sobota, 22 lutego 2014

Elektra's Story... a little later... - Unusual queen found her unique king

Niedługo później znaleźli się pod niewielkim, parterowym domem Shanna, otoczonym gęstym, ciemnozielonym żywopłotem. Z dala wtapiał się w otaczające go inne budynki mieszkalne, również pomalowane na biało z klasycznymi dachami, wykonanymi z ceglastoczerwonej dachówki.
 - Zapraszam w moje skromne, kawalerskie progi. - Shannon wpuścił do środka Emmę, uśmiechając się. - To nie to samo, co Lab, ale myślę, że będzie ci wygodnie.

W środku było bardzo schludnie: wszystko było wbrew jej przeczuciom, poukładane na swoich miejscach, a na samotnie stojącym pod ścianą wzmacniaczu do gitary leżał czarny kask motocyklowy. Spodziewała się absolutnego apogeum, gigantycznej perkusji, stojącej na samym środku salonu, stosów szpargałów i pudełek pełnych pałeczek. Jak bardzo się myliła!
Na jasnej, lekko pistacjowej ścianie wisiały czarno - białe zdjęcia starszego z braci Leto z dzieciństwa: Shannon w czapeczce z daszkiem, drapiący się z tyłu welurowych portek; Shannon uczący się jeździć na rowerze; Shannon siedzący za kilkoma garnkami, udającymi perkusję; Shannon z bratem, siedzący bez koszulek pomiędzy kwiatami w ogródku, albo obok niedorobionej choinki w wysokich, papierowych czapkach i strojach czarodziejów... To przynajmniej wyjaśniało świąteczny wybór Jareda przed kilkoma laty, najwyraźniej wspomnienia dały o sobie znać... Półeczka wisząca obok aż uginała się od ciężaru płyt z muzyką... elektroniczną; trzeba było przyznać, że jego gust wykraczał poza oczekiwania kogokolwiek.
 - Pokój, o którym mówiłem, to ostatnie drzwi po lewej. Proszę, rozgość się. - wskazał w głąb przejścia, prowadzącego ku schodom na dół, do piwnicy.
 - Jeszcze raz ci dziękuję. - Emma uśmiechnęła się do Shannona, a zaraz później odwróciła się, wchodząc w korytarz.

Klasyczne barwy i wygląd, biel ścian, mebli i podłogi w pokoju przypominała Emmie dużą część domu Jareda. Poza kilkoma czarnymi detalami, kraciastą narzutą na dwuosobowym łóżku i szarymi krzewinkami, rosnącymi w metalowej doniczce na parapecie, nie dało się znaleźć w tym pomieszczeniu innych kolorów.
Zajrzała też do łazienki, zaprojektowanej w podobnych barwach, jednak to, co zaskoczyło ją najbardziej, był fakt znalezienia między typowo męskimi kosmetykami do golenia jasnego korektora i niewielkiego opakowania fluidu. A więc to tak Jared sprytnie ukrywał oznaki zmęczenia po długich wieczorach, spędzanych z Shannonem na oficjalnych wyjściach... A podobno śpi jak dziecko po osiem godzin na dobę... Kłamczuszek.
Cała sukienka Emmy pachniała od morskiej wilgoci i czegoś jeszcze, tak jakby wodorostów. Kiedy zsunęła ją z siebie, wchodząc pod prysznic i już za szybą z matowego szkła rozbierając się, idealnie ciepła, nie za gorąca, nie za chłodna woda polała się po jej włosach i ramionach, spłukując ze skóry mieszaninę zapachów i kryształków soli, o które niechcący oparła się jeszcze w jaskini. W międzyczasie zdążyła też przeprać sukienkę, żeby nie pojawić się następnego dnia w studiu w koszulce młodszego z braci Leto... Ale to byłaby draka.

Rzeczywiście, jeśli chodziło o wybór kosmetyków do kąpieli, Jared miał nosa: miętowy żel pod prysznic wspaniale się pienił, zostawiał po sobie na skórze delikatny obłoczek zapachu, a Emma zupełnie bezkarnie korzystała z jego rzeczy, nie czując się przy tym jak winna. No i ten szampon do włosów: używała identycznego. Nic dziwnego, Pride był naprawdę dobrą marką. Po chwili takiego luksusu zawinęła się w również śnieżnobiały szlafrok, wracając do sypialni, by znaleźć dla siebie jakieś ubrania na zmianę.
Kiedy weszła do kuchni, zobaczyła Shannona, jeszcze z mokrą głową, nucącego coś pod nosem i wypakowującego koszyk piknikowy i wstawiającego brudne talerzyki i kieliszki do zmywarki; najwyraźniej również zdążył wziąć prysznic, kiedy ciemnowłosa korzystała z chwili dla siebie.
 - Ktoś już kiedyś ci mówił, że dobrze wyglądasz w męskich ciuchach? - uśmiechając się, wskazał na wybrane przez kobietę luźną koszulkę z nadrukiem słońca i nieco przydługie, dość wąskie, szare spodnie dresowe, które podwinęła jednak do kolan.
 - Nie... jesteś pierwszy. - zarumieniła się.
 - Napijesz się kawy? Szczerze, wiem, że jest późno, ale na mnie ona już nie działa, więc mi to i tak bez różnicy.
 - Nie, dziękuję... - cicho mruknęła.
 - To może czegoś innego? Mam w lodówce sok, częstuj się. Albo nie. - odwrócił się, wyciągając z szafki dwa kieliszki, napełnił je i przysunął jeden z nich w jej stronę. - Co ty na to, żebyśmy dokończyli wreszcie to wino? Coś takiego nie powinno się zmarnować, prawda?

Siedząc w kuchni na wysokich stołkach przy wysepce i sącząc kolejne kieliszki krwistoczerwonego trunku, rozmawiali przez dłuższy czas tak, jak stare, wieloletnie małżeństwo. Znali się już od tak dawna... Gdyby patrzył na nich ktoś obcy, natychmiast zauważyłby, że pomiędzy Shannonem i Emmą naprawdę iskrzy. Nie mieli przed sobą żadnych sekretów, każda bzdura, z pozoru wydająca się idiotyzmem, każdy drobiazg był im obojgu doskonale znany, nawet bez wpływu wina, które sprawiło, że nieco się rozluźnili. Nie, nie byli pijani, nie w takim znaczeniu; cóż, ale emocjonalnie... to co innego. Byli prawie jak uzależnieni od siebie nawzajem, jak jakimś narkotykiem... ale ta obecność nie była toksyczna, wręcz przeciwnie, działała jak magiczne lekarstwo na samotność.
 - Wiesz, jeśli chcesz, możesz już iść spać, ale ja jeszcze chwilę posiedzę przed komputerem, tyle się nazbierało tych maili, że nie nadążam z odpisywaniem. 
 - Może lepiej tak... Jutro też będzie długi dzień. Jeszcze raz ci dziękuję, naprawdę. - ciemnowłosa wstała z wysokiego krzesła i przytuliła się do Shannona.
 - Gdybyś czegoś potrzebowała, moja sypialnia jest naprzeciw twojej. Śpij dobrze. - żegnając ją, włożył w pocałunek wiele słodyczy i namiętności. To było takie delikatne... - A, jeszcze jedno, prawie bym zapomniał: ładnie pachniesz. Troszkę jak lody miętowe.
W odpowiedzi kobieta jedynie cicho się zaśmiała.

Emma długo kręciła się pod kołdrą, nie mogąc spać. To nie było "jej" miejsce, jej miękki materac, jej pościel, ulubiona, bawełniana, a śnieżna biel, tak bardzo lubiana przez Jareda, przywodziła jej na myśl jedynie sterylną, szpitalną poczekalnię. Po tak pięknie spędzonym dniu - z drobnym wyjątkiem, jakim było zniszczenie kluczy, zresztą nie z jej winy - czuła się bardzo samotnie.
Wychodząc z łóżka, poprawiła koszulkę, przesłaniając nią cienkie figi i cicho drepcząc na palcach przeszła na drugą stronę korytarza. Było ciemno, ale widziała w szparze lekko otwartych drzwi sypialni Shannona mleczny poblask ekranu laptopa. Cicho zapukała, po czym popchnęła je do wewnątrz.

- Emma? Jest już strasznie późno, myślałem, że już smacznie chrapiesz. - mruknął, spoglądając na zegarek.
Jedynym źródłem światła w pokoju był tylko komputer, kilka lśniących w ciemności, fluorescencyjnych gwiazdek, przymocowanych do sufitu i niewielka, przygaszona lampa, stojąca przy oknie, wygięta w łuk w stronę przeciwległej ściany.
- Shannie, nie mogę zasnąć... - kobieta spuściła głowę, wtulając nos i policzek w rękaw przydługiej koszulki Jareda, którą miała na sobie.
- Chodź tu. Bezsenność, tak? - jedną ręką wyłączył laptopa i odłożył go na szafkę nocną, a drugą zachęcająco odsłonił brzeg kołdry, pod którą leżał, ubrany jedynie w szare, dopasowane bokserki. Kiedy usiadła, wsuwając nogi pod satynową narzutę, poczuła na skórze fale ciepła, bijące od niego. Ramię mężczyzny oplotło się wokół jej talii, gotowe, by przyciągnąć ją ku sobie, jednak jego dłoń zatrzymała się na wewnętrznej stronie jej nadgarstka, a on sam zaczął kciukiem wykonywać delikatne, ale wyraźnie wyczuwalne kółeczka; jego palce posuwały się coraz wyżej, masując jej rękę, dozując siłę i kierując się ku przesłoniętemu ramieniu.

Ciemnowłosa położyła głowę na poduszce, przymykając na moment oczy. Kiedy po chwili jej oddech nieco się uspokoił, Shannon przysunął się do niej, wsuwając jej dłoń pod koszulkę i dotykając szczupłego, ale nie wychudzonego boku kobiety. Emma lekko zadrżała, czując dłoń Shannona pieszczącą ją coraz wyżej delikatnymi opuszkami palców, cicho mrucząc, kiedy jego bok dotknął jej, stykając się ze sobą.
- Jeśli nie chcesz, mogę przestać. - w tym momencie kobieta otworzyła oczy, wpatrując się w ciemny kontur górującego nad nią, wspartego na jednym ramieniu Leto, w dalszym ciągu dotykającego jej bok własnym biodrem.
- Ale to jest takie... przyjemne. Naprawdę.
- Chodź do mnie, piękna, proszę.
- Shann przysunął się jeszcze bliżej do Emmy, dotykając jej już nie tylko biodrem, ale całym bokiem, poczynając od łydki, uda, aż po lekko odsłonięty zaledwie moment wcześniej brzuch. Lekko ją uniósł i przyciągnął w swoją stronę.
Emma zdawała się odczuwać ogromną przyjemność z tego, jak Shannon przyciągnął ją do siebie po śliskiej satynie, jak delikatnie ją uniósł, podtrzymując jej ramiona i opierając ją o własny obojczyk, delikatnie całując w policzek; była jak lalka, zupełnie się rozluźniła, prawie że wiotczejąc na silnym ramieniu mężczyzny. Trzymał ją cały czas naprawdę mocno, przez myśl nie przeszło jej nawet to, że zsunie się z jego rąk.

Delikatnie opuścił ją na materac, ostrożnie kładąc jej głowę na poduszce. Kobieta westchnęła, ale nadal była całkowicie rozluźniona; zdawała sobie sprawę z tego, że po takiej dawce emocji niełatwo zaśnie. Kiedy usiadł na łóżku, patrząc na nią, leżącą i obserwującą każdy jego ruch, cicho się odezwał.
- Króliczku... Strasznie chciałbym cię pocałować. Jeszcze raz.
- Nie krępuj się.
- Usiądziesz?
- spełniła jego prośbę, przysiadając na podwiniętych pod siebie nogach, jednak nadal dzielił ich pewien dystans.
- Chodź bliżej, jeszcze. - poruszył się kilkanaście centymetrów w jej stronę, widząc, jak unosi się i na czworakach przysuwa w jego stronę. Ręką odgarnął jej długie, rozpuszczone włosy do tyłu, przeciągając palcami po linii jej kręgosłupa, widocznej spod cienkiej tkaniny, lekko naciskając kciukiem w bardziej wrażliwych miejscach, wsuwając go pod kraniec koszulki i dotykając napiętej, gładkiej skóry na granicy pleców. Przeszedł ją długi, ale przyjemny dreszcz i poczuła, jakby nie tyle, co mogła, ale chciała wręcz oddać się wdziękom Shanniego.

Rano obudził ją bardzo dziwny dźwięk. Kiedy postawiła bose stopy na podłogę, ta zdawała się drżeć, a dookoła było naprawdę ciemno za sprawą przesłoniętych rolet okiennych. Okazało się, że pokój, w którym spała, to sypialnia Shanna, pomalowana na odcień ciemnego błękitu, może nawet wchodzącego w granat, a satyna, którą tak czuła na swojej skórze, to w rzeczywistości jego bardzo cienka i zwiewna pościel. Sądziła, że uderzenia to tylko echo ewentualnych robót drogowych: poprzedniego dnia po drodze do domu starszego z braci Leto widziała kilka niewielkich koparek i inny sprzęt budowlany, więc spodziewała się, że budowlańcy zaczną swoją pracę skoro świt.

Kiedy wyszła z pokoju na korytarz, zaskoczyła ją kolejna zmiana: wcześniej nieco klaustrofobiczny łącznik teraz wydawał się szerszy, jaśniejszy, a wszystko to za sprawą promieni światła słonecznego, docierających z salonu. Dźwięk dobiegał z oddalonego miejsca, więc Emma przeszła do kuchni, sądząc, że to tam znajduje się Shannon i coś przygotowuje: jej samej zdarzało się czasem miażdżyć orzechy, leżące na granitowym blacie, potrzebne do jakiegoś ciasta, uderzając w nie masywną patelnią i wywołując przy tym niezły hałas. Niestety, był to zły trop.

Nasłuchując, zorientowała się po dłuższym momencie, że łomot nie dobiega z zewnątrz, wręcz przeciwnie - kiedy podeszła do tajemniczych schodów, prowadzących w dół, jej uszy zostały zbombardowane całą kanonadą uderzeń. Krok po kroku zaczęła schodzić w dół, w międzyczasie dwukrotnie skręcając w prawo i stając przed szeroko otwartymi drzwiami, obitymi od wewnątrz jakimś grubszym, prawdopodobnie dźwiękochłonnym materiałem.

Shannon, ubrany zaledwie w dość obcisłą koszulkę i bokserki, siedział za poustawianymi w idealnym porządku bębnami. Nie, to nie był zwykły zestaw, na jakim grał w czasie prób, ta perkusja była olbrzymia, może i nawet większa od koncertowej, rozstawiona w półkolu, dookoła zdającego się być, bardzo wygodnego stołka, na którym w tej chwili siedząc z zamkniętymi oczami i rodzajem tłumików, wsuniętych w uszy, poruszający się rytmicznie mężczyzna wymachiwał pałeczkami, co chwilę uderzając nimi w membrany. Stojąc w progu, wyczuwała bosymi stopami każdą, nawet najdrobniejszą wibrację, zastanawiając się, jak to możliwe, że Shann idealnie trafia w bębny, w dodatku w tak wariackim tempie. Jego włosy poruszały się w tym samym tempie, ulegając inercji, podskakiwały wraz z nim samym.

Kiedy nieco zwolnił, rytm coraz bardziej zaczął przypominać nie tyle wojenne werble, które wcześniej jej się skojarzyły z This Is War, a raczej czymś, co znała, a nawet bardzo lubiła, czyli ukochaną piosenką Shannona - Night Of The Hunter.
Teraz, gdy brakowało wszystkich instrumentów, gitar, całego tła, tworzonego wspólnie przez chłopaków, widziała, ile znaczy dla jej najlepszego przyjaciela, lepiej, partnera, taki moment, kiedy mógł w zupełnej samotności grać, ćwiczyć, może nawet tworzyć coś nowego... W dalszym ciągu siedział z zamkniętymi oczyma, jednak naciskał tylko stopami na pedały. Podłoga pomieszczenia również była wytłumiona, więc powoli przeszła za instrument, stając za plecami mężczyzny. Nie chciała dać się zauważyć, więc z lekka uśmiechając się, patrzyła jedynie z perspektywy Shanniego, jak to wygląda naprawdę blisko. Na plecach ciemnowłosego lśniły drobniutkie kropelki potu, o które co chwilę ocierały się jego włosy, mocząc ich końcówki, tak, były jeszcze rozpuszczone, ale dla niej to było i tak bez różnicy. Wyglądał przepięknie nawet w kitce, którą ciasno związywał prawie każdego dnia.
Nagle gwałtownie się wychylił w tył, uderzając włosami prosto w Emmę, która nie zdążyła się odchylić, piszcząc. Słysząc dźwięk, natychmiast odwrócił się w tył, patrząc na nią.
 - Już wstałaś?
 - A nie widać? - pocałowała go w policzek na powitanie. - Dzień dobry.
 - Dzień dobry. - odparł, uśmiechając się. - Wyspałaś się? Lubię się wiercić w nocy... 
 - Jakoś mi to nieszczególnie przeszkadzało. Chodź, zrobię śniadanie.
 - To może ja najpierw pójdę pod prysznic, a potem do ciebie dołączę i pojedziemy do Lab?
 - OK. Codziennie tak grasz?
 - Mhm. - triumfalnie się uśmiechnął, wskazując na swoje bicepsy. - Siłownia to jedno, ale perkusja robi swoje. Wiesz, ta ręka jest do bicia. - wskazał na lewe ramię. - A ta, ona służy do kopania grobów. - zerkając na prawą rękę i kończąc zdanie, wywołał swoimi słowami wyraźną konsternację na twarzy ciemnowłosej. - Dobrze, żartowałem... Przecież wiesz, że nikomu nie zrobiłbym krzywdy. - obdarował Emmę rozbrajającym uśmiechem. O ile mi się nie narazi. - resztę zdania dopowiedział w myślach, nie chcąc jej wystraszyć.

Kiedy wrócił do kuchni, Emma, już przebrana w suchą i czystą sukienkę kroiła znalezione w lodówce warzywa najpierw w paski, a później w kostkę, w mniejszej miseczce, przykrytej jeszcze przez niego miała przygotowane trochę startego, twardego parmezanu. W dużej misce znajdowała się jakaś masa, wyglądająca na roztrzepane jajka, na kuchence stała już stalowa kawiarka z parzącym się w niej aromatycznym, lekko orzechowym naparem, a obok niej rozgrzewały się dwie patelnie.
 - Cześć. - pocałował ją, zachodząc od tyłu. - Co przygotowujesz?
 - Omlet z warzywami. 
 - Brzmi pysznie.
 - Częstuj się, kawa już jest dobra, a omlety za chwilę będą gotowe. - zaszczyciła go szerokim uśmiechem, wskazując brodą na stół, nakryty prawie w całości. Obok niej stały tylko dwa kwadratowe talerze, czekające na danie. Emma wrzuciła pokrojone warzywa i starty ser do jajek, delikatnie zamieszała wszystkie składniki razem, po czym przelała połowę masy na jedną, połowę na drugą i zaczęła smażyć omlety. Odwróciła się plecami do kuchni, opierając o blat i cicho zagadnęła Shannona, w spokoju popijającego czarną jak noc kawę w małej filiżance do espresso.
 - Wiem, że nawet nie powinnam się o to pytać, ale... pojedziemy jeszcze raz do tej jaskini?
 - Hmmm... - Shann uniósł w górę brwi, spoglądając znacząco na Emmę, a potem na patelnie.
 - Już ty się o omlety nie martw, nie spalę ich jak Jared naleśników. - w odpowiedzi perkusista ryknął śmiechem, opierając łokcie o stół. Ciemnowłosa odwróciła się, sprytnie przerzucając z drobną pomocą drewnianej łopatki podsmażone jajka, po chwili wracając do poprzedniej pozycji. - To jak, pojedziemy?
 - Zobaczymy... - odparł zagadkowo.
 - Ale mi się tam tak podobało... - mruknęła.
 - Może w weekend. - kilka sekund po tym przed mężczyzną pojawił się idealnie wysmażony omlet z kolorowymi kawałkami warzyw. - Dziękuję. - osłupiała mina mówiła sama za siebie, że dzieło Emmy przerosło najśmielsze oczekiwania Shannona.
 - Smacznego, miśku. - postawiła również przed sobą talerzyk, krojąc pierwsze kawałki omleta i powoli wsuwając je do ust.

-------------------------------------------------------
Więc tak... Królowa znalazła swojego króla. Albo na odwrót...
Liczy się chyba to, że są ze sobą szczęśliwi, prawda?

Cóż, publikuję szybciej, bo uznałam, że mogę zacząć tak jakby świętować - jestem już po olimpiadzie, największy stres minął, więc podzielę się z Wami kolejnym fragmentem.
Każdy komentarz, opinia to dla mnie spory kopniak do pracy, więc proszę o szczerość i od razu dziękuję za całą Waszą uwagę :)
S.

5 komentarzy:

  1. No i mam ten zawał jak nic!
    Oni są razem przecudowni *.*
    Emma w gościnnym pokoju Jaya ;D
    Kurde, tyle dobra... i tak scena w łóżku Shanna... potem poranek... perkusja. Wyobrażałam sobie to inaczej, a jednak mnie zaskoczyłaś. Pozytywnie :3
    Więcej tej parki, proooooszę #teamSHANNON

    OdpowiedzUsuń
  2. Hohohoho ^^ Cieszę się, że u mnie byłaś i mnie pochwaliłaś, to naprawdę wiele dla mnie znaczy i zależy mi na Twojej opinii, bo muszę się przyznać jesteś jednym z moich wzorów :3 Tak jak myślałaś będą dwa komentarze jednego dnia ^^ Nie wiem co mogę napisać bo jeszcze nie ogarnęłam się do końca hehe Rozdział boski i przyjemnie się go czyta <3 I jest tak słoddkkkooo *.* Kocham takie klimaty <3 Jednak najbardziej podobała mi się scena w łóżku Shanna i potem ten poranek <3 Będzie co wspominać ^^ Przyznam, że czytając poprzedni rozdział jakimś przedziwnym sposobem byłam przekonana, że to już koniec opowiadania (nie mam pojęcia dlaczego) i było mi smutno ;____; No ale na szczęście jest kolejny i mam nadzieję, że będzie jeszcze duuuużo, duuużo następnych :3 Oni są razem przecudowni i chcę, żeby było o nich więcej hehe ^^ Koniec gadania bo nie wiem co mogę tu jeszcze napisać :< Życzę weny na kolejny, pozdrawiam i zapraszam za tydzień do mnie na 18 c: Całuski <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O matkoo, jaki słodki rozdzial <3
    Shannon taki kochany, Emma taka urocza, ten fragmencik ma absolutnie same plusy :3
    Ta scena w łóżku była taka asdfgkjhs, taka delikatna, spokojna, cudowna po prostu. Shannon tak się troszczy o Emmę, ojeju.
    Nie wiem co tu napisać, po prostu rozdzial cudo! <3 oby było więcej tej parki c:
    Tak czy siak, zdążyłam się już stesknić za Shinodami, więc weź zrób to dla mnie i jak najszybciej z nimi powróć :D
    weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie 11, zapraszam :3
      http://thisissempiternal-bmth.blogspot.com/2014/02/11.html

      Usuń
  4. Emma zachowuje się jak taka płochliwa sarna. Jeden zły ruch i ucieknie. Ale Shann za to jest genialny.
    Przyznam bez bicia, ze czytam jeszcze od pierwszej części, a teraz zaczęłam sama skrobać. Dopiero pojawił się prolog, ale jeśli masz ochotę to zapraszam :)
    http://close-to-something-real.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń