środa, 12 marca 2014

Elektra's Story... a little later... - Dilemmas of... love?


Nigdy jeszcze nie czułem się tak źle. Teoretycznie powinienem być zadowolony z tego, co działo się ostatnio, ale gdy zamykałem oczy, na myśl przychodziła mi wyłącznie ona. Dlaczego?

Oni znowu mieli rację: nie da się długo władać własnym sercem, bo przychodzą takie dni, kiedy czujesz, że musisz się nim podzielić z kimś innym, równie ważnym. Może to dlatego na próbach nie byłem sobą, może dlatego grałem bez wyrazu; dla świętego spokoju robiłem to, co powinienem i jak najszybciej wychodziłem ze studia, nie chcąc widzieć ich pytającego wzroku.
Czy to znaczy, że się zakochałem?

Nie, to nie było licealne zauroczenie, żadnych motylków, trzepoczących w brzuchu swoimi drobnymi skrzydełkami, czułem, że to znaczniej poważniejsze emocje, ale czy Caitlin je odwzajemni?
Śniłem o niej nocami, marzyłem dniami i choć znaliśmy się od podstawówki, uważałem ją raczej za dobrą koleżankę, niż kogoś więcej. Gdy mijała mnie na korytarzu, uśmiechając się, pragnąłem ją zatrzymać i zapytać, czy nie miałaby ochoty na spacer.
Cóż za zrządzenie losu. Dzień w dzień widzieliśmy się, pomagała przecież Mike'owi i El przed ich weselem, a uśmiech w jej stronę przychodził mi z taką łatwością, tylko czemu bałem się szczerze powiedzieć, co tak naprawdę do niej czuję?
Odrzucenie.
Tylko jedno słowo.
Właśnie ono napawało mnie strachem.

*   *   *

Czasami patrzyłem w przeszklone ściany sali, w której tańczyła albo siedząc na parkiecie, poprawiała wiązania wstążek, utrzymujących baletki na jej drobnych stopach. Po co w ogóle ja ją podglądam?
Zresztą, chyba mam dziewczynę... Tak właściwie już nie, dałem ostatnią szansę Rose po tym, gdy po nieco wcześniejszym powrocie do domu z trasy zastałem ją w sypialni, obściskującą się z obcym facetem i nie widzącą świata poza nim. Nie skorzystała z niej: dzień po tym zdarzeniu zabrała z mojego mieszkania wszystkie swoje rzeczy. Bardzo się na niej zawiodłem...
Zastanawiałem się, czy nie powinienem się kogoś poradzić, ale... to nie był chyba najlepszy pomysł. Nie wiedziałem do końca, co robić, czy będzie to słuszne.
Boże, to był najgorszy wybór miejsca na nasze studio, serio! Tak, tak, "co los złączy, tego nie wolno dzielić", ale zaczynało mi to już działać na nerwy. Moja prywatna przestrzeń w nim zdawała się być więzieniem, z którego nie wyciągnie mnie nikt poza nią. Spojrzałem w okno: stała na tarasie w krótkiej, białej sukience, rozglądając się dookoła. Kogo tak wypatrywała? Mnie? "Egoisto, skończ!" - przeszło mi przez myśl.

Wyciągnąłem ze stojącego na biurku wazonu świeżą, białą różę, poprawiłem bluzę i wyszedłem, kierując się do jej lustrzanego królestwa. Zbiegłem po schodach i minąłem łącznik pomiędzy budynkami, przeskakując przez próg. Niedaleko drzwi nieco zwolniłem, hamując na panelach z piskiem; na szczęście nie zostawiłem na nich śladów. Gdy je otworzyłem, moich uszu dobiegły dźwięki, których nie spodziewałbym się po baletnicy; sądziłem, że za akompaniament powinna służyć jej muzyka klasyczna. Z głośników, wiszących na ścianie, wydobywała się skądinąd znana mi melodia... sekundkę, czyżby ona korzystała z naszych utworów?
Cicho wszedłem i usiadłem ze skrzyżowanymi nogami przy ścianie. Co prawda zauważyła moją obecność, ale nie dała po sobie tego poznać; zaczekałem, aż skończy się nagranie i cicho nucąc piosenkę podszedłem do niej, łamiąc łodyżkę kwiatu i wsuwając różę w jej kok, ciasno spleciony z kasztanowych, długich włosów, związany białą wstążką, której końce luźno powiewały.

Popatrzyła na mnie wielkimi, fioletowymi oczyma. Fioletowymi? Skrzywiłem się, widząc ich kolor; pamiętałem, że dawniej były jasnoszare... Widząc moją reakcję, natychmiast się odezwała.
 - To tylko soczewki, muszę się nauczyć tańczyć z ograniczonym polem widzenia. - uśmiechnęła się. - Czemu przyszedłeś? Chyba nie... - urwała, przez dłuższą chwilę spoglądając na odtwarzacz, stojący pod ścianą. Jej wyraz twarzy obrazował coś, czego nie spodziewałbym się po niej.
 - To coś bardziej osobistego... - mruknąłem.
 - Dziękuję za kwiat, jest prześliczny. - pociągnęła smukłymi palcami po jego płatkach. Chyba właśnie to mi się w niej najbardziej podobało: stonowanie, ta delikatność ruchów, wyważenie każdego kroku... Byłem nią urzeczony.
 - Muszę ci powiedzieć coś ważnego.
 - Tak? - spojrzała pytająco. Czułem się nieswojo, widząc taką różnicę w naszym wzroście, ona taka drobniutka, że byłbym w stanie unieść ją jedną ręką, ja - olbrzym z owcą na głowie...
 - Wiesz... - pociągnąłem czubkiem buta po parkiecie - od dawna bardzo mi się podobasz.
Patrzyłem na jej reakcję: słysząc moje słowa, uniosła kąciki warg w lekkim uśmiechu, ale z jej spojrzenia biła radość. - Nie będę ukrywała, że ty mi też... Ale czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny?
 - Już nie. 
 - Co? - spojrzała podejrzliwie. - Rozstaliście się?
Czułem, że muszę wyjaśnić tą sytuację jak najszybciej.
 - To z jej winy. Zaufałem jej aż za nadto i uznała, że może sobie poflirtować z całą dzielnicą... Nie wiedziałbym o niczym, gdyby nie wcześniejszy powrót z trasy. - ostatnie zdanie mruknąłem półgębkiem.  - Nie martw się, najwyraźniej nie zasługiwałeś na taką... kobietę. - popatrzyła przez chwilę w sufit,szukając odpowiedniego słowa. Wiem, co chciała powiedzieć: dziwka, panna lekkich obyczajów,a może nawet... nieważne. Rozumiała, co czuję i to liczyło się najbardziej.
 - Nie miałabyś ochoty gdzieś dziś wyjść? - zapytałem, patrząc na jej twarz. Przyglądając się jej bliżej, zobaczyłem, że na lewym policzku ma mało widoczną pod delikatnym makijażem bliznę, cieniutką linię, nic więcej.

 - W sumie, do premiery spektaklu z dziećmi mam jeszcze trzy tygodnie, więc chyba nie muszę spędzać całego czasu tutaj. Sama. 
 - Nadal pracujesz z dziećmi?
Byłem mile zaskoczony, bo sądziłem, że to były tylko przejściowe warsztaty.
 - Teraz już rzadko, bo mam mniej czasu przez teatr, ale czasami się jeszcze zdarza, że wpadnie tu mała grupa. - uśmiechając się, po raz kolejny spojrzała w przestrzeń. Jej uwaga była wyraźnie rozproszona.

Wiele znaczyła dla mnie jej zgoda, nie chciałem działać na jej szkodę, w ten sposób skrzywdziłbym ją bardziej, niż mogłoby mi się wydawać. Zresztą, to ona sprawiała, że na mojej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech, widząc Cattie; wiem, zdrobnienie jej imienia brzmiało zabawnie, ale w taki sposób mówili do niej wszyscy, gdy była młodsza, ogarniało mnie tak wielkie szczęście, jak nikogo innego.
 - Mam pewien pomysł. Przyjadę po ciebie dziś wieczorem, zgoda?
 - Ale... ja się niedawno przeprowadziłam. Poczekaj. - podeszła do stolika, na którym stała wieża i z niewielkiej torebki wyciągnęła niewielki prostokącik papieru, po czym przyniosła mi go. - Od kiedy zaczęłam dawać lekcje dziewczynkom czekającym i przygotowującym się na egzaminy do szkoły baletowej, zostałam zmuszona do przygotowania wizytówek.
 - Ale cię poniosło... - lekko się uśmiechnąłem, czytając adres. Rzeczywiście, nowe mieszkanie niedaleko Malibu musiało być horrendalnie drogie, zarówno w wynajęciu, jak i utrzymaniu; zaraz po Hollywood Hills to tam mieszkała największa grupa śmietanki towarzyskiej.
 - Wiesz, nie jest aż tak źle, miałam do wyboru tylko to albo dzielnice oddalone od oceanu, przecież wiesz, jak lubię wodę, nie miałam innego wyjścia. - odparła.
 - Jasne. Będę o siódmej, zgoda?

Kilka godzin później...

Brad podjechał pod przeszklony apartamentowiec, jeden z kilku, tworzących niewielkie, zamknięte osiedle. Budynek przypominał ten, w którym kiedyś mieszkał Mike z Elektrą, nim przeprowadzili się do "wielkiej stodoły", jak czasem zdarzało się żartować Shinodom. Wieżowce rosły jak grzyby po deszczu, jeden za drugim, drapiąc chmury swoimi czubkami, zapełniając prawie każdą wolną przestrzeń, o dziwo, pasowały jednak do tak nowoczesnej przestrzeni, konwencji, w jakiej rozwijało się miasto.

Kiedy wysiadł z samochodu, ubrany w ciemne spodnie, koszulę i marynarkę, z w miarę zaczesanymi włosami, zważając na fakt, że do tej pory, cały czas dzięki Phoenixowi, rosły naprawdę nierówno, Caitlin stała już pod budynkiem w eleganckiej sukience z ramionami osłoniętymi lekkim szalem.
 - Długo czekasz? - szybko spojrzał na zegarek. Nie, nie spóźnił się, był nawet przed czasem, cały Delson...
 - Nie, dopiero wyszłam z budynku, stoję może minutę. - lekko się uśmiechnęła, gdy mężczyzna pocałował ją w policzek na powitanie. Perfumy, które wyczuł, pachniały nutką słodkiej frezji, czymś lekkim, jakby solą, może z niewielką odrobiną wiosennych kwiatów. I kto powiedział, że mężczyźni mają problem z rozróżnianiem kolorów i zapachów?
 - Chodź. - objął ją ramieniem, prowadząc w stronę otwartych drzwi auta.

Kiedy dojechali na miejsce, Caitlin uśmiechnęła się, widząc dość znajomy jej budynek. Sama lubiła też wpadać do tawerny Luigiego, która nie zmieniła się praktycznie wcale od momentu, kiedy to Mike zabrał tam po raz pierwszy El, może tylko bywał tam nieco rzadziej, a szefem kuchni został jego syn, Luigi junior.
Wnętrze pachniało pomidorami, ciastem na pizzę, słychać było pokrzykiwanie śpiewnego, włoskiego języka i jakąś serenadę...
 - Kto tutaj wpadł? No, Brad, dawno cię nie było. - młodszy tym razem zerkał na salę, pełną ludzi. Stojąc nieopodal drzwi był w stanie od razu przywitać parę. - Caitlin, skarbie. - włoskim zwyczajem pocałował ją w policzki trzy razy, jednocześnie ją do siebie przytulając. Delson spojrzał na szefa kuchni z nieukrywaną zazdrością, bo nie umiał wyobrazić sobie, że jego przyjaciółka odnajduje się w tak wyjątkowym dla niego miejscu.
 - Luigi, mógłbyś posadzić nas gdzieś w głębi?
 - Jasne, zapraszam. - skierował ich w głąb lokalu, za składane parawany, skrywające niewielki, nakryty stolik. Mężczyzna zapalił stojącą na nim świecę, po czym wyłożył na wierzch menu, odchodząc, a Brad odsunął krzesło przed kobietą, dopiero później siadając naprzeciw.
 - Nie potrzebuję menu, jak zwykle wezmę tagliatelle z owocami morza. - Caitlin odsunęła od siebie niedużą książeczkę, siadając wygodniej w krześle.
 - Szybka jesteś. Świetnie. - w momencie, kiedy postanowił zamknąć swoje menu, stanęła przed nimi niewysoka kelnerka z tabletem w ręku - tak, zaraz po pojawieniu się młodszego pokolenia w tawernie, pojawiła się również nieco nowocześniejsza obsługa, wyposażona w przydatne gadżety. - Prosimy tagliatelle con frutti di mare i involtino di salmone, a do tego butelkę chardonnai.
 - Oczywiście, za chwileczkę podaję.
 - Kiedy jeszcze byliśmy w studiu, wspominałaś coś o spektaklu, prawda? - Brad chciał nawiązać z Caitlin kontakt, wiedząc, że zaczekają chwilę na swoje zamówienie.
 - Tak, przygotowujemy z ekipą przedstawienie multimedialne z wykorzystaniem muzyki rockowej, to będzie raczej alternatywny pokaz, o ile wiem, w skali kraju da się chyba policzyć robione taką techniką, jak nasza na palcach jednej ręki.
 - Aż mam ochotę wpaść na premierę.
 - Jasne, mogę poprosić Jen, żeby zostawiła kilka wejściówek poza systemem sprzedaży, będziesz miał wtedy dobre miejsce.
 - Byłoby wspaniale. Mmmm... tęskniłem za dobrym jedzeniem. Dziękujemy. - kelnerka postawiła przed nimi talerze i delikatnie otworzyła butelkę wina, nalewając je do wysokich kieliszków.
 - Może... za wspaniałe chwile, pyszną kolację i dobrą przyszłość. - Caitlin zaproponowała toast, lekko unosząc w górę kieliszek.
 - Jak najbardziej. - z lekkim brzękiem szkła Brad dotknął delikatnie kieliszka kobiety, uśmiechając się. Kiedy wziął do ust łyk wina, długo trzymał je w ustach, smakując lekko owocowy bukiet, idealnie pasujący do łososia.

Długo siedzieli, rozmawiając o różnych sprawach, powoli jedząc, a na sam koniec Brad cicho poprosił jeszcze o tiramisu - rodzinny przepis ojca Luigiego seniora miał naprawdę wielu zadowolonych smakoszy, szczerze mówiąc, mężczyzna nie znał innego zakończenia wieczoru we włoskim klimacie, jak właśnie podsumowania go tym deserem.
Kiedy Caitlin poprawiała na dworze szal, założony na ramiona, widząc, że jest jej dość zimno, natychmmiast ściągnął z siebie marynarkę, zakładając jej ją na ramiona.
 - Brad... - momentalnie urwała, widząc, że Delson uśmiecha się do niej przyjaźnie. - Zmarzniesz.
 - O mnie się nie martw.
Jechali w ciszy, dopiero po pewnym momencie mężczyzna postanowił włączyć odtwarzacz, z którego popłynęły dźwięki fortepianu. Kiedy podjechali pod apartamentowiec, Brad długo nie chciał podnieść się z miejsca, podobnie jak Caitlin. Było jej przy nim tak... przyjemnie, nie chciała się z nim rozstawać; byli przyjaciółmi.
 - Może wejdziesz do środka? Zrobiłabym herbatę, usiedlibyśmy u mnie, pokazałabym ci zdjęcia ze spektakli... 
 - Naprawdę? - Delson zgasił silnik auta, rozpinając pas. - Nie chcę ci się narzucać, czegokolwiek sugerować.
 - Nie sugerujesz. Chodź. - otworzyła drzwi auta, wysiadając z niego i szybkim krokiem idąc ku rozsuwanym drzwiom apatramentowca. - Brad, na co jeszcze czekasz?

Szeroko otwartymi oczyma spojrzał na stojącą w wejściu i machającą do niego Caitlin, więc czym prędzej zamknął samochód, sprawdził, czy na pewno zablokowały się wszystkie zamki, po czym przyłączył się do kobiety, znikając za zamykającymi się drzwiami czekającej już windy.

-------------------------------------------
Zwracam się do wszystkich, którzy czytają mojego bloga oraz tych, którzy mnie informują: w związku z tym, że przygotowuję się do matury, zmuszona zostałam zawiesić pisanie aż do zakończenia egzaminów.
Dodatkowo chciałabym również z tego miejsca poprosić o to, żebyście nie informowali mnie o każdym kolejnym rozdziale, nawet jeśli pojawi się ich kilka podczas mojej nieobecności - cały czas o Was pamiętam i choć może nie zostawiam śladów, wiem, co się dzieje na blogach, bo nadal je czytam :)
Dziękuję Wam za wyrozumiałość i przepraszam, postaram się nadrobić wszystkie zaległości w rozsądnej rozpiętości czasowej.
A na razie biorę się za czytanie notatek z biologii ;)

Wracając do rozdziału: zostałam poproszona o to, żeby wrócić do Linkinów, tak więc spełnię życzenie i możecie spodziewać się kilku ciekawych scenek, jak tylko wrócę ;)
Skargi, wnioski, zażalenia, wszelkie uwagi - zapraszam do komentowania :D
S.

4 komentarze:

  1. Ah matura :D Kiedy to było :) Sama zdawałam z biologii więc ucz się ucz, bo materiału jest sporo ;)

    Co do rozdziału to mam banana na twarzy, nastroiłaś mi fajnie dzień, tym bardziej, że zaraz zmykam do pracy.
    Cieszy mnie szczęście Brada :D Zasługuje na nie. I cieszy mnie, że będzie trochę więcej Linkinów. Chociaż i Marsi i LP to moje dwa ulubione zespoły, więc i tak opowiadanie trafia w moje gusta :)
    Pisz jak tylko będziesz mogła :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za informację c: Mogę napisać dłuższy komentarz dzięki koleżance. Ona pisze, ja dyktuję hehe c: Szkoda, że zawieszasz na tak długo, ale rozumiem- matura to nie przelewki c: fajnie, że wrócisz do Linkinów. Ostatnio właśnie lubię sobie o nich poczytać c: no a z Twoim talentem zapowiada się naprawdę ciekawie c: Rozdział mnie tak jakoś pozytywnie nastawił do życia, chociaż jeszcze nie wiem dlaczego c: narobiłaś mi smaka na tiramisu, za co jestem zła (oczywiście, że żartuję) *.* mam nadzieję, że mimo nauki jakiś krociutki rozdział się pojawi c: Tak więc życzę powodzenia i cały czas trzymam kciuki ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojeju, milutki rozdział <3 troszkę krótki, miałam ochotę poczytać coś długiego, ale to jedyny mankament, wszystko inne perfekcyjne, jak zawsze :3
    Caitlin wydaje się bardzo pozytywną i miłą postacią, Brad taki kochaany, taki dżentelman, odsuwa krzesło, pożycza marynarkę, asldkjds aww <3 dobrze, że wrócisz z Linkinami, chyba już zauwazyłaś, że uwielbiam o nich czytać XDD

    powodzenia w nauce kochana, my tutaj cierpliwie poczekamy! Trzymam kciuki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam dzisiaj całego twojego bloga i brak słów po prostu. Piszesz genialnie, są barwne postacie. Nic dodać - nic ująć :) Będę twoją nową i stałą czytelniczką. Przykro mi że zawieszasz bloga ale nie dziwię się. Życzę powodzenia na egzaminach i mam nadzieję że szybko do nas wrócisz :)
    Zapraszam do siebie :
    http://intheendblackveilbrides.blogspot.com/
    http://gotohellforheavensakebmth.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń