- Słyszysz mnie? - lekarz, stojąc nad przykrytą dziewczyną, przymykającą oczy na siłę, cicho się odezwał. - Jeśli tak, porusz palcami dłoni. - Inés wykonała polecenie, powoli otwierając oczy. Światło z wiszącej nad nią lampy na sali pooperacyjnej było nie do zniesienia, więc skrzywiła się lekko, poza tym cały czas coś drapało ją w gardle, suchym jak pieprz. Spojrzała na człowieka w kitlu z przestrachem w oczach.
Kiedy otworzyła usta, usiłując wypowiedzieć choć kilka słów, mężczyzna natychmiast przyłożył palec do własnych ust.
- Nic nie mów, na razie nie wolno ci się forsować. Siostro? - spojrzał na pielęgniarkę, która siedziała przy biurku, wypełniając jakiś dokument, jednak od razu wstała, podchodząc. - Jeśli chcesz powiedzieć "tak", mrugnij raz, jeśli "nie", dwa. Zrozumiałaś?
Lekarz przez cały czas uważnie przyglądał się jej twarzy, więc gdy mrugnęła, lekko unosząc kąciki ust w uśmiechu, które natychmiast opadły ze zmęczenia, zaczął zadawać kolejne pytania.
- Jest ci zimno? - dwa mrugnięcia pocieszyły nieco lekarza. Chociaż jedna osoba nie musiała znosić tak dotkliwie wszystkich skutków ubocznych narkozy, zaserwowanej przez anestezjologów... - Czy chce ci się pić? - mrugnięcie, połączone z błagalnym spojrzeniem spowodowało, że lekarz natychmiast zrobił miejsce pielęgniarce, która przetarła jej usta miękkim, mokrym gazikiem. Dziewczyna szaleńczo zlizała każdą kroplę wilgoci, z desperacją patrząc na naczynie, trzymane przez kobietę. - Może jeszcze troszeczkę. Ale niedużo. - lekarz pozwolił pielęgniarce jeszcze raz zmoczyć usta Inés. - Narkoza jeszcze nie przestała działać, więc nie możemy dać ci więcej picia. Dostaniesz teraz lek, po którym obudzisz się w innej sali, wypoczęta, a co najważniejsze, będziesz mogła zobaczyć się z rodzicami.
Pielęgniarka podeszła do leżącej dziewczyny ze strzykawką, wypełnioną bezbarwnym płynem. Po kilkudziesięciu sekundach Inés zapadła się w ciemność, zamykając oczy, mając w uszach za muzykę jedynie ciszę.
Przy łóżku siedział Jonathan, przez cały czas trzymając ręką jej dłoń i delikatnie gładząc ją długimi, smukłymi palcami, a w drugiej książkę, oprawioną w granatową, szorstką w dotyku tkaninę, którą cicho czytał na głos. Miał dziwne wrażenie, że pomimo snu jego dziewczyna nadal słyszy, może tylko urywki zdań, może tylko pojedyncze wyrazy, ale jednak...
- Dzień dobry – powiedział Bilbo i powiedział to z całym przekonaniem, bo słońce świeciło, a trawa zieleniła się pięknie. Gandalf jednak spojrzał na niego spod bujnych, krzaczastych brwi, które sterczały aż poza szerokie rondo kapelusza.– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Czy życzysz mi dobrego dnia, czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam dobrze się tego ranka czujesz, czy może uważasz, że...
- Dzisiaj należy być dobrym? - cicho, ale słyszalnie odzywając się, dokończyła fragment, nawet nie otwierając oczu. Skrzywiła się, czując pulsowanie w nodze i odważyła się otworzyć oczy, by zobaczyć, co się stało. Pierwszym, co w nią uderzyło, był ciężki i niewygodny gips, ciągnący się od lewej stopy prawie do samego kolana, lecz nie tylko to; na dłoniach miała ślady po drobnych skaleczeniach, a lewa ręka bolała przy najmniejszym drgnieniu - ta strona ciała ucierpiała najbardziej w wypadku... Lekarze nie chcieli przyzwyczajać młodego i silnego organizmu nastolatki do usuwającej ból śpiączki, hibernacji, jakiej ją poddali.
W pokoju panował lekki półmrok, a na stoliku obok jej łóżka stał wazon pełen pachnących tulipanów.
- Inés! Obudziłaś się! Poczekaj, już, już, wiem, że chce ci się pić. - odłożył książkę, po czym przysunął do jej ust kubek - niekapek ze słomką, z którego pociągnęła spory łyk. - Zadzwonię po pielęgniarkę. - przycisnął na pilocie niewielki, pomarańczowy guzik, a po kilkunastu sekundach w sali pojawiła się siostra.
- Obudziłaś się już? Chcesz, żebym dała ci coś przeciwbólowego? - w tym samym czasie, kiedy odkręcała korek jej wkłucia, chcąc podać jej kolejną porcję leku, słuchała bardzo słabo wypowiadanej odpowiedzi.
- Nie boli mnie aż tak mocno... - szepnęła. - Jonny, co się stało? Prawie nic nie pamiętam, wiem, że jechałam autem, potem zobaczyłam krew i dalej zrobiło się ciemno... - resztką sił odezwała się, po czym znów opadła na poduszkę.
- Przypnę ci kolejną kroplówkę, powinnaś poczuć się po niej nieco lepiej. - zamieniła niewielkie, elastyczne rurki, podpinając kolejną butelkę, wypełnioną bezbarwnym płynem, po czym lekko obróciła niewielkie pokrętło, zmniejszając prędkość wyciekania życiodajnego płynu.
- Zimne. - mruknęła, czując go pod skórą. - Mogłaby mi pani troszkę podnieść poduszki? - obróciła głowę w stronę pielęgniarki, która naciskając na przycisk, podniosła górną część łóżka. - Dziękuję. Jonny? - spojrzała pytająco na chłopaka. - Dasz mi jeszcze trochę tego picia, cokolwiek to jest? Całkiem niezłe... - potrzymała nieco dłużej w ustach kolejny łyk, czując w płynie kawałeczki jakiegoś żelu, smakującego świeżym ogórkiem.
- To woda aloesowa. Potrzymasz przez chwilę kubek sama? Poszedłbym po twoją mamę, jest tutaj.
- Mama? Dobrze. - ciemnowłosa ostrożnie złapała za rączkę, zostając w sali. Kiedy w pokoju pojawiła się Elektra, Inés spojrzała na nią ze smutkiem.
- Przepraszam. - mruknęła. - Źle, że mi zaufaliście, ledwo zdałam egzamin, a tu już taka porażka...
- Skarbie! - El przytuliła córkę, nie zważając na to, że dziewczyna jest jeszcze osłabiona. - To naprawdę nie była twoja wina, tylko drugiego kierowcy, w niczym nie zawiniłaś, Bogu dzięki, że żyjesz. - szepnęła jej do ucha, odsuwając się dopiero wtedy, gdy w jej mniemaniu dostatecznie pocieszyła córkę.
Jonathan siedział z boku, słuchając rozmowy matki z córką. Nie chciał się wtrącać, wiedział doskonale o wszystkim od rodziców Inés i podobnie jak oni, naprawdę cieszyło go, że jego ukochana, jego Julia wreszcie się obudziła. Każda minuta przepełniona była niepewnością; na zmianę siedzieli przy niej albo jej tata, albo mama, albo on, kiedy tylko mógł... Spojrzenie na jej drobną, bladą, nieruchomą sylwetkę, teraz naznaczoną siniakami, było gorsze niż oglądanie martwego w prosektorium. Pomimo tego, że oddychała, cały czas obserwowali uważnie jej twarz, czy widać na niej jakieś sygnały, czy reaguje choćby na najcichszy dźwięk... czy się budzi.
- Proszę, powiecie mi, co się tak właściwie stało? - nastolatka spojrzała najpierw na matkę, a następnie na Jonathana, pociągając z kubka kolejny łyk napoju. O dziwo, napój pachniał jakby kaktusem, może trochę ogórkiem... Suma sumarum, ten smak był dość specyficzny.
- Miałaś wypadek, przy zjeździe z ronda niedaleko Hazard's Park uderzył w ciebie inny kierowca, usiłujący wymusić pierwszeństwo.
- To dlatego zrobiło mi się tak ciemno przed oczami... - zastanowiła się przez moment. - Jedno pytanie: mam złamaną nogę? - wskazała na gips, niemiłosiernie jej ciążący.
- Tak, przy uderzeniu popękała kość, którą na szczęście udało się poskładać; w dodatku spałaś bez przerwy ponad dwa dni... Nie martw się na zapas, niedługo będziesz znów biegała.
- Mam taką nadzieję. - dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
Tydzień później...
Elektra wyciągnęła z kalendarza nieduży arkusik, otrzymany tuż po pamiętnej rozmowie... Może lepiej nazwać to kłótnią, będzie brzmiało przynajmniej zgodnie z rzeczywistością, prawda?
Zaraz od momentu, gdy Inés wybudziła się, dzięki dobrej opiece w Cedar Sinai nastolatką zaopiekowali się rehabilitanci, którzy bardzo szybko przywrócili sprawność w jej lewej dłoni... Zbliżało się rozpoczęcie drugiego semestru, gdzie zajęcia z fotografii miały zostać zastąpionymi przez warsztaty w pracowni ceramiki, a jak tworzyć bez użycia obu rąk? To zadanie wręcz niemożliwe.
Jonathan przyjeżdżał codziennie, dzięki niemu na twarzy dziewczyny pojawiał się uśmiech i choć przez moment mogła zupełnie zapomnieć o nieprzyjemnej chwili... Chłopak wychodził z Inés, poruszającą się w wygodnym, ciepłym swetrze i spodniach dresowych na lekkim wózku do ogrodu, w którym spędzali sporo czasu. Kiedy patrzyła z Mike'em na parę, w głębi serca coś mówiło jej, że nie każdy nastolatek poświęcałby się tak mocno: najmłodszy Leto przywoził ich największemu, Shinodowemu skarbowi zadania domowe, patrzył, kiedy rysowała coś w szkicowniku, zabawiał w chwilach smutku...
Zadzwonię w domu... Trzeba to załatwić spokojnie, bez niepotrzebnego pośpiechu.
Leczenie postępowało w dobrym tempie, poza wciąż zrastającą się kością wszystkie ślady zdążyły się już zabliźnić, więc lekarz zezwolił na to, by dalszą część rekonwalescencji Inés spędziła w domu. Nie było konieczności, by jeszcze dłużej umierała z nudów na oddziale... Jej torba była już spakowana, a ona sama została zabrana po raz ostatni na prześwietlenie, sprawdzające, czy wszystko jest w porządku.
Mike nagrywał akurat z resztą chłopaków jakieś nowe demo, więc El czekała na córkę, oglądając specjalnie wykonany dla niej but, odciążający nogę, stojący obok kul, które przez najbliższe półtora miesiąca miały ułatwić jej poruszanie się.
- Mamo! - Inés w ciągu długiego tygodnia nauczyła się dość sprawnie manewrować lekkim, nowoczesnym wózkiem, który został jej pożyczony, więc kiedy wjechała do sali z zadowoleniem, malującym się na twarzy, El odetchnęła z ulgą. Zaraz za nią do sali wszedł doktor Kulber, trzymający w dłoni dużą teczkę oraz kliszę, przyglądając się dziewczynie, która obróciła się w jego stronę.
- Proszę spojrzeć. - podświetlił tablicę, do której przyczepił zdjęcie rentgenowskie, wskazując na ten fragment kości, który był operowany. - W tym, tym i tym miejscu były pęknięcia, które udało nam się połączyć, widać jeszcze ślady, ale niedługo pozostaną tam tylko zrosty kostne.
- Czy będą miały one dalszy wpływ na zdrowie Inés? - Elektra spojrzała pytająco na lekarza, oczekując odpowiedzi. Mike rozmawiał przecież ze znajomym rehabilitantem i informacje, które zyskał, nie były bynajmniej przepełnione radością...
- Możliwe, że przy zmianie ciśnienia, na przykład podczas lotu będzie mógł trochę dokuczać jej ból, ale zwykły paracetamol powinien wystarczyć.
- To dobra wiadomość.
- W takim tempie, jak teraz, możemy liczyć na to, że w ciągu najbliższych sześciu, może siedmiu tygodni zdejmiemy opatrunek i w razie potrzeby zamienimy go na odpowiednią ortezę, ale chciałbym jeszcze, żeby Inés przyjechała na kontrolę. Tutaj jest wypis, dokładne informacje, zdjęcie i dalsze zalecenia. - lekarz wręczył Elektrze teczkę, podpisaną nazwiskiem jej córki, po czym przykucnął przy siedzącej Inés, uśmiechając się do niej. - A teraz założymy ci ochraniacz, żebyś nie zniszczyła gipsu. - zablokował wózek, na którym siedziała dziewczyna, wziął w ręce model, po czym nałożył go na jej nogę, zapinając wszystkie sprzączki i paski.
- Spróbujesz stanąć? - El podała córce parę kul, na których nastolatka oparła się, wstając z wózka z drobną pomocą doktora Kulbera.
- Kręci mi się w głowie. - jęknęła.
- Oddychaj głęboko, nie jesteś przyzwyczajona jeszcze do stania. - mężczyzna cały czas obserwując dziewczynę, był przygotowany na to, że może opaść na stojący przez cały czas wózek.
Po kilku sekundach nieco przechyliła się do przodu, całkowicie opierając o kule.
- Już jest w porządku. Naprawdę. - słysząc to, lekarz odsunął się prawie pod same drzwi, obserwując swoją pacjentkę, powoli podchodzącą do wyjścia.
- Pierwszy raz w życiu chodzisz z gipsem, prawda? - uśmiechnął się, zerkając na podopieczną. - Zobaczysz, niedługo przestanie być dla ciebie przeszkodą. Do zobaczenia wkrótce.
- Do domu, nareszcie! Do widzenia! - kilkoma skokami Inés wydostała się na korytarz, czekając na El, która trzymała w rękach jej torbę - w ciągu tygodniowego pobytu ciemnowłosej w klinice, Shinodowie i Jonathan zdążyli przywieźć jej dość dużo rzeczy, które na szczęście Japończyk w większości zabrał do domu poprzedniego dnia.
Elektra zaparkowała jak najbliżej chodnika, wiedziała, że niełatwo będzie poruszać się Inés przez pierwsze dni pobytu w domu, przez co chciała ułatwić jej choć trochę powrót. Po żwirze... lepiej, żeby nawet nie próbowała po nim stąpać.
- Uważaj, idź ostrożnie, dobrze? - kiedy otworzyła przed córką drzwi auta, była pełna niepokoju. O poślizgnięcie się było łatwo na deskach domowego parkietu, rozlanej wodzie, schodach - takie scenariusze zakrawały o ironię, ale El, przepełniona strachem, w głowie miała tylko najgorsze obrazy. Była zalękniona do tego stopnia, że w większości przejść i na szklanych schodach razem z Mike'em rozłożyli antypoślizgową wykładzinę, pożyczoną od znajomych, a w łazience dziewczyny pokryli nią nawet brodzik prysznico - wanny. Kiedy podała jej kule i odsunęła się od szeroko otwartych drzwi, wsiadając za kierownicę, cały czas patrzyła na córkę, która coraz sprawniej poruszała się z ich pomocą.
Inés minęła próg domu, nasłuchując dobiegających z wnętrza dźwięków: gitary i śpiewającego ojca. Brzmiało to cudownie... jak kołysanki, które nucił jej, gdy była małą dziewczynką. Lekko mruczący, niski głos hipnotyzował każdą parę uszu, znajdującą się w jego zasięgu. Kilkunastoma mniejszymi skokami pokonała dystans między progiem, a wejściem do studia, otwartym na oścież i oparła się o framugę drzwi, w ciszy słuchając ojca. Linkini wpatrywali się w stojącego za przeszkloną ścianką Mike'a, jednak słysząc szamotanie się dziewczyny, natychmiast zwrócili się w jej stronę, patrząc wielkimi oczyma. Nie chcieli zaskakiwać mężczyzny, więc zaczekali, aż ten skończy nagrywanie, po czym zgromadzili się dookoła Inés, ostrożnie ją przytulając, starając się jej nie przewrócić, witając się z nią czule... Nastolatka była jak ich bratanica, tworzyli swoimi rodzinami wielki klan najbliższych... Elektra była przecież już chrzestną córek Chestera, a Mike... on był świadkiem podczas ślubu Joe'ego i Heidi.
- Chłopaki, co jest grane? - Mike wyszedł z kabiny z bezprzewodowymi słuchawkami, przewieszonymi na szyi, chmurnie patrząc na przyjaciół. - Coś nie wyszło?
Kiedy jednak zobaczył swoją córkę, jego spojrzenie momentalnie pojaśniało.
- Inés, skarbie! - wyściskał ją, uważając na jej zagipsowaną nogę. - Co, puścili cię już?
- Tato, nawet nie wiesz, jak się stęskniłam...
- Chodź, siadaj. - wskazał na fotel, obok którego stał wygodny podnóżek, a gdy do niego podeszła, siadając, pomógł jej wygodnie ułożyć nogę i zabrał kule.
- Fajna fryzura. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, patrząc na nierówno, faliście rosnącą na głowie Brada "owcę". - Artystyczny nieład? - ten w odpowiedzi spojrzał jedynie na winnego zamieszania basistę mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
- Ciesz się, że nie widziałaś go świeżo po tym, kiedy Phoenix postanowił się zemścić. - Chester zaczął się śmiać, przypominając sobie zakład kumpli sprzed kilku dni. W sumie, w głębi serca cieszył się, że to on wygrał, bo nie wyobrażał sobie przyjaciela bez jego rudej brody. Zemsta była słodka... maszynka do włosów brzęczała w dość irytujący sposób, kiedy biedny Brad siedział już na krześle, w dodatku odwrócony do lustra tyłem... No cóż, nie uśmiechało mu się zniszczyć gitary, nie zrobił tego, więc musiał jednocześnie ponieść karę. Najzwyczajniej w świecie: BBB przegrał.
- Chłopaki, możemy skończyć to następnym razem? - Mike zadał wszystkim pytanie, lekko kiwając głową. - Mamy czas, nikt nas nie goni.
- Skoro tak uważasz? - ciche pytanie Roba nie znalazło swojej odpowiedzi w słowach, lecz w czynach pozostałych.
- Wybaczcie, ale skoro mam już rodzinę w komplecie, chciałbym spędzić z moją królową i księżniczką czas we własnym gronie. - uśmiechnął się do córki, która natychmiast odwzajemniła przyjazny gest.
- Mike, gdzie jesteś? Mike? - z salonu dobiegło nawoływanie Elektry.
- Tu jestem! - Shinoda odkrzyknął, a po kilku sekundach kobieta pojawiła się w studiu.
- Tu się schowaliście. - podeszła do męża, który na powitanie pocałował ją natychmiast w oba policzki. - Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało. - szepnął jej do ucha.
- Zostawimy was, bo już widać, że zeszły się dwa cherubiny... - ostatnie słowo nie tyle mogło, co musiało należeć do Joe'ego, przepełnionego tego dnia sarkazmem. Wstał lewą nogą. Biedaczek. Oby Heidi dobrze się nim zajęła. - Elektra wiedziała, że Mike bardzo chciałby mieć już za sobą koniec próby, ale musieli zachować się tak, jak robili to zwykle. Zbyt długo to trwało, oboje byli zmęczeni ciągłymi kursami pomiędzy kliniką, studiem, wytwórnią, miliardem innych, pomniejszych spraw i różnych drobiazgów. Strach o zdrowie Inés potęgował przemęczenie w jeszcze większym stopniu, nie dając spać w nocy zarówno jej, jak i jemu, bo przez pierwsze dwa dni po wybudzeniu z narkozy nastolatka dostawała każdego wieczoru herbatę z melisy, lawendy i kozłka, tak, by spała bez trudności i by organizm mógł się regenerować w naturalny sposób. Ktoś powiedziałby, że w profesjonalnej klinice, jaką jest Cedar Sinai, nikt nie powinien nawet podawać jej ziół, jednak okazało się, że po konsultacji zezwolił na to dietetyk.
- Tato, oddasz mi kule? Pójdę do siebie do pokoju.
- Nawet mowy nie ma. Idziemy do salonu, obejrzymy wspólnie film, a potem pomożemy ci się rozpakować. - Mike tęsknił za córką, chciał usiąść przy niej, objąć ją ramieniem, przytulić, mieć swoje pierwsze i najukochańsze dziecko przy sobie, a z drugiej strony żonę, najpiękniejszą kobietę na świecie.
Była zmęczona... Kiedy usiedli na kanapie, przytuliła się do niego, zamykając powieki. Należał jej się długi, mocny sen, ale z drugiej strony Mikey chciał spędzić trochę czasu z żoną, która zwykle nie dawała się uśpić za żadne skarby.
Wieczorem...
- Nie chcę. Kochanie, jestem chodzącym trupem... Po całym tym tygodniu... - Elektra odwróciła się plecami do Mike'a, wzdychając w poduszkę.
- Sprzeciwiasz mi się? - Słysząc marudzenie żony, Shinoda wyszedł spod kołdry i w samych bokserkach stanął przed komodą, którą cicho otworzył, wyjmując z niej niewielką buteleczkę w kolorze bursztynu. Tylko w zaciszu własnej sypialni był tak swobodny, nigdy nikt nie widział go bez koszulki... To była jego absolutna granica bezwzględna. Nawet raz, gdy z oddali jakiś paparazzi usiłował namierzyć Shinodów, spędzających w najlepsze czas nad basenem, wziął na ręce malutką Inés, ubraną w błękitny, falbaniasty kostium kąpielowy, zasłaniając się dziewczynką i siadając z nią na kolanach na leżaku. Mężczyzna odkręcił delikatnie opakowanie, a po chwili po pokoju rozniosła się lekko piżmowa, może też nieco ziołowa, ciężka woń olejku, zmuszając ciemnowłosą do odwrócenia się.
- Mikey... Proszę cię. - mruknęła.
- Skarbie, cichutko. - szepnął, podchodząc z powrotem do małżeńskiego łoża i wylewając na dłonie nieco oliwki. - Położysz się na brzuchu?
Pomimo tego, że El padała ze zmęczenia, a powieki ciążyły jej niemiłosiernie, powoli obróciła się, jednocześnie poprawiając i nieco unosząc zdecydowanie za dużą dla niej koszulkę ukochanego męża, w której uwielbiała spać. Przytulając się policzkiem do miękkiej poduszki, spojrzała na Mike'a, siadającego pomiędzy jej nogami.
- Nie mam nastroju na zabawy.
- Więc jestem tu po to, żeby ci go przywrócić. - położył obie ręce na jej łopatkach, delikatnie głaszcząc je palcami z góry na dół, pociągając powoli, wykonując te same ruchy, zataczając na jej wrażliwej na dotyk skórze delikatne kółeczka do momentu, kiedy opadła bez sił na materac. Dopiero wtedy przesunął dłonie nieco niżej, masując jej obolałe plecy. Syknęła, kiedy natrafił na nieco bardziej naciągnięty mięsień, nieco zmniejszając nacisk i precyzyjnie, ale jednocześnie bardzo delikatnie rozgrzewając go pocieraniem o skórę. Długie, niczym nieprzerwane pociągnięcia dłońmi od ramion aż po jej biodra działały na nią lepiej, niż jakikolwiek lek uspokajający. Zapach oliwki, rozgrzanej przez dłonie Mike'a, drażnił nos ciemnowłosej mieszanką woni piżma, cytryn i różnych ziół, choć z drugiej strony był naprawdę relaksujący. Dodatkowo jego delikatny dotyk... Dłonie Mike'a potrafiły zdziałać cuda. Też za nim tęskniła. I to jak bardzo.
To było naprawdę przyjemne, dać ciemnowłosemu chwilę na to, by zaopiekował się nią, leżącą po długim, delikatnym masażu w jego ramionach, przysypiającą powoli i wtuloną w jego rozgrzany, pachnący korzennym płynem do kąpieli obojczyk.
Inés zasnęła niedługo po kąpieli i kubku gorącej czekolady, wygodnie ułożona pod kołdrą na szerokim łóżku. Po raz kolejny wygodna osłona gipsu się przydała - mogła w spokoju jakoś oprzeć się o ścianę, wziąć normalny prysznic, zadbać o długie, atramentowo czarne włosy... Obraz, mara senna, którą śniła, była tak wyrazista, że najprawdopodobniej zapadła jej w pamięci: w promieniach słońca maszerowała przez miasto, ale niezupełnie takie, jakie znała: z balkonów zwieszały się kaskady kolorowych kwiatów, na chodnikach stały stoliki, a witryny pięknych sklepów przesłonięte były kolorowymi, pasiastymi markizami. O smogu mogła jedynie pomarzyć. Ludzie spacerowali niespiesznie, inni siedzieli i popijali kawę, nikt nigdzie nie biegł, a po ulicznym asfalcie jeździły skutery, podobne do tego, będącego własnością jej chłopaka i auta, mniej, lub bardziej nowoczesne, najpiękniejszy jednak był ten błękitno - biały Cadillac...
Prawie jak w filmie... nic dodać, nic ująć.
Dom... to wyjątkowe miejsce jest zawsze takie samo.
-----------------------------------------------------
Myślę, że chyba wszystko dobrze się skończyło po tym paskudnym wypadku...
A Shinodowie... szczęśliwa, dbająca o siebie rodzinka, nic dodać, nic ująć :D
Cudne, cudne!
OdpowiedzUsuńNapisane świetnie, jak zawsze, czułam się jakbym czytała powieść c: zero błędów, wszystko okej, świetnie budujesz zdania, no nie mam żadnych uwag :D
aww, uwielbiam Shinodów, są tacy uroczy i kochani :") mi tam cały czas pasuje jakaś mega mega drama, ale nie przejmuj się mną, tak tylko gadam XD
teraz jest naprawdę świetnie, masz gigantyczny talent, więc pisz pisz ile wlezie!
prosilabym jeszcze o więcej Jonathana, bo jest taki asdkjhkl, że nie mogę <3
dużo weny kochana!
Super rozdział! Nie będę się rozpisywać, bo wiesz, że uwielbiam to opowiadanie. <3
OdpowiedzUsuńAle jedna bardzo ważna rzecz. Dziękuję Ci bardzo, bardzo, bardzo za ten fragment z masażem. To co najidealniejsze w Mike'u to jego ręce i ja je po prostu uwielbiam. Jak je widzę to mi się fangirl włącza itd. Tak więc to było tak bardzo cudowne i wgl awww *___* Więcej proszę :3 hahah :D
@Shinodofremia
Matko *.* Zamierzasz być w przyszłości pisarką czy coś? Zdania tak ładnie poskładane, brak błędów ortograficznych i oczywiście nie gubisz przecinków za co bardzo Cię podziwiam. Fajnie, że po tym wypadku wszystko dobrze się ułożyło ^^ Jestem happy- taka cudowna rodzinka, aż warto wziąść z nich przykład hehe <3 No i ten fragment z masażem..nie będę się powtarzać po innych bo większość ma takie same poglądy jak ja ^^ Rozdział boski, trzeba przyznać, że masz ogromny talent, dlatego pisz, pisz i jeszcze raz pisz następne <3 Co do mnie, staram się, żeby nie zapominać o przecinkach ale nie wiem jak mi to wychodzi :c Więc jak będzie Ci się bardzo nudziło, to możesz wpaść do mnie na 17 c: Pozdrawiam i życzę duuuużo weny <3
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem najlepszy rozdział II części/tomu ect... Elki ;) Arcydzieło i to w dodatku grające na emocjach!
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie, że Ines nic nie jest, chodź może denerwowałabym się bardziej gdyby... no wiesz siostro ;)
Cudownie wykreowałaś pobudkę Shinodówny *.* Jonny czyta a tu nagle młoda wcina mu się w zdanie :3
Nadopiekuńczy rodzice... taak coś o tym wiem ^_^ Elka przesadziła, nie przesadziła... nie nam oceniać. Martwi się o córę to będzie teraz chuchać i dmuchać na zimne. I KOOOCHANY MIKEEEEE <3 Dawno takiego nie mieliśmy okazji tu podziwiać <3 Kochany tato, uroczy i romantyczny mąż... wspaniały :3
Jeśli kolejny rozdział będzie równie cudowny.. to ja chyba zejdę na zawał... ze szczęścia ;)