piątek, 10 stycznia 2014

Elektra's Story... a little later - Without trial we couldn't say even that we don't succeed

Dziewczyna szła opustoszałym, szkolnym korytarzem ze spuszczoną głową; włosy rozsypały się jej na ramionach, a w objęciach niosła kilka związanych wstążką płócien. Z na wpół otwartego plecaka, niedbale zawieszonego na ramieniu, wystawały pędzle i fragment drewnianej kasetki na farby.
 - Bu. No i oczywiście Szczęśliwego Nowego Roku. - dźwięk zza jej pleców i dotknięcie w ramię tak bardzo ją spłoszyły, że będąc zaledwie kilka metrów od swojej szafki, wypuściła z rąk blejtramy, a z plecaka, który zsunął się z jej ramienia, wysypały się wcześniej wyczyszczone pędzle, teraz znaczące kamienną posadzkę mokrymi śladami.
 - Zaczekaj, pomogę ci. - Chłopak, który wbrew woli śmiertelnie przestraszył nieśmiałą ciemnowłosą, zdjął z ramienia pokrytą dżinsem torbę, odłożył trzymany w ręku kask i klękając, pomógł jej zebrać wszystkie rozsypane przybory.
 - Dziękuję. - spod kaskady kasztanowych loków wydobył się cichy, prawie płaczliwy szept.
Chłopak odgarnął z jej twarzy kilka kosmyków, wsuwając je za ucho i odsłaniając drobną twarz i szeroko otwarte oczy, wytrzeszczone w lekkim przestrachu. Nieśmiałość nie minęła, wręcz przeciwnie, zaatakowała z jeszcze większą mocą niż wcześniej.

 - Wiesz... ten taniec to nie wszystko. - na te słowa dziewczyna podniosła wzrok z podłogi i przysiadła na niej na kolanach, przyglądając się nastolatkowi, zbierającego pędzelki w komplet. - Nie będę ukrywał, że bardzo mi się podobasz.
 - Naprawdę? Dobrze pamiętam, Jonathan?
 - Tak. Chodź, bo zaraz się zaziębisz na tych płytkach. - podał jej dłoń i pomógł wstać. - Inés, skończyłaś już lekcje?
 - Tak, a o co chodzi? - rzuciła w przestrzeń nieobecne spojrzenie, po czym zwróciła uwagę na nastolatka, opierającego się o ścianę łokciem i wyraźnie na nią czekającego. Czyżby nie kłamał?
 - Znam na mieście taką jedną kafejkę, może pojedziemy tam razem? - przysunął się bliżej do dziewczyny, pakującej do torby kilka książek,szkicownik i dwa piórniki, wypchane do granic możliwości.
 - Muszę zadzwonić, miałam wracać do domu... Zaczekaj chwilkę. - szepnęła już z telefonem przy uchu.

- Mamuś, nie przeszkadzam? - odpowiedziało jej kilka szybko wypowiedzianych słów i riff gitarowy, zagrany z dużą mocą.
 - Jesteśmy z twoim ojcem w wytwórni na spotkaniu.
 - Wrócę później, ok?
 - My też będziemy chyba dopiero późnym popołudniem, zjesz sama?
 - Jasne. Buziaki. - rozłączyła się i schowała komórkę do kieszeni.

 - Pod szkołą stoi mój skuter. - ciemnowłosy podniósł z podłogi torbę, czekając, aż dziewczyna zapnie swój plecak. Ach... uroki klasy artystycznej. Sam miał do czynienia z muzyką, a pojawiając się tak często z gitarą, wzbudzał w innych poczucie, jakoby przeżywał z nią romans. Cokolwiek sądzili inni, nie mógł zaprzeczyć, że podobnie jak jego ojcu, zdarzyło mu się czasem coś narysować, ale zdecydowanie stronił od klasycznych technik, nie leżało mu kilkugodzinne siedzenie nad blokiem i cieniowanie kawałka rysunku, co to, to nie - wolał spędzić ten czas, grając.
 - Już jestem gotowa. - Inés zatrzasnęła drzwiczki szafki, dając zamkowi szyfrowemu kilka sekund na blokadę, po czym zgarnęła włosy w koński ogon, związując go wydobytą z czeluści szafki gumką.
 - Chodź. - zbiegli po schodach na parter budynku, gdzie chłopak szarmancko otworzył przed dziewczyną drzwi.

Pod szkołą na parkingu stał, przypięty łańcuchem do podstawy słupka rowerowego biało - czarny, klasyczny skuter z sporej wielkości kufrem z tyłu. Jonathan pochylił się, otwierając ukryty zamek niewielkim kluczem, wyjętym z bocznej kieszeni torby, po czym zebrał blokadę i wrzucił ją do bagażnika, wyciągając w zamian drugi kask i podając go dziewczynie.
 - Nie chcę, żeby coś ci się stało, proszę. - nałożył na głowę własny, zasuwając szybkę i wsiadając na skuter. Dziewczyna z lekko niepewną miną dopięła pod brodą pasek, poprawiła trzymany na ramionach plecak i usiadła za nastolatkiem, trzymając się rękoma siedzenia, patrząc, jak ten przekręca lekkim ruchem kluczyk i delikatnie stawia stopę na podparciu.
 - Przy jakimś mocniejszym zakręcie możesz się zsunąć, lepiej będzie, jeśli przytrzymasz się w czasie jazdy mnie. - Jonathan odwrócił się w stronę Inés, uśmiechając spod kasku.
Ciemnowłosa na moment zwątpiła w propozycję chłopaka, ale po chwili zdecydowała się, nadal walcząc z sobą samą, obejmując go w pasie.
 - Super. O to chodziło, jedziemy?
 - Możemy. - kiedy zerknął na nią przez lusterko, kiwnęła głową.

Zgrabnie włączając się do ruchu, wyjechał na główną ulicę, nieco przyspieszając i omijając rozwoziciela pizzy, pędzącego na rowerze. W godzinach szczytu miasto ogarniał istny szał, wszyscy chcieli przedostać się z pracy, szkoły, kampusu do różnych innych miejsc w jak najszybszym tempie. Gdyby nie kilka linii pociągu i metra, oprócz tego autobusy i jakże przydatne, niewielkie skutery, podobne do tego, którym jechali Jonathan z Inés, korki i smog byłyby jeszcze większe.
Ulice, widziane z takiej perspektywy, miały swój magiczny urok - nie trwał on jednak długo, gdyż zaledwie dziesięć minut później Jonathan zaparkował niedaleko kilku stojących wśród  budynków. Aż dziwnym było to, jak w dżungli miasta dało się stworzyć tak spokojne miejsce, jakby na uboczu, oderwane od rzeczywistości.
 - Może nie będziemy wchodzili do środka, co? Nie jest zbyt zimno. - dziewczyna cicho odezwała się, ściągając z głowy kask.
 - Tutaj jest o wiele piękniej na wiosnę, te wszystkie drzewa to wiśnie. - wskazał na kilka z nich. Inés mogła sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo pokryte kwiatami będą już za kilka miesięcy. - Nadal nie chcę, żebyś się przeziębiła, chodź. - wpuścił ją do budynku. Stoliki, poustawiane za cienkimi parawanami z tkaniny i cienkiej bibułki, były oddalone od siebie, co dawało poczucie jeszcze większej prywatności. Niezbyt nasycone kolory, połączone z dużymi oknami, wychodzącymi na ogród, teraz co prawda składający się z skalnych konstrukcji, pokrytych roślinami i wciąż zielonymi, charakterystycznymi dla miasta palmami, łączyły się w zgrabną całość, przyjazną oku.

 - Dzień dobry, czy mogę coś zaproponować? - kiedy usiedli w kącie, ściągając z siebie torby i stawiając obok, niedługo później podeszła do nich kelnerka z kartami, rozkładając je przed nastolatkami.
 - Może jeszcze chwilkę... - Jonathan uśmiechnął się do kobiety, która widząc to, natychmiast odeszła.
 - Słyszałem, że podobno miałaś jechać do domu na obiad... Tu mają całkiem niezłe danie, zobacz sama. - chłopak obrócił menu o kilka stron dalej, wskazując palcem na jedną z zakładek, oznaczoną zielonym listkiem. - Oczywiście ja zapraszam. - uśmiechnął się, patrząc prosto na nią. Inés lekko się zarumieniła, utrzymując przez moment spojrzenie własnych, ciemnych oczu w parę błękitnych, po czym zajrzała we wskazaną stronę. Ani grama mięsa, sera, śmietany, mleka... ciekawe, czemu? - pomyślała, wertując inne strony, docierając do napojów. I tu spotkała ją podobna niespodzianka - każde smoothie z menu nie zawierało nawet jogurtu naturalnego.
 - Czy już mogę przyjąć zamówienie? - kelnerka po chwili wróciła z niewielkim notatnikiem w rękach.
 - Inés, ty pierwsza. - Jonathan zaczekał, aż dziewczyna zamknie menu i wskazał na nie.
 - To może... Poproszę quesadillę z seitan. - uśmiechnęła się, patrząc na notującą kelnerkę.
 - Ma być bardziej pikantne, czy łagodne?
 - Raczej łagodne. Dziękuję.
 - A dla pana? - spojrzała pytająco.
 - Hmm. Może wrapa z quinoą i do tego dwa razy flojito.
 - Dobrze, już podaję. - zabrała ze stołu obie karty, odchodząc w stronę kuchni.


Dziewczyna przez chwilę siedziała cicho, wpatrując się w swoje kolana i lekko poruszając stopami. Nie wiedziała zupełnie, od czego mogłaby zacząć rozmowę, tym bardziej, że została tak zaskoczona całym zbiegiem wydarzeń, ale najpierw postanowiła wyjaśnić pierwszą ze swoich wątpliwości.
 - Mógłbyś mi wyjaśnić, czemu wcale nie ma w tych daniach mięsa? Jesteś wegetarianinem?
 - To dłuższa historia. - lekko się uśmiechnął. - Prawie trafiłaś, jestem weganinem. Nie jem produktów zwierzęcych, a to tylko jedno z wielu moich przyzwyczajeń.
 - W sumie, to ciekawe... - Inés przekrzywiła lekko głowę, usiłując zobaczyć drobną dekorację na torbie chłopaka. - Ja niestety za bardzo lubię jogurty, żeby ich sobie odmówić.
 - Wiesz, też je jem, ale zrobione w domu z mleka migdałowego. - zaśmiał się cicho. - To trochę bardziej skomplikowane, ale też smaczne.
 - To z migdałów można zrobić mleko? - wyraźnie zaskoczona Inés przez moment miała wytrzeszczone oczy. - Sądziłam, że tylko olej...
 - Nie do końca, wymaga więcej zachodu, ale za to jakie jest dobre... Głodna? - zauważył kelnerkę, idącą z talerzami i szklankami w ich stronę, po chwili stawiającą wszystko na stole.  - Dziękujemy.
 - Smacznego. - nim wzięła w ręce nóż i widelec, cicho odezwała się do siedzącego naprzeciw niej Jonathana, który w odpowiedzi się uśmiechnął, biorąc pierwszy kęs swojego zawiniętego w papier rożka z kukurydzianej tortilli.

 - Mmmm. Ale to było dobre... - szeroko uśmiechnięta Inés odsunęła od siebie talerz, wygodniej opierając się o poduszki rozłożone na kanapie. Jonathan skończył danie wcześniej, patrząc, jak ciemnowłosa powoli przeżuwa każdy kęs, ze smakiem zadowalając się tak specyficznym daniem. - Chyba zastanowię się nad częściową zmianą w moim prywatnym menu.
 - Cieszy mnie to, koniecznie musisz spróbować słodyczy wegańskich, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie pyszności można upiec "po naszemu" - szeroko się uśmiechnął, na krótko przerywając myśl. - Na przykład muffinki.
 - To musi być... ciekawe. - dziewczyna kilkukrotnie pomrugała, zastanawiając się, jak to może być możliwe.
 - Spróbuj. Wiesz, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
 - Tak? - Inés spojrzała na Jonathana pytająco. Szczerze mówiąc, w tak przyjaznej atmosferze, w jakiej się znalazła, jej brak śmiałości nawet nie dawał o sobie znać; naprawdę czuła się jak w domu.
 - Długo zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć... Długo też nie wiedziałem, jak zareagujesz... Nie chcę cię do niczego zmuszać, ani nawet żądać czegokolwiek, ale... wiesz... - co chwilę przerywał monolog, nieco się zawieszając.
Co prawda, to prawda, mówił prosto z serca, tak, jak to czuł. Przygotowana w domu kartka z tekstem, który chciał w rzeczywistości powiedzieć, w pamięci rozmyła się równie szybko, co pojawiła, a zastąpiły ją emocje, znacznie silniejsze i o wiele bardziej wyraziste.
 - Bardzo chciałbym powiedzieć to wprost. - szepnął.
 - Mów, naprawdę. - przysunęła się do niego na tyle, na ile pozwalał jej na to dzielący ich stół. - Możesz mi szepnąć choćby i na ucho. - lekko obróciła głowę, zachęcając do tego Jonathana.
 - Spróbujmy być ze sobą. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podobasz, jak za tobą szaleję... 

Inés szeroko otworzyła oczy. Taka wiadomość, nie, wręcz wyznanie spowodowało, że nabrała zupełnie innego rodzaju dystansu do chłopaka, nie takiego, jak w czasie balu, lecz nieco naturalniejszego, jakby choć jeden dzielący ich od siebie mur runął, pozostawiając jedynie kolejne, coraz mniej masywne i o wiele słabiej ze sobą połączone.
 - Ja też nie powiedziałam ci pewnej rzeczy. - wyszeptała mu do ucha. - Tak. Spróbujmy.

----------------------------------------------------
Jak mówią Hiszpanie, "por probar nada perdemos", czyli "próbując, niczego nie stracimy". Zobaczymy, czy nasza nowiutka para długo utrzyma się w burzliwym świecie... A co najważniejsze, jak zareagują na takie wieści inni?
Tego dowiecie się już wkrótce.

Przepraszam, że tyle musieliście czekać, troszkę mi to pisanie tym razem zajęło, ale chyba liczy się ostateczny efekt, prawda?
Komentarze będą przeze mnie bardzo mile widziane :)

2 komentarze:

  1. TO ZAKOŃCZENIE! *.* Jak mi się marzy taka historia!!!! ;___; Cicha, chorobliwie nieśmiała Ines i Jonny <3
    Jazda na skuterze zbliża ludzi ;D I jedzenie najwyraźniej też. Jak to się mówi:" Przez żołądek do serca".<3
    Warto było czekać! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, ale uroczy rozdzial <3 Jonathan taki słodki, askdjkal noo *o*
    warto było tyle czekac na nowy fragment, bo jest cudny :3 mam taką cichą nadzieję, że kolejny będzie szybciej xD
    życzę duuuzo weny! :*

    OdpowiedzUsuń