wtorek, 14 stycznia 2014

Elektra's Story... a little later... - When time is the biggest obstacle...

Była już gotowa; ubrana w ciepłą, wodoodporną kurtkę i wygodne spodnie, tak, że żaden, nawet najsilniejszy wiatr nie mógł jej zaszkodzić. Dziewczyna wcześniej pozostawiła sobie otwartą furtkę w tylnej części muru, otaczającego dom, żeby wydostać się nieco szybciej z rezydencji, nikogo przy tym nie budząc. Czasami strychy potrafią ukrywać naprawdę ciekawe przedmioty – po poprzedniej właścicielce na górze nadal stoi stary manekin krawiecki, na którym nadal wisi podniszczone futro i wściekle różowy szal, mnóstwo pudeł, skrzyń i zaledwie ułamek Shinodowych rzeczy – jest tam zbyt wiele miejsca, ale jednocześnie jest to tak zakurzone pomieszczenie, że Mike ze względu na swoją astmę zbliża się tam góra raz do roku, szukając ozdób, tak, jak zdarzyło się to całkiem niedawno, a nastolatka natomiast odnalazła tam w czasie jakichś poszukiwań pomiędzy belkami niewielki klucz, który teraz tak bardzo się przydał. Kto powiedział, że rodzice muszą wiedzieć absolutnie wszystko? Młodzi też mają prawo do pomniejszych sekretów.

*~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~*

Elektra obudziła się dość gwałtownie, podnosząc z poduszki głowę i wsłuchując się w nienaturalne odgłosy dobiegające zza okna. Mieszkali w nader spokojnej dzielnicy, w której nie musiała martwić się o bezpieczeństwo, no, może poza sytuacjami, kiedy pod domem siedzieli natrętni dziennikarze, ale mniejsza z tym. Zerknęła na smacznie śpiącego obok męża – jego nieco przydługie już, czekoladowe kosmyki rozsypały się na całej poduszce, a on sam z rozmarzonym wyrazem twarzy cicho posapywał. Kobieta delikatnie musnęła palcami jego odsłonięte ramię, co sprawiło, że Japończyk poruszył się, prawie że rozbudzając, ale ciemnowłosa przykryła go cienką kołdrą, a sama po cichu wstała i podeszła do szyby.

Gałęziami drzew, rosnących szpalerem wzdłuż kamiennego, porośniętego bluszczem parkanu, poruszał silny wiatr, wiejący od oceanu. Granica ogrodu usłana była mnóstwem liści, mniejszych lub większych gałązek i kawałków kory, które spadając, wywołały taki hałas. Cóż, trzeba będzie wreszcie zacząć korzystać z takiej pogody – Mike lubił siadywać przed kominkiem z kubkiem kawy, szkicownikiem i ołówkami, zatkniętymi za ucho, a ona sama z książką wpatrywała się w tańczące płomienie. Myśli zupełnie odpływały, dając odpocząć wiecznie spiętemu ciału.

*~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~*

To brzmiało zabawnie, trochę jak z „Romea i Julii” – oboje uciekali przed spojrzeniami rodzin, on Capuletti, ona Monteki, ale w ich wypadku nie miało się to skończyć śmiercią obojga. Fizycznej, bo moralnej niestety nie dało się wykluczyć, a szkoda. Dziewczyna doskonale wiedziała, że jeśli nie domknie okna, wróci do pokoju tym samym sposobem, którym również planowała wyjść, znanym z jakiegoś starego filmu – po pergoli. Jak dobrze, że jej mama już śpi, gdyby przyłapała ją na czymś takim, byłoby już po nastolatce - szlaban prawdopodobnie byłby tylko początkiem całej listy konsekwencji... Szeroko je otworzyła, po czym biorąc głęboki wdech, wyszła na szeroki parapet i siadając na nim, oparła stopy o pierwszą z poprzecznych listewek. Kiedy się odwróciła, pociągnęła za sobą krawędź szyby, zamykając ją i gdy tylko upewniła się, że wszystko jest w porządku, zaczęła opuszczać się niżej. Zerknęła wyżej i na lewo – w sypialni rodziców zobaczyła palące się światło i cień sylwetki kobiety, stojącej przy oknie. Przytrzymując się nieco mocniej, przylgnęła do ściany budynku, by nie dać się zauważyć. Kiedy tylko odeszła, Inés nieco się uspokoiła, jednak niezupełnie straciła czujność, gdyż przez szybę widziała nikłe poblaski lampy, co oznaczało, że jej matka mogła jeszcze wrócić.

Opuściła stopę na przedostatnią poprzeczkę, jednak ciężar był dla niej zbyt duży i pękła, a "rebeliantka", boleśnie kalecząc sobie dłoń kolcami pnącej róży, spadła wprost w stertę zagrabionych tego popołudnia przez ogrodnika, lekko przegniłych już, wilgotnych i starych, pachnących nieco nieprzyjemnie liści. Była mu za to w głębi ducha wdzięczna, bo przynajmniej nie odniosła żadnych większych obrażeń, spadając wprost na trawę. W kilku miejscach dłoni, której przyjrzała się dopiero w cieniu bluszczu, zarastającego mur, tkwiły cienkie kolce, ale postanowiła pocierpieć jeszcze trochę i znieść dyskomfort do momentu, kiedy dotrze do domu Jonathana. Wbrew pozorom, nie mieszkał zbyt daleko, więc mogła poczekać.

Minęła park, położony trzy przecznice od domu, przemykając w cieniu drzew: nie chciała, żeby dorwał ją jakiś pismak; platfusy jedne, potrafiły czuwać pod domami dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Zawsze, kiedy gdzieś razem jechali, El albo Mike musieli kluczyć bocznymi uliczkami, żeby tylko paparazzi nie śledzili rodziny. Zresztą, ryzykując tak jak teraz, narobiłaby im prawdopodobnie większych kłopotów. Zerknęła na lewo i prawo, po czym przebiegła przez ulicę na drugą stronę chodnika i truchtając z górki, minęła domy przyjaciół, kilkanaście sekund później stała już pod furtką domu Jonniego. Wystarczyło, że raz nacisnęła przycisk, a ta otworzyła się, jakby specjalnie wypatrywał jej z pilotem w ręku.
Rozglądając się dookoła, szybko wpuścił ją do środka, zamykając dokładnie za sobą drzwi, po czym przytulił nastolatkę, najpierw ściągając z niej kurtkę i zgarniając jej z czoła kosmyk włosów, który wysunął się z ciasno splecionego koka, jednak kiedy dotknął jej zranionej dłoni, syknęła, gdyż narastające uczucie pieczenia było nieznośne.
 - Czy musi się zawsze kończyć ofiarami w ludziach? Chodź, opatrzymy to.
 - Powiedziałabym prędzej, że w różach. Mi nic nie będzie.
Kiedy weszli do kuchni, a dziewczyna usiadła na wysokim stołku, Jonathan zaczął szukać w szafce pudełka, pełniącego rolę apteczki. W świetle silnych, jasnych lamp był w stanie zobaczyć efekty uciekania swojej dziewczyny.
 - Księżniczko, czemu zawsze takie cuda przydarzają się tobie? Moja biedna alpinistka... Uważaj, może zapiec.
Tak bardzo odpłynęła myślami, że nawet nie zauważyła momentu, kiedy chłopak pęsetką ostrożnie zaczął usuwać kolce z jej dłoni - zebrało się ich w sumie cztery czy pięć, po czym posmarował całość cieniutką warstwą maści i zawinął całość w bawełnianą gazę. Oczywiście wszystko to robił w rękawiczkach, które wywijając, wyrzucił razem z niepotrzebnymi już rzeczami.
 - Może jeszcze raz przemyślisz ewentualną perspektywę zostania lekarzem? Z pewnością nie dałabym się poskładać nikomu innemu po jakimkolwiek wypadku, gdybym wiedziała, że masz akurat dyżur w szpitalu. - szeroko uśmiechnęła się do nastolatka, wpatrując w jego błękitne oczy. Tak jak Elektra tonęła w spojrzeniu Mike'a, to samo działo się między Inés i Jonathanem, a to na pewno nie był zbieg okoliczności.
 - Kruszynko, dobrze wiesz, że będzie mi ciężko namówić ojca na studia medyczne. Ale dla ciebie każdy wybór będzie warty trudności. - pocałował ją w policzek najdelikatniej, jak umiał, ujmując twarz dziewczyny w swoje dłonie.

Dwójka dzieciaków, i co z tego, że rodziców artystów, bogatych, można by powiedzieć, że mających ze sobą tak wiele wspólnego, a jednocześnie tak od siebie się różniących naprawdę się lubiła. Od przyjaźni do zauroczenia niedaleka droga, prawda? Jeszcze niewiele wcześniej Inés nie sądziła, że spodoba się komukolwiek, ale cóż. Jonathan to Jonathan, a zaczęło się od tak niepozornego walca... Cokolwiek pierwotnie miało to znaczyć, zaloty, zwykłą zabawę, może nawet zakład pomiędzy kumplami, okazało się, że pomiędzy parą zaistniało coś więcej. Codzienne zajęcia w szkole i spędzane wspólnie przerwy po krótkim czasie okazały się kompletnie niewystarczające, a coraz gorętsze uczucie nie znajdowało swojego ujścia wśród znajomych, więc kończyło się spotkaniami pod pretekstem projektów, pracy domowej, aż do tak ekstremalnego podejścia, jak to późnowieczorne.
 - Jonathan... - zdrową dłonią zmierzwiła włosy chłopaka. - Co się dzieje z twoim ojcem? Nie powinien być przypadkiem tutaj?
 - Nie mówiłem ci? Pojechał z Emmą do Toronto na premierę swojego filmu, podobno ma zgarnąć jakąś nagrodę.
 - Na TIFF? Coś obiło mi się o uszy.
 - Prawda, że to zabawne, słyszeć w szkole o projektach naszych rodziców? - zagadkowy uśmiech rozpromienił jego twarz.
Nie raz i nie dwa tematami zajęć były prace rodzinne, najczęściej zaraz po tym, kiedy ich fragmenty w formie snippetów dla fanów lub pierwszych projektów wypuszczane były do sieci, wystarczyło zapytać się o ich głębszy sens i dobre oceny miało się jak w banku.
 - Przygotowałem dla nas film, zobaczysz, będzie fajnie.
 - Tylko nie za długo, bo jeszcze muszę wrócić, zanim rodzice zauważą moją nieobecność.
 - Nie martw się, to nie będzie tyle trwało. - przytulił ją do siebie. Inés czuła się przy Jonathanie naprawdę dobrze, gdyby nie te oczy, przypominałby jej zupełnie zwyczajnego nastolatka. - Zaraz wrócę, tylko przyniosę popcorn z kuchni.
Na stole stały już szklanki i dzbanek soku z kawałkami miąższu pomarańczy, smakującego słońcem i wakacjami. Świeżo wyciskany miał zupełnie inny smak, niż te z kartonów czy butelek, choćby miały być najlepszymi na świecie. Kiedy wrócił, wystarczyło naciśnięcie jednego przycisku na pilocie, by ekran rozbłysł i mogły ukazać się pierwsze sceny z wybranego przez Jonathana obrazu.

Pierwsze sceny wydały się nastolatce bardzo znajome... Para, spacerująca po parku na wzgórzu, najpierw rzucająca w siebie złocistymi liśćmi - cóż, nie było śniegu, taka zima to nie zima, równie dobrze mogliby powiedzieć, że musieli znaleźć dla niej jakieś zastępstwo; później robiąca w nich aniołki, a na koniec...   Jedno robiące zdjęcia drugiemu, chowającemu się za drzewami...  Inés złapała w rękę pilota, natychmiast pauzując film.
 - To my? - w odpowiedzi, nie odzywając się, wyjął jej z dłoni urządzenie, uruchamiając na powrót sceny.
Kamera zbliżyła się na tyle, że sylwetki stały się o wiele lepiej rozpoznawalne, po czym dziewczyna uświadomiła sobie, że nie myliła się, tylko, do diaska, kto nagrał ich tak dobrze? Otoczenie po chwili zmieniło się: w tym samym białym salonie, przełamanym stalowymi szarościami, w którym siedzieli teraz, Jonathan siedział na samym środku pokoju na wysokim stołku, w rękach trzymając gitarę, dostrajając ją ze słuchu. Z początku zaledwie nucąc, spojrzał prosto w obiektyw kamery i zaczął śpiewać. Był to ten sam tekst, który dziewczyna znalazła po pamiętnym balu w szafce szkolnej.
Na sam koniec z wolna pojawiło się zdjęcie, którego Inés nie spodziewała się ujrzeć: była to ona, ubrana w poplamiony farbami fartuch, za uchem wsunięte miała dwa inne, czyste pędzle, malując coś zapamiętale na wysokiej sztaludze i trzymając drewnianą paletę w rękach.
Szeroko uśmiechała się, gdy przebrzmiały ostatnie dźwięki gitary, a ekran na powrót przybrał mleczną barwę, rozświetlając ciemność w pokoju.
 - Zrobiłeś to wszystko sam? - dziewczyna poczęstowała się garścią popcornu, który na szczęście nie był zbyt słony.
 - Prawie. To w sumie tylko taka składanka, próba. Kiedyś podpatrzyłem tatę, jak robił coś podobnego i sam chciałem spróbować.
 - Wyszło ci wspaniale. - dziewczyna przysunęła się i pocałowała zupełnie nie spodziewającego się tego Jonathana, czując jego ramię, przytulające ją do siebie.

Nastolatka rozbudziła się, mając za budzik promienie słońca, świecące jej prosto w twarz. Czyżby zapomniała opuścić wieczorem rolety? Kiedy rozejrzała się dookoła, uderzył ją fakt, że nie przespała tej nocy we własnym łóżku, własnym pokoju, nawet domu, a u Jonathana, na samym środku salonu w rezydencji Leto, przykryta miękkim kocem z głową na niewielkiej poduszce, której wcześniej tam nie było. W powietrzu unosił się zapach owoców, czegoś smażonego i kawy, a z kuchni dobiegały dźwięki muzyki i strzępy przyciszonej rozmowy. No nie, mama z tatą pewnie już mnie szukają, gdzie postanowiłam zwiać.
Chłopak najwyraźniej ściągnął jej ze stóp buty, zanim sam zasnął na fotelu, stojącym obok, zarzuconym podobnym kocem. Kiedy wstała, składając narzuty i ukradkiem zerkając w lustro, skrzywiła się, widząc, że jej wieczorna fryzura nabrała kształtu ptasiego gniazda. Cały czas patrząc w odbicie, najpierw poprawiła wszystkie fałdki na ubraniu, po czym zaczęła zaplatać warkocz, ukrywając niedoskonałości kolejnych kosmyków, po czym przeszła do kuchni, ziewając. Tuż obok palników, delikatnie poruszając patelnią, stała blondwłosa kobieta, a obok niej Jonny, mieszając coś w małej miseczce.

 - Dzień dobry. - mruknęła, przecierając oczy. To na pewno nie był sen, bo słysząc jej kroki, odwrócili się oboje.
 - Babciu, poznaj Inés, moją... koleżankę. Cześć, kruszynko. - Jonathan podszedł do nastolatki, przytulając.
 - A nie przypadkiem dziewczynę? - błysk w oku starszej pani zaraz był sygnałem, że kobieta szybciej zgadła, co dzieje się między parą.
 - To nie tak, jak pani myśli... - zaprotestowała.
 - Nie "pani", mów do mnie babciu, albo Connie. Po prostu Connie. Dobrze spałaś?
 - Tak, było mi naprawdę wygodnie, dziękuję.
 - Jesteście naprawdę wspaniałą parą, widziałam film mojego wnuka, ale czemu ukrywacie to przed światem?
 - Babciu! - Jonathan jęknął. - Rodzice nie mają o niczym jeszcze pojęcia, bo nie chcemy mieć kłopotów.
 - Kłopoty będziecie mieli, jeśli Inés nie znajdzie się w domu, zanim wstaną jej rodzice. - stanowczo odparła, wytykając niewielki, aczkolwiek popełniony przez nastolatków błąd.
 - Pomożesz nam, babciu? - Inés po raz pierwszy tego ranka zwróciła się tak do Constance, w głębi ducha ciesząc z jej wsparcia.
 - Nie martw się, podwiozę cię. Wasz sekret nie wyjdzie na jaw, dopóki sami tego nie będziecie chcieli. - w odpowiedzi dziewczyna rzuciła się kobiecie na ramiona, wtulając w jej kaszmirowy sweter.
 - Zjesz z nami?
 - Może lepiej nie... Potem nie będę chciała jeść z rodzicami i znajdą powód do podejrzeń. - Inés skrzywiła się.
 - Jonathan, proszę, skończ krojenie owoców, a jak wrócę, zrobimy twoje wegańskie naleśniki. Kochanie, przygotuj swoje rzeczy, podrzucę cię.
 - Pogadamy popołudniu, jasne? - Jonathan pomachał do dziewczyny, wybiegającej z pomieszczenia.

Kilka minut później...

 - To tutaj, prawda? - Constance zaparkowała w pobliżu parkanu, którym wyszła z domu Inés.
 - Jeszcze raz dziękuję, nawet nie wiesz, jak bardzo nam pomagasz, babciu. Pędzę. - dziewczyna wyskoczyła z samochodu, eleganckiego, czarnego Lexusa.
 - Mam nadzieję, że będziemy jeszcze miały okazję się spotkać. - blondynka odezwała się przez okno do ciemnowłosej, chcącej przekroczyć już zarośniętą bluszczem bramkę. Siedząc w aucie, obserwowała przez dłuższą chwilę wspinaczkę dziewczyny po pergoli, wchodzącą przez okno do pokoju na piętrze.
Odważna jest, nawet bardzo. A taki kreatywny sposób poruszania się wyjaśnia jej zabandażowaną dłoń... Naprawdę, świetna z niej dziewczyna, dobra dla mojego wnuka, wiele może się od niej nauczyć.

                                                 *~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~*

Kiedy tylko weszła przez okno, pospiesznie zaczęła ściągać z siebie ubrania i wpychając je pod łóżko, ukrywając przed niechcianym wzrokiem. Już pod kołdrą przebrała się w piżamę, nie dając po sobie poznać, że nie spędziła w rzeczywistości nocy we własnym łóżku i zamknęła swobodnie oczy.
Niedługo później do pokoju weszła Elektra, budząc nastolatkę jak co ranka delikatnym dotykiem i witając ciepłymi słowami. Na szczęście nie zorientowała się, co robiła jej córka, gdyż Inés z pełną premedytacją trzymała aż do jej wyjścia zabandażowaną dłoń pod przykryciem.
Nigdy, przenigdy więcej nie powtórzę takiej eskapady. Kolejny dzień czas zacząć.

----------------------------------
Pierwotnie planowałam nieco inną kolejność rozdziałów, ale w sumie, chyba to i dobrze, żebyście poznali lepiej Inés i Jonathana.
Co w następnym rozdziale?
O istnieniu naszej parki dowie się ktoś jeszcze, ale to już inna sprawa :)

Czekam na opinie i komentarze, tak jak zwykle, jak myślicie, kto może jeszcze zostać zamieszany w tą sprawę?
S.

3 komentarze:

  1. Oo jeju, ale z nich słodziakii <3 świetnie to opisałas c:
    zaintrygowałaś mnie tą informacją, że o nich jako parze dowie się ktoś jeszcze... Hm, któryś Leto, czy rodzice Ines? nie mam pojęcia, pozostaje mi czekać XD
    duużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. http://thisissempiternal-bmth.blogspot.com/2014/01/8.html
    nowy u mnie c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie to opisałaś ;) bede czesto wpadac ;) zycze duuzo weny i w wolnej chwili zapraszam do siebie: imnotafraidtodiebvb.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń