poniedziałek, 10 lutego 2014

Elektra's Story... a little later... - You're my unique, unusual queen, my perfect dame...

Rozdarcie emocjonalne Emmy sięgało granic zdrowego rozsądku, z jednej strony pragnęła być zakochaną, wiedzieć, że pociąga sobą Shanniego równie mocno, co on ją na swój niezwykle specyficzny sposób, ale z drugiej nosiła w sobie przekonanie godne służbisty, że nadal nie jest to odpowiednia relacja, zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym.

To były ostatnie dni, która mogła poświęcić na odpoczynek przed wyjazdem w długą, pracowitą trasę: była już u terapeuty na drobnych szaleństwach dla ciała i ducha, bo nic tak nie poprawia humoru, jak dobrze wykonany, delikatny masaż przy dźwięku misy tybetańskiej, w której brzmieniu zakochała się po tym, gdy Shannon przywiózł z Utah do studia nowy instrument i eksperymentował na nim. Miała jeszcze wstępnie zaplanowaną wizytę u fryzjera: musiała skrócić wreszcie ciemne, coraz trudniej dające się układać włosy; po każdej kąpieli, nieważne, czy w oceanie, czy to w basenie, lub po prostu pod prysznicem, przypominały z wyglądu stóg siana. Miała już nawet plan, co prawda zaskakujący, ale bardzo zależało jej na jego zrealizowaniu. Radykalna metamorfoza mogłaby wywołać całkiem poważną rewolucję, ale o dziwo, z takim poczuciem było jej naprawdę dobrze, poza tym, krótsze, lżejsze kosmyki odjęłyby jej tylko nieco lat. Przeglądała jakiś magazyn muzyczny, tym razem to chyba był Kerrang! - praca nie kończyła się w jej wypadku dokładnie po ośmiu godzinach, musiała być dyspozycyjna o praktycznie każdej porze dnia i nocy, ale sama wybrała przecież taki zawód, zresztą, sprawiało jej to mnóstwo przyjemności, a takie niewygody, jak okresowy brak snu, zastępowały jej podróże i ciągły kontakt z ludźmi. Była też inna zaleta, czysto snobistyczna, ale jednak - jej pensja razem ze wszystkimi bonusami, dodatkami i innymi udogodnieniami, bardzo ułatwiającymi życie znacznie wykraczała poza standardy, o których wiele się nasłuchała.

Wreszcie znalazła artykuł, którego szukała: pierwszą recenzję płyty, krótką, acz bardzo konkretną. Shannon najwyraźniej martwił się na zapas, gdyż kończyła się ona następującymi słowami: "Fani na pewno zaakceptują odświeżony wizerunek grupy, płyta pozostanie też zdecydowaną faworytką radiowców ze względu na swoje brzmienie, a nieprzekonanych prawdopodobnie nic nie przekona - jednym słowem, niech tylko żałują."
Emmie najbliżej było, podobnie jak chłopakom do City Of Angels. To właśnie w mieście aniołów odkryła swoje rzeczywiste powołanie, z dnia na dzień rzucając studia i decydując, że zacznie wszystko od nowa, zupełnego zera, dna... Z roku na rok po kolejnych stażach i praktykach utwierdzała się w słuszności swojej decyzji. Przełomowym momentem było lato, spędzone w Nowym Jorku w siedzibie Sisyphus, po którym dostała propozycję współpracy od samego Jareda. Jest tu, gdzie jest, spełniona, zdecydowanie szczęśliwa, a jak wielokrotnie powtarzał młodszy z braci Leto, "nie ma nagrody bez wielkiego ryzyka".

Na stole zabrzęczał czarny Blackberry, należący do kobiety. To tylko SMS, ale postanowiła tym razem go nie ignorować, gdyż jego nadawcą był nie kto inny, a Shann.
"Za kwadrans jestem u ciebie, weź ze sobą ręczniki."

Ciekawe, cóż takiego przed nią ukrywał, że dał jej tak niewiele czasu i jednocześnie tak konkretne informacje? Niezbyt długo się namyślając, poszła po ręczniki i niedbale wepchnęła je do nieodłącznej torby, przypominającej raczej worek żeglarski, po czym narzuciła na siebie białą, luźną sukienkę na ramiączkach, wykończoną na krawędziach drobnym haftem. Włosy, które po raz ostatni były nieznośnie długie, związała w powiewający koński ogon, a na nogi wsunęła białe, wygodne sandały. Jeszcze komórka, klucze i była gotowa do wyjścia. Zamykając drzwi, usłyszała głośny klakson, powtarzający się raz za razem - kiedy odwróciła się w stronę bramki, zobaczyła opierającego się o czarnego Range Rovera Shannona, naciskającego na kierownicę palcami ręki, wsuniętej do środka przez otwarte okno.
Kiedy tylko przeszła przez bramkę, natychmiast przeszedł na drugą stronę, otwierając przed nią drzwi i kłaniając się w starodawnym, dworskim stylu, prawie dotykając długimi, nawet nie do końca suchymi włosami ziemi.
 - Mademoiselle, zapraszam do karocy. Woźnica czeka.
Emma z niewielkimi trudnościami wspięła się do samochodu, o mały włos nie spadając - nic dziwnego, podeszwy jej sandałków były zbyt śliskie. Shann podał jej rękę tak, by drugą mogła złapać brzeg fotela i na nim usiąść, po czym sam w kilka sekund zajął swoje miejsce za kółkiem, przekręcając bez słowa kluczyk w stacyjce. Sam wiedział, jak ułatwić sobie życie, jednak dla niej, cały czas jeżdżącej niskimi autami, sprawiało to trudności...
 - Taki kolos, a ty nie boisz się nim jeździć? - podobne spojrzenie Shanniego, przepełnione miłością i uczuciami wobec rzeczy materialnych widziała tylko kilka razy, wystarczyło dobrze zinterpretować ten rodzaj wzroku; na nią patrzył zupełnie inaczej, co innego jednak perkusja, nieco "mniejsza dziewczynka, maleńka Christine", jak zdarzało mu się ją nazywać, a auto było kolejną z ukochanych rzeczy, najlepszych zabawek dużego chłopca.

Za wiadomością kryło się coś więcej, tego Emma była pewna bardziej, niż w stu procentach, ale nie chciała wiedzieć przedwcześnie, czym popisze się Shannon, jakiego królika z kapelusza wyciągnie. Przez moment przed oczami mignęła jej tablica, informująca o wyjeździe na autostradę, ale nie kierował się na południe, wręcz przeciwnie, w stronę wzgórz, co z lekka ją zaniepokoiło; spodziewała się, że pojadą do Lilo's, tak, żeby zadowolić podniebienie Shanna, ale postanowiła dłużej się nad tym nie zastanawiać i jedynie w ciszy obserwować przejeżdżające obok auta po długich, prostych nitkach asfaltu.

Shannon zaparkował tuż pod skałami, nie wyglądającymi z bliska bardzo stabilnie; w każdej chwili jakiś kamień mógł się obluzować i spaść na samochód. To aż dziwne, że w tak ustronnym miejscu był przygotowany parking, ale myśli wysiadającej Emmy zdecydowanie bardziej zajął przepiękny widok, roztaczający się z góry. Oparła się rękoma o drewniane barierki, chroniące przed upadkiem, wpatrując w dal, niekończące się fale oceanu i czysty błękit nieba.
 - Gotowa? - starszy Leto wyciągnął z bagażnika koszyk, starannie przykryty kraciastą ściereczką i podszedł do zauroczonej zatoczką dziewczyny.
 - Daj mi jeszcze chwilkę... - spojrzała mu prosto w oczy. Dopiero po dłuższej chwili jej mózg zarejestrował fakt, że mężczyzna pozbył się wcześniej noszonej czapki, a okulary przeciwsłoneczne, w których jechał całą drogę, zatknął o brzeg koszulki. Jego długie włosy, jeszcze wilgotne i tym razem niezwiązane, ułożyły się w lekką falę, okalając migdałowy kształt twarzy.
 - Widzisz ten kamień? - wskazał na nieco wystający ponad poziom ziemi głaz. - Tu zaczynają się schodki aż do samego piasku, wyciosane w skale; ja już zejdę, ale jeśli chcesz, możesz jeszcze popatrzeć. - pocałował ją delikatnie w policzek, a po kilku chwilach zniknął jej z oczu. W dole woda rozlewała się na jasnym piasku, ale nie było widać, żeby ktokolwiek wcześniej tam przebywał, jakby trafili do zupełnie dzikiej ostoi, w której nie ma miejsca dla człowieka. Powoli, może i nadmiernie ostrożnie, stawiając stopę po stopie i przytrzymując się dłonią skalnej ściany, zaczęła schodzić w dół.
W pewnym momencie ktoś zasłonił jej oczy i została gwałtownie wciągnięta w cień. Co prawda wiedziała, że nie ma powodu do obaw, gdyż była tam tylko ona i Shann, ale przez chwilę nie była w stanie oddychać.
Kiedy dłoń mężczyzny wreszcie usunęła się z jej twarzy, zobaczyła mnóstwo świec, stojących na półeczkach skalnych i wokół miękkiego koca w kratę, leżącego w niewielkiej jaskini, na którym stał koszyk, dwa talerze, kieliszki i butelka wina, wykonana z ciemnego szkła.
 - Siadaj, proszę. - wskazał jej miejsce, sam zwinnie przechodząc pomiędzy leżącymi kamieniami i siadając bliżej chłodnej ściany jaskini, tworzącej coś na kształt oparcia fotela. - To moja kryjówka, nikt nie wie, że zaszywam się tu, kiedy jest mi źle. Zjesz coś? Zrobiłem kanapki. - szeroko uśmiechnął się w blasku świec, odsłaniając lśniące, białe zęby i otwierając butelkę wina.
 - Bardzo chętnie. - w odpowiedzi podał jej podłużny pakunek, zawinięty w pergamin i serwetkę z tkaniny, którą rozłożyła sobie na kolanach. W środku znajdowała się niewielka bagietka, napełniona serem, odrobiną włoskiej szynki parmeńskiej, świeżą sałatą i plastrami pomidora.

 - Wiem, że nie powinnam, ale muszę ci to powiedzieć... Skarbie, zdetronizowałeś Tomo, jeśli chodzi o kanapki, były przepyszne. - kiedy tylko skończyła po dłuższej chwili jako pierwsza jeść smakołyk, przygotowany przez perkusistę, roześmiała się.
 - Oj tam, oj tam, raz kiedyś się zdarzy, że coś przygotuję sam, znasz talenty kulinarne chłopaków, Jay najchętniej karmiłby nas wszystkich soją i warzywami... Nie mam nic do tofu, ale jakoś za nim nie przepadam... A Tomo... On na pewno wymyśliłby coś prostego, co zniknęłoby w przeciągu pięciu minut.  - sprzątnął papiery, serwetki, zebrał do koszyka kieliszki i napoczętą butelkę wina, po czym zamknął go starannie, przykrywając ściereczką. - Mam propozycję, pewnie chcesz zobaczyć, co jest niżej?
 - Plaża?
 - Niezupełnie taka zwykła. Myślisz, że przywiózłbym cię w zwyczajne miejsce? - prychnął.
 - Nie, coś ty, ale nie chciałam sprawiać ci kłopotów. - Emma odparła, w odpowiedzi zyskując kolejny pocałunek. Tak, to było coś, co dawało jej wiele radości i satysfakcji, że ktoś, kogo pożąda, pragnie spędzić z nią więcej czasu, niż tylko wspólny, szybki posiłek.
 - Po schodkach na dół, tylko uważaj, niektóre mogą być śliskie, bo wczoraj był sztorm. 
 - Dasz mi rękę? Nie chcę zadeptać tego koca. - kobieta uśmiechając się z lekka do Shannona, zostawiła w jaskini torbę, zabierając z niej tylko puszysty ręcznik, chwyciła jego wyciągniętą dłoń i dała się pociągnąć z jaskini.
 - Chodź. - w kilkunastu krokach znalazł się na piasku, pozostawiając na nim sandały i biegnąc jak dziecko do wody, rozchlapał ją na brzegu. - Nie jest taka zimna, naprawdę.
Emma przez krótki moment zawahała się. Wejść czy nie wejść? Dobrze, wejdę. Naśladując mężczyznę, również zsunęła ze stóp buty, zostawiła na nich miękką tkaninę, złożoną w kostkę i pobiegła na brzeg, głośno się śmiejąc. W tym miejscu, tej chwili czas jakby się zatrzymał, gdy wylądowała w objęciach najlepszego przyjaciela, najwspanialszego partnera, przytulając się do niego i wdychając zapach jego skóry. Kiedy wreszcie ją puścił, gwałtownie odsunęła się, widząc, co zamierza zrobić Leto, jednak nie zdążyła się uchylić i jej śnieżnobiała sukienka została zalana morską wodą, przyklejąjąc się do szczupłego ciała i podkreślając jej figurę.
 - Hej! - krzyknęła, łapiąc w dłonie trochę wody i również oblewając Shanna, z pełną premedytacją trafiając w strategiczne miejsce na spodniach. Nie, nie z przodu... A szkoda... Byłoby zabawnie. Ku jej zaskoczeniu, zdążył zwinnie się odwrócić, a kiedy się pochylił, chlapnął prosto w jej twarz wodą zmieszaną z pianą.
 - A masz! - zaśmiał się, kiedy Emma popędziła po ręcznik, wycierając policzki, brodę, okolice oczu i włosy, z których ściekała powoli woda, mocząc sukienkę jeszcze bardziej. Nie znosiła słonej wody w oczach, była jak ogień, palący spojówki... Ledwo znosiła krople do oczu na bazie soli fizjologicznej. - Chodź, pomogę ci się wytrzeć... - mężczyzna owinął wokół niej ręcznik, delikatnie osuszając skórę kobiety. - Pora wracać. - machnął ręką w kierunku groty.

 - Dziękuję ci, to było wspaniałe. - kobieta szeroko uśmiechnęła się do perkusisty. chwyciła w dłoń worek i zrobiła kilka kroczków, wychodząc z jaskini na niewielką przestrzeń, półkę, od której w górę ciągnęły się schody. Z ręki, w której jednocześnie trzymała niewielkiego Blackberry, wysunęła się jej torba, której nie mogła utrzymać stabilnie w takiej sytuacji, spadając na skalną pólkę nieco poniżej schodów.
 - Poczekaj, zejdę po nią. - Shann cmoknął Emmę w policzek, po czym zwinnie opuścił się, stając koło torby, po czym podniósł ją do góry tak, by klęcząca na kolanach ciemnowłosa mogła ją wziąć do rąk. Chwilę później podciągnął się na silnych ramionach, siadając na półce i zwieszając z niej nogi.
 - No nie... - Emma jęknęła, wyławiając z torby nieduży brelok w kształcie Triady, z którego zwisał przełamany w połowie klucz. - I jak ja teraz dostanę się do domu? Pozamykałam wszystkie drzwi, okna, a wejście od tyłu jest zagrodzone...
 - Prześpisz się u mnie, a jutro zadzwonisz po ślusarza. Jest już za późno na jakiekolwiek naprawy, sama spójrz. - mężczyzna wskazał ręką na powoli zachodzące słońce.
 - Ale to nie będzie dla ciebie kłopot? Jutro próba i spotkanie, a ja nie mam się w co przebrać. - kobieta skrzywiła się, myśląc o konsekwencjach zniszczonego klucza.
 - Żartujesz? Pokój Jay'a stoi pusty, ja będę spał u siebie, wszystko będzie dobrze. Nie masz się o co martwić, naprawdę. - poprowadził ją po schodkach do góry, gdzie stał nietknięty, może jedynie nieco bardziej zakurzony niż wcześniej samochód.

-----------------------------------------------------------------
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! 
Wszystkiego najlepszego, Ninde, moja siostro, to prezent ode mnie dla ciebie - coś, na co długo czekałaś, z najlepszymi życzeniami, żebyś dostała Shanniego w wielkim pudle (oczywiście z dziurkami, żeby się nie udusił przypadkiem), przewiązanym kokardą i czekającym na ciebie w progu, lub, jeśli wolisz, siedzącego na parapecie :)
Niech spełnią się wszystkie twoje sny i pragnienia, obyś mogła jechać na koncerty tych zespołów, które chcesz zobaczyć, no i oczywiście wymarzonego elektryka ze wzmacniaczem :D
Niech to będzie najlepszy dzień, tylko twój, jedyny i niezapomniany!

A wracając do... rozdziału:
Przez żołądek do serca? Zawsze po drodze mogą znaleźć się jeszcze zniszczone klucze. 
Jakieś przeczucia, przewidywania?

Jak zawsze czekam na wasze opinie, to daje mi niezłego kopa do pracy :)
S.

4 komentarze:

  1. AAAAAA! Widziałabyś mój szeroki uśmiech! Dziękuj,dziękuję, dziękuję *__________*
    Taki prezent!
    Taki Shannie!
    Shannie i Emma <3
    Dziękuję za TAKĄ niespodziankę ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, jaki uroczy rozdział, cudnie opisałaś tą parkę :3
    Shannon taki kochany, aż brak mi słów, dżentelmen sam w sobie. Fajnie wykreowałaś postać Emmy, bardzo mi się to podoba c:
    No wiesz, złamany klucz, nieźle to wykombinowałaś XD jestem baardzo ciekawa, co się dalej wydarzy c:
    dużo weny życzę! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że dopiero teraz ale ta cholerna szkoła odbiera mi cały wolny czas ;_____; I jeszcze głupie przedstawienie w czwartek-człowiek zrobił się nerwowy i nie może skupić się na akcji :( Z tym kluczem nieźle wykombinowałaś. Sprytnie! I za to punkt dla Ciebie :3 Shannie i Emma <3 Dziękuję. To dla mnie niesamowita i bardzo przyjemna niespodzianka <3 Rozdział jest ogólnie, cudny słodki i uroczy <3 To lubię :) Kiedy będzie następny? Mam nadzieję, że masz już pomysł na to co wydarzy się dalej prawda? Teraz pozostaje mi tylko czekać :3 Poinformuj mnie w komentarzu kiedy dodasz następny, dobrze :) Jeszcze raz DZIĘKUJĘ i zapraszam do siebie, żebyś oceniła mój 16. Jesteś świetna i wiele mogłabym się od Ciebie nauczyć :) Pozdrawiam i duuużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń