum, oświetlony przez górne reflektory, wybuchł szaleńczym piskiem, widząc nas w komplecie po tych kilkudziesięciu krótkich, ale dla mnie niemiłosiernie dłużących się sekundach.
 - Podnieście pięść w górę i powtarzajcie za mną: nie, nie, nie, nie!
 - Nie, nie, nie, nie! - zwielokrotniony chór głosów zgrał się z rytmem, wybijanym przez Shanna na jednym z bębnów. Powtórzyłem jeszcze raz głośne zawołanie, na które ludzie, skaczący pod sceną, odpowiedzieli jeszcze głośniej.
 - To jest Closer To The Edge! - krzyknąłem, po czym zacząłem obracać się dookoła własnej osi.

---------------------------------------------
Z emigracji naukowej jeszcze nie wróciłam, ale żebyście o mnie (przypadkiem) nie zapomnieli, mam dla Was maleńką niespodziankę, ponieważ rozdział jest jeszcze zdecydowanie niedopracowany.
Tytuł powinien rozwiać wszelkie wątpliwości: "apnea" w j. angielskim oznacza tyle, co "bezdech".
Przyznaję, chyba jeszcze nigdy nie pokusiłam się o napisanie Marsowego oneshota 
(w sumie nie, bo coś tam gdzieś mam...)
Ten jest wyjątkowy, bo rzadko piszę z dwóch perspektyw, a co dopiero z trzech, w dodatku naraz.
Mam nadzieję, że się nie zawiedliście, dziękuję za całe wsparcie i zrozumienie mojej obecnej sytuacji. I oczywiście za miłe słowa, komentarze, bo to one pozwalają wierzyć mi w to, że cały czas jesteście tutaj ze mną z każdym kolejnym tekstem, rozdziałem czy nie :D
S.


PS. Prawie bym zapomniała: postanowiłam, że kiedy już wrócę na stałe, będę odpowiadała na każdy komentarz, co oznacza, że będziecie się mogli dowiedzieć ode mnie czegoś więcej, niż tylko tego, że pojawił się nowy rozdział :)

4 komentarze:

  1. "W odpowiedzi usłyszałem w słuchawkach istne stereo:..." Hahaha ja to słyszę! ;D W sumie nie ma się co dziwić. Shomo martwiło się o Jaya. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Swoją drogą ciekawe, ile w realu było podobnych akcji. Jay mógł się przecież źle czuć podczas show. Echelon myśli, że Shannie pogrywa sobie solo na perce, a w rzeczywistości to tylko przykrywka.

    "(w sumie nie, bo coś tam gdzieś mam...)" - skomentuję to tylko tajemniczym uśmiechem z króliczymi uszami na głowie, ok? ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, fajne to *-*
    krociutkie, ale i tak świetnie i lekko się czytało, wszystko na plus :3
    wow, opisalas tą astmę Jareda tak, że sama zaczęłam się o niego martwić ;_; super, super.
    ja tam cierpliwie czekam na to, aż wrócisz z Elektra story, tęsknię za Shinodami :c XDD
    weeeny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Weeeź nakręciłaś mnie na koncert w Rybniku :P Już się doczekać nie mogę, ale pierw koncert Linkin Park :D Całe szczęście, że mogę być na obu ^^
    Ładnie opisane, Tomo mi pasuje na takiego troskliwego chłopaka, ale Shann myślę, że nie postawił by koncertu ponad dobro brata. Czekam na nowy rozdział z serii Elektra ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem nauka nauką ale bez pisania długo wytrzymać się nie da,prawda? C: Cieszę się, że coś napisałaś i dodałaś, bo szczerze brakowało mi tego :c Ogromny plus: króciutkie, lekko się czytało i jeszcze to wszystko tak obrazowo opisane *.* Jak wrócisz to obiecaj, że też nauczysz mnie tak pisać,ok? C: chcę więcej takich Oneshotów! :) czekam na nowy z (jak to ujęła Vampiresoul) serii Elektra. Mam nadzieję, że masz już kilka dobrych pomysłów :) Ucz się tam, ja cały czas trzymam kciuki! *.*

    OdpowiedzUsuń