niedziela, 26 stycznia 2014

Elektra's Story... a little later... - It's better to live together than suffer alone...

Kilka miesięcy później...

 - Chłopaki, Emma... - Tomo zaczął pakować gitarę i kartki z tekstami z naniesionymi chwytami, po czym pochylił się, zapinając futerał. - Muszę szybciej wracać, Vicky chciała, żebym jeszcze przed wyjazdem pomógł jej nieco w domu... Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie, że się muszę zmyć. - skrzywił się, odkładając pałeczki na swoje miejsce tuż obok kotłów i zerknął pytająco na siedzących w półkręgu braci Leto i ciemnowłosą. Emma pojawiła się tym razem na próbie, słuchając po raz ostatni już przed wyjazdem całej nowej listy koncertowej. Nie mieli wątpliwości, że "rodzinka" chętnie podchwyci pełne energii i radości nowe brzmienia.

 - Spoko, pędź. - Jared machnął ręką na pożegnanie znikającemu za drzwiami Chorwatowi, po czym sam zaczął podnosić się z krzesła, które zajmował.
 - Ja też w sumie będę się zbierał, wszystko ustaliliśmy, mam umówiony wywiad, a poza tym muszę jeszcze zobaczyć, co dzieje się w szkole Jonathana. - nastolatek był oczkiem w głowie Jareda, nie wyobrażał sobie on, żeby miała opiekować się i dbać o chłopaka jego matka.

Wiedział ze swojego prywatnego źródła, że u Christiny wcześniej zdiagnozowano po raz kolejny już nawrót zaburzenia, które tak wiele zmieniło w jej życiu, ale teraz, kiedy nic już go z nią nie łączyło, nie przywiązywał do tego większej uwagi. Wyglądało na to, że jej leczenie zupełnie nie dawało żadnych efektów, było chyba jakąś kpiną. Albo... może to ona nie chciała się mu poddać tak, jak powinna to zrobić już od samego początku. Owszem, może i był w tym momencie kompletnie nieczuły na jej los, ale liczyło się dla niego wyłącznie dobro jego dorastającego syna.  - Te same pytania pismaków zaczynają mnie poważnie irytować... - zgrzytnął zębami, krzywiąc się. - A na trasie...
 - Powinieneś być już do tego przyzwyczajony. - Emma, siedząca obok Shannona, opierającego się o jasną ścianę i przeglądającego coś na ekranie telefonu, złożyła dłonie na kolanach. Jak zwykle w wytwórni, ubrana była w klasyczny, czarny kostium i koszulę z kołnierzykiem, a obok niej stała otwarta torba z laptopem w środku.

Na wspólny sukces pracowali tak długo, że chłopaki traktowali ją jak członka bliskiej rodziny: spędzali wspólnie Święta, obchodzili urodziny, ciemnowłosa niejednokrotnie jeździła z Connie na wspólne zakupy i ploteczki... jej obecność była czymś zupełnie naturalnym.
 - Jared? - zwróciła się do ubierającego już bluzę młodszego Leto.
 - Tak? - odparł, jednocześnie poprawiając mankiety wystających rękawów koszuli w kratę.
 - Nie zdziw się, jeśli znów spytają cię o film; ostatnio zasypują mnie mailami i prośbami o rozmowę z tobą na ten temat, że zostałam zmuszona do odsyłania im negatywnych odpowiedzi. Zdaję sobie sprawę z tego, że to musi być bardzo męczące, szczególnie teraz. Piętnaście wywiadów dziennie, na twoim miejscu nawet nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić.
 - Są coraz bardziej nachalni, to, że nie potrzebują chyba przerw, nie oznacza jednocześnie, że my też nie... - po dwóch latach spędzonych w trasie, nagrywaniu, jednym słowem, ciągłej pracy, momentami zdawało się, że Jerrego przygniatał nadmiar obowiązków, ale jego jakże irytująca wiele osób natura pracoholika nie dawała o sobie zapomnieć.
 - Widzimy się jutro, prawda? Shann, jedziesz? Mogę cię podrzucić do domu, bo i tak muszę się jeszcze przebrać.
 - Dzięki, brat, ale to niepotrzebne; czuję, że muszę jeszcze powyżywać się na perkusji... Zobaczymy się później. - postukał rytmicznie palcami dłoni o cieńszy fragment ściany, wydobywając z niej głuchy pogłos.
 - To ja lecę, do zobaczenia. - pomachał do brata i asystentki, wychodząc na szeroki korytarz. Nie zwrócił zbytnio uwagi na to, czy przypadkiem ktoś nie przechodzi obok i w zamyśleniu zderzył się z przechodzącym ciemnowłosym, starannie ostrzyżonym Japończykiem.

 - Hej, Jared. - mężczyzna przywitał go przyjaźnie. - Gdzie tak pędzisz, znowu na Marsa? - świadomie parafrazując nazwę jego zespołu, zaśmiał się, odsłaniając śnieżnobiałe zęby i poklepując po ramieniu.
 - Zdarza się. Cześć, Mike. - podał mu dłoń, uśmiechając się z żartu. - Co tam?
 - Da się przeżyć, chociaż ostatnio spowolniliśmy prace nad płytą, czas wlecze się w nieskończoność... Słyszałem, że wy niedługo wydajecie?
 - To już dłuższa historia...
 - Masz chwilę? Może napijemy się wspólnie kawy i opowiesz mi wszystko od początku? - wskazał na drzwi gabinetu, pod którym znaleźli się, idąc wzdłuż korytarza.
 - Chętnie, dziękuję.

Mike zaprosił gościa do gabinetu, w rogu którego stał niewielki, okrągły stolik i dwa fotele. Od dawna niewiele się w nim zmieniło, no, może poza lekkim remontem i rozjaśnieniem ścian, tak, by pomieszczenie wydawało się nieco większe, niż w rzeczywistości. Biuro było bardzo eleganckie - na ciemnych meblach nie widać było ani drobiny kurzu, w szafkach poukładane były podpisane eleganckim pismem Mike'a kolorowe segregatory, jedynie na biurku stał otwarty laptop i kilka rozłożonych dookoła kartek. Szczerze mówiąc, już od dłuższego czasu wytwórnia pełniła wyłącznie rolę oficjalnego łącznika, ale zarówno on, jak i pozostali Linkini nie czuli takiej więzi ze Stagelight jak kiedyś. W praktyce wszystko przeniosło się do domu Mike'a i Elektry - całe biuro, sprzęt, konsole, instrumenty; to było nawet lepsze rozwiązanie, gdyż nie musieli już ponosić tak ogromnych kosztów za wynajem studia.

 - Siadaj, kawa ma być z mlekiem i cukrem? Pamiętam, sojowe. - uśmiechnął się do znajomego, odwracając do ekspresu i wybierając program caffe americano.
 - Byłoby miło, dziękuję. Na korytarzu zacząłeś mówić coś o płycie... - Leto wygodnie usiadł w fotelu, krzyżując nogi w łydkach.
 - Wiesz, praca idzie nam bardzo wolno; niby jest nas więcej niż was - Japończyk przyrównał do siebie liczność obu zespołów, poruszając szeroko otwartymi dłońmi jak szalkami wagi - ale nie spodziewałem się, że zebranie całego materiału choćby do prób i modyfikacji zajmie tyle czasu... Poza tym, poświęcam mnóstwo czasu żonie i córce, a gdybym tylko mógł, nie wychodziłbym z domu.  - w międzyczasie postawił na stole dwie filżanki z kawą, siadając w drugim fotelu.
 - Tak,słyszałem co nieco na jej temat, Emma kilkakrotnie wspominała o Elektrze, prywatnie podejrzewam, że lekko jej zazdrości... nie dość, że świetnie się wami opiekuje, to masz wspaniałą żonę, przyjacielu. - pociągnął łyk gorącego napoju, uśmiechając się.
 - Wiesz, El i ja staramy się jak najbardziej pomóc naszej pierworodnej, dorasta, ma swoje rozterki... - zamyślił się.
 - Skoro zeszło już na dzieci... - Jared kiwnął dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku - Martwię się ostatnio o syna, Jonathan nigdy nie był takim milczkiem, zwykle wracał z zajęć szybciej, a teraz wynajduje kolejne projekty i treningi w szkole. Przestaję go rozumieć, ale... może to taki wiek?

Mike patrzył na długowłosego, przyrównując jego opis do zachowania Inés.
 - Wyjąłeś mi to z ust! - podrapał się po głowie, drugą dłonią trzymając filiżankę. - Moje dziecko zachowuje się tak samo!
 - Ostatnio zostawił włączonego laptopa, więc pozwoliłem sobie zerknąć, z kim rozmawiał, to była jakaś dziewczyna, może nawet koleżanka ze szkoły, przez całą rozmowę zwracał się do niej, o ile dobrze pamiętam, Inés.
 - Czekaj... Możesz powtórzyć, czy aby się nie przesłyszałem? - spojrzenie Mike'a było zaskakujące, Shinoda zmarszczył czoło, spoglądając w górę i obserwując niewielkie rysy na artystycznie rzeźbionym sufiicie.
 - Inés. To imię raczej nie jest zbyt popularne, w życiu słyszałem je może ze trzy razy, licząc w tym ostatni.
 - Tak ma na imię moja córka. - Japończyk cicho odparł.

Słysząc te słowa, oczy Jareda zalśniły, a na twarzy pojawił się prawie dziecięcy uśmiech. Chociaż byli w bardzo podobnym wieku, on wyglądał tak, jakby nie nadgryzł go wcale ząb czasu, zupełnie jak o co najmniej dziesięć lat młodszy, z lekkimi zmarszczkami wokół oczu, dodającymi mu tylko specyficznego, dojrzałego uroku.
 - Czyżby nasze dzieci miały ze sobą coś wspólnego? - wybuchł głośnym śmiechem, odchylając się w tył na fotelu.
 - Pożyjemy, zobaczymy. - Mike odwzajemnił uśmiech, po chwili otwierając usta. - Ale nic im na razie nie mówmy. Szczerze, chciałbym zobaczyć, jak zareagują, wiedząc, że my to wiedzieliśmy wcześniej.

W tym samym czasie...

 - No, poszli. - gdy tylko za młodszym Leto zamknęły się drzwi, Shannon przysiadł na wolnym krześle, stojącym nieopodal siedzącej Emmy i objął ją ramieniem. - Kochanie, co sądzisz o tym, żeby pójść do Lilo's na lunch? Mam ochotę na świeżą rybę.
Niedaleko plaży znajdowała się jedna z ulubionych knajpek Shanna, serwująca jedno z najlepszych sushi w mieście. Mężczyzna nie stronił od zaglądania tam kilka razy w miesiącu, przez co sam właściciel doskonale wiedział, że gdy w lokalu pojawiał się starszy Leto, po kilkunastu sekundach na łódeczkach, pływających wokół gości pojawiał się jego ulubiony zestaw: kilka maki, nori, odrobina marynowanego imbiru, sosu sojowego, wasabi i koniecznie california rolls, przy których leżała para czarnych, elegancko malowanych pałeczek.

 - Shannie... - mruknęła, muskając palcami jego dłuższe, faliście układające się koło uszu włosy. - Nie lepiej popołudniu? Będzie nieco spokojniej, nie napatoczymy się na dziennikarzy. - manager myślała długo o bezpieczeństwie, po prawdzie, było to lekkie zboczenie zawodowe, ale dla ich wspólnego dobra była w stanie zrobić wiele...
 - Boję się, że po tak ogromnych zmianach nikomu nie spodoba się nasz nowy styl. Uda nam się, czy nie?
 - Przecież sam wiesz: wszyscy na to czekają, zrobiliśmy tak długą przerwę, że na wieść o nowych nagraniach Echelon oszalał z radości, "Love, Lust, Faith + Dreams" już recenzują najlepsze magazyny muzyczne, "Up In The Air" w pierwszym tygodniu po premierze osiągnęło milion wyświetleń, a ja nie nadążam już z pilnowaniem tej części ekipy, która zajmuje się Twitterem. Tego wszystkiego jest zbyt wiele... - westchnęła.
 - Dzielna jesteś, naprawdę. - ciemnowłosy cmoknął ją w policzek.
 - Jeszcze pół roku temu nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy. - Emma niezwykle emocjonalnie podchodziła tego dnia do wszystkiego, po raz kolejny wzdychając. - Powinnam pełnić jedynie role związane z pracą, wykonywać od tak dawna znane mi obowiązki, być przedstawicielką, opiekować się wami podczas tras, a doszło do czegoś takiego. Tyle razy wykładowcy powtarzali nam na studiach: nie wchodźcie w relacje personalne z waszymi pracodawcami, a ja co?
 - Cicho. - Shann przyłożył jej dłoń do ust. - Nie obwiniaj za to siebie, bo to ja sam tego chciałem. Przez tyle lat byłem jak ślepiec, nie widząc, kogo tak naprawdę mam przed sobą. - zacisnął ręce w pięści tak mocno, że zbielały mu kłykcie, po czym zgarnął ze stołu, zarzuconego papierami, kubek z kawą, zimną, bo zimną, ale nadal smaczną.
  - Powiedzmy im to, po ludzku, nie zastanawiając się, ukrywaniem się niczego nie zdziałamy, wręcz przeciwnie, skomplikujemy nasz związek jeszcze bardziej. Zbliża się doskonała okazja, niedługo wyjeżdżamy...

Trudno wyobrazić sobie taką sytuację: każdego dnia widzieć się i żałować, że wcześniej nie podjęło się ważnych i słusznych decyzji, w ukryciu dusić w sobie uczucia, dławić w zarodku pragnienia; czy może lepiej spróbować, narazić się na plotki i komentarze, ale... być po prostu szczęśliwym? Miłość zmusza do trudnych wyborów, niejednokrotnie zmieniających cały bieg zdarzeń.

----------------------------------------------------
Niezła rewolucja, prawda? 
Długo się z tym kryli... zarówno starsi, jak i młodsi.

Jakieś przeczucia?
Zapraszam do komentowania, no i do następnego :)
S.

6 komentarzy:

  1. Przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale miała problemy z Internetem.. Żeby nie było, nadrobiłam zaległości i jestem wniebowzięta! Nie mogę się doczekać momentu, kiedy rodzice Jonathana i Ines dowiedzą się o nich!:D To pewnie będzie zabawne. Podoba mi się ta para, ale proszę: nie zapomnij o Elektrze i Mike'u, bo ich również uwielbiam i bardzo lubię o nich czytać:) Co do drugiej pary: Shannona i Emmy, to również mi się spodobali. Mam nadzieję, że ich związku nic nie skomplikuje, typu natrętni paparazzi, czy coś w tym rodzaju. Niech w końcu powiedzą o sobie innym!;) Ogólnie cud, miód i orzeszki.
    A, jeszcze taka uwaga: Brakuje mi tu czegoś.. No nie wiem jak to nazwać. Może jakiejś nagłej zmiany? Czegoś, co dałoby temu opowiadaniu powera:) Bo wszystko jest aż za idealne. Może jakieś niespodziewane wydarzenie? Zostawiam to dla Twojej wyobraźni. Tak poza tym, to świetnie się czyta, prawie jak książkę:)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Duużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świeetny rozdzial!
    Fajnie, że wprowadasz wątek nowej pary, i ogólnie opisujesz Marsów, jednak ja tak czy siak uwielbiam czytać o Mike'u i Elektrze, więc będę czekała na jakiś fragment o ich rodzince :D
    oo jeju, ale się wydało z Ines i Jonathanem :D no cóż, ja tam jestem za tym, by nikt im nie przeszkodził i żeby sobie szczęśliwie żyli xD
    ii, podobnie jak osoba wyżej, też brakuje mi jakiegoś nagłego zwrotu akcji czy czegoś w tym stylu, ale jeśli ci nie pasuje, nie musisz nic zmieniać, bo teraz jest cudownie *.*
    podsumowując, rozdzial uroczy, świetny, cudny, i w ogóle. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje!
    Dostajesz nominację do LA!
    Szczegóły:
    http://cytujemy.blogspot.com/2014/01/liebster-adwards-12.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadłam na momencik by poinformować, że Twój urodzinowy shot się spóźni. Jest już napisany, ale mam problem z internetem i prawdopodobnie nie opublikuję go na czas. Jest szansa, że skorzystam z kradzionego wifi, ale nie obiecuję.
    Przepraszam.
    Rozdział skomentuję w innym terminie, bo chciałabym napisać coś logicznego, a na komórce (której używam teraz) jest to raczej niemożliwe :)
    Jeszcze raz przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  5. u mnie 9 :)
    http://thisissempiternal-bmth.blogspot.com/2014/01/9.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowana do Liebster Blog Award :) <3

    OdpowiedzUsuń