czwartek, 12 grudnia 2013

Elektra's Story... a little later... - When there is someone else...

 - Do zobaczenia, kochanie. Pamiętaj o wizycie. - Mike uśmiechnął się do żony, całując ją na pożegnanie w policzek. Kobieta nie wyglądała ostatnio najlepiej, była blada, a pod jej oczami widoczne były głębokie cienie.
 - Nie martw się o mnie, bywało gorzej. Po prostu... nie mogłam spać w nocy. - dodała po dłuższej chwili. - Zabrałeś ze sobą lunch?
 - Skarbie. - Mike spojrzał na żonę pobłażliwie. - Oczywiście, że tak, przy tak utalentowanej kucharce w domu byłoby grzechem nie skorzystać z twojego talentu. Jak tylko coś będziesz wiedziała, zaraz do mnie dzwoń. - przysunął do ucha dłoń z palcami rozłożonymi w kształt telefonu.
 - Bez przesady, nie wyjdziesz chyba z wywiadu? - doskonale pamiętała, że jej mąż miał na ten dzień zaplanowane kilka rozmów z dziennikarzami i wideokonferencję.
 - Dla ciebie wyszedłbym nawet ze spotkania z samym prezydentem, nie bacząc na konsekwencje.

Ciemnowłosa zlustrowała stojącego przed nią męża nieco zmęczonym wzrokiem, po czym przysunęła się do mężczyzny, poprawiając kołnierzyk jego eleganckiej koszuli i rozpinając pierwszy guzik, przez co jego wygląd stał się nieco mniej formalny. Nie była w stanie zaakceptować tego, że jej Mikey zapina się po same krańce, na dłuższą metę było to dość irytujące, szczególnie wtedy, gdy kołnierzyk prawie wrzynał mu się w szyję. Stając na palcach, przeczesała dłonią jego lekko stojące włosy i cmoknęła Mike'a w policzek, popychając go w stronę wyjścia.
 - Pędź, bo się spóźnisz. Zobaczymy się później. - popatrzyła przez chwilę, stając na ganku, jak jej mąż wsiada do czarnego Mercedesa i powoli wyjeżdża na ulicę.

Elektra ubrana była w proste, czarne spodnie i bluzkę w drobne kropeczki, co sprawiało, że wydawała się jeszcze drobniejsza, niż w rzeczywistości, a może było winne temu wyłącznie wyczerpanie? Cały czas odczuwała skutki jet-lagu, wywołanego poprzedniego tygodnia przez podróż do Nowego Jorku, a następnie Europy; musieli upewnić się, czy część załogi, oddelegowana na Stary Kontynent, jest w stanie podołać wszystkim obowiązkom, które bezustannie były kontrolowane przez Elektrę za pośrednictwem Skype'a ze sztabem. Wyciągnęła z kieszeni czarnego iPhone'a, wybierając numer z szybkiej listy. Po drugiej stronie odezwał się cichy głos, zupełnie niepodobny do natury osoby, która odebrała.
 - Cześć, Tal. - Elektra odezwała się do przyjaciółki. - Na początku nie poznałam, że to ty, co się dzieje?
 - Bliźniaczki zasnęły, więc muszę być nieco ciszej, bo siedziałam w ich pokoju. Poczekaj chwilkę, wyjdę. - usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi i kroki na korytarz.
"Jak bardzo zazdroszczę jej córek... Chciałabym już mieć własne dzieci, niekoniecznie bliźniaki, ale po prostu, żeby w domu wreszcie panował gwar, hałas, coś się działo..."
 - Już jestem.
 - Potrzebuję rady.
 - Zamieniam się w słuch, mów.
 - Ostatnio przestaję siebie rozumieć, nigdy w życiu nie miałam tak strasznych zachcianek - mogłabym non stop jeść tylko warzywa i byłabym zadowolona. Poza tym nie mogę spać, jestem zmęczona... To chyba ten jet-lag... - zamyśliła się.
 - Żartujesz? - w głosie Tal pobrzmiewała nutka zwątpienia. - El, efekty jet-lagu mijają po kilku dniach, no, góra tygodniu, przecież nie raz i nie dwa latałam z Chazzim. Pomyślmy...
 - Jestem już umówiona w Cedar Sinai, zaraz muszę wychodzić.
 - Tylko nie zapomnij dać mi znać, jasne?
 - Nie zapomnę, trzymajcie się cieplutko. - schowała telefon z powrotem do spodni, po czym przeszła do kuchni i nalała sobie do szklanki świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego, wypijając duszkiem prawie całą porcję. Chociaż nieco wcześniej jadła z Mike'em przygotowane przez niego wspaniałe śniadanie, ona wciąż była głodna. Coś było nie tak, a organizm ciemnowłosej wyraźnie ją alarmował. Na krześle leżała torebka i przewieszony przez oparcie żakiet, który narzuciła na ramiona.

Podjeżdżając autem pod klinikę, jeszcze w aucie rozejrzała się dookoła: najwyraźniej dziennikarze postanowili dać sobie spokój z ciągłą jazdą za parą. Od wesela państwa Shinodów minęły zaledwie trzy miesiące, a od tamtego momentu niewiele zmieniło się zarówno w ich życiu prywatnym, jak i zawodowym, mieszkali razem jeszcze przed ślubem, Elektra w dalszym ciągu dbała o interesy zespołu, a Mike... Japończyk był sobą: czasami wrzucał zdjęcia na Twittera, pisał kolejne piosenki, ale również robił to, co sprawiało mu chyba najwięcej radości: spędzał czas z żoną i przyjaciółmi. Zamknęła auto i weszła do budynku: jak na dzień powszedni w hallu i poczekalni było niewiele osób, a siedząc na fotelach, cicho dyskutowała ze sobą jedynie jakaś para - kobieta miała zagipsowaną rękę, podtrzymywaną przez czarny ochraniacz.

W recepcji nie było nikogo, więc El zatrzymała przechodzącą środkiem korytarza pielęgniarkę.
 - Byłam umówiona do doktor Cassidy, czy jest już może wolna?
 - Już prowadzę, proszę za mną. - kobieta, ubrana w sztywny od prasowania uniform przeszła przez rozsuwane, szklane drzwi do tej części kliniki, w której znajdowały się gabinety lekarskie.
 - To tutaj, myślę, że pani doktor już czeka. - wskazała na najbliższe drzwi.
 - Dziękuję. - kobieta po chwili odwróciła się i odeszła, a Elektra zapukała do gabinetu, wchodząc do środka zaraz po zaproszeniu.
 - Dzień dobry. - lekarka szeroko uśmiechnęła się, wstając i podając jej dłoń. - Proszę usiąść. - dodała, wyciągając jej kartę wizyt. Znały się nie od dziś, gdyż Elektra w przeszłości bywała w Cedar Sinai. - Co tym razem panią do mnie sprowadza, pani Marshall?
 - Już nie, wyszłam za mąż. Proszę.
- Elektra szeroko się rozpromieniła, podając lekarce niedawno odebrany paszport ze zmienionymi już danymi.
 - Gratuluję. - natychmiast naniosła stosowne poprawki do dokumentacji. - Proszę powiedzieć, co się dzieje?
 - Od jakiegoś czasu ciągle czuję zmęczenie i senność, ale to może mieć związek z niedawną podróżą do Europy...

 - Jak długo utrzymuje się ten stan?
 - Mniej więcej od dwóch tygodni, ale w ciągu kilku ostatnich dni stał się szczególnie dokuczliwy.
 - Zrobimy podstawowe badania i wszystko powinno się wyjaśnić.


Po nieco dłuższej chwili, kiedy na ręce Elektry przyklejony był już plasterek, lekarka wróciła z laboratorium. W przeciwieństwie do Melanie, która za każdym razem na widok igieł mdlała, zupełnie nie przeszkadzał jej lekki dyskomfort, ani nawet zapach środków dezynfekujących skórę.
 - Mam jeszcze kilka pytań, które nieco ułatwią mi postawienie ostatecznej diagnozy. Czy ma pani jakieś szczególne potrzeby żywieniowe, alergie, zachcianki? I jeszcze jedno: czy przyjmuje pani silne leki?
 - Mąż żartuje ostatnio, że chyba ma w domu wegankę, zwykle jem nabiał, mięsa i ryby, ale ostatnio nie mam na te produkty ochoty. Nie, od dawna nie chorowałam.
 - Zmiana diety to nic złego, ale może sygnalizować niedobory witamin i minerałów, więc warto się nad tym zastanowić. Przepraszam na momencik.
- lekarka zerknęła na ekran monitora, wczytując się w wiadomość. - To wyniki badań, ale potrzebne będzie mi jeszcze jedno dodatkowe, żeby dłużej pani nie niepokoić. Prosiłabym o zdjęcie koszuli i położenie się na kozetce. - wskazała na stojący nieco dalej kącik, w którym miał swoje miejsce ultrasonograf.

W głowie kobiety myśli gnały jak szalone: obawiała się, że diagnoza może być jednocześnie wyrokiem, że to jakieś zmiany, wymagające operacji, a może, co gorsza, nowotwór? Szczerze obawiała się ostatecznych rokowań. Doktor Cassidy kilkakrotnie zatrzymywała się, poruszając urządzeniem po jej skórze, dokładnie oglądając każdy centymetr zarejestrowanego obrazu. Czas strasznie się dłużył, a samej pacjentce niepewność nie pomagała, wręcz przeciwnie...
 - Wspaniale. - lekarka wyłączyła urządzenie i miękką, bawełnianą tkaniną otarła resztki żelu ze skóry Elektry. - Może się już pani ubrać.
Stres momentalnie przerodził się w panikę, gdyż stan zdrowia El nadal pozostawał dla niej samej zagadką. Blada na twarzy, zaniepokojona o dalszą przyszłość, usiadła z powrotem na krześle przy biurku.
 - Wygląda pani jak duch, proszę. - lekarka, widząc, co dzieje się z ciemnowłosą, podała jej wyjęty z szuflady niewielki łakoć, oblany czekoladą.
 - Wie już pani, co mi jest? - poważnie zaniepokojona Elektra odzyskała kolor na policzkach, przełykając kawałek czekolady z migdałami.
 - Sprawa jest prostsza, niż można przypuszczać: gratuluję, jest pani w ciąży.
 - Nie. To niemożliwe. Przecież... zabezpieczaliśmy się z mężem. O nie. - usiłowała się uśmiechnąć, jednak szeroko otwarte oczy mówiły zupełnie co innego. Ostatnie słowa, wypowiedziane przez kobietę na głos, uświadomiły jej, że kilka razy zupełnie o tym zapomnieli i chyba wtedy doszło do... wpadki? Nie. Nawet tak tego nie wolno nazwać, pragnęli tego dziecka, ale właśnie teraz?
 - Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że dana metoda zabezpieczająca będzie skuteczna. Powinna być pani szczęśliwa, to wspaniała wiadomość. Ultrasonograf potwierdził obecność płodu.
 - Będziemy mieli dziecko... - w myślach El runęło wszystko: praca, dom, akceptacja ze strony teściów, a co najważniejsze, jak, do diaska, przekazać Mike'owi taką wiadomość?
 - Następną wizytę przewidujemy za miesiąc, o ile nie będzie się działo nic niepokojącego, dobrze? Wyślę do pani przypomnienie.
 - Bardzo dziękuję, pani doktor. Do zobaczenia. - myśl o dziecku, połączona z rosnącym za sprawą czekolady poziomem cukru sprawiła, że całą jej osobę otaczała jakby aureola. Była tak bardzo rozpromieniona, wychodząc z gabinetu...

Niedługo po powrocie...

Ciemnowłosa wypatrywała powrotu męża do domu, siedząc w oknie wykuszowym z książką na kolanach. Kiedy brama otworzyła się, a na podjazd wjechało czarne auto, wygodniej rozsiadła się na poduszkach, którymi obity był parapet, jednocześnie podkładając sobie pod plecy jasiek. Cały czas nie mogła oswoić się z myślą, że już całkiem niedługo na świecie pojawi się ich dziecko, tylko ciekawym było to, jak zareaguje sam tatuś na taką nowinę? Zdążyła już wysłać wiadomość do Talindy, jednak ta najwyraźniej nie miała czasu, żeby ją odebrać... "Szykuje się rewolucja - będziemy mieli dziecko!"

- Cześć, kochanie. - Elektra wstała z siedziska w oknie, nieco przesłoniętego półką z książkami, zachodząc męża, wciąż stojącego pośrodku pokoju.
 - Skarbie... - pocałował ją czule. - Już jesteś?
 - Pojechałam do Cedar Sinai niewiele później po twoim wyjściu z domu, a że doktor Cassidy nie miała pacjentów, przyjęła mnie od razu. Chodź, usiądziemy, bo muszę ci coś powiedzieć. - pociągnęła męża ku kanapie.
Ostatnie zdanie najwyraźniej zaskoczyło Shinodę, bo dopiero po dłuższej chwili usiadł, obejmując żonę ramieniem, po czym wyciągnął zza pleców niewielką, prostokątną paczuszkę, podając ciemnowłosej.
 - Tal prosiła, żeby przez Chestera ci to dać.
Elektra zważyła paczuszkę w rękach: wydawało się, że była to dość masywna książka.
 - Zaraz zerknę, dziękuję. Jak tam w pracy?
 - Po raz kolejny rozmawialiśmy ze Steve'em, wiesz, nasz projekt nie wygląda do końca tak, jak powinien, wszyscy wiedzą, że to tylko odskocznia, a nie będę ukrywał, że brzydzą już mnie ciągłe pytania o to, kiedy wydamy nowy album... Sama wiesz najlepiej, przecież masz wgląd w wywiady, więc po co się powtarzam... - mruknął.  - Najchętniej pojechałbym na długie wakacje. - zapadł się w kanapę, myśląc.
 - Myślę, że to, co zaraz ci powiem, poprawi ci humor, miśku. - Elektra uśmiechnęła się radośnie do swojego mężczyzny. - Będziesz tatą. Najlepszym pod słońcem, takim, jakie nasze dziecko może sobie wyobrazić.
Mike spojrzał na Elektrę wielkimi oczyma.
 - Będziemy rodzicami? - nie był w stanie uwierzyć w słowa ciemnowłosej, a w dodatku zaparło mu dech w piersiach.
 - Nie żartuję. Spójrz. - wyciągnęła z kieszeni spodni pomniejszony wydruk z ultrasonografu, wręczając go mężowi, na co temu z oczu popłynęło kilka łez.
 - To niemożliwe. Nasze dziecko. Nasza maleńka istotka. - w tym momencie stał się chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - Skarbie, kruszynko, powiedz mi, jakim cudem do tego doszło? - Mike zaczął żałować, że nie zorientował się wcześniej, że jego partnerka będzie matką, ale był tak bardzo zajęty w związku z domem i studiem, że wszystko docierało do niego dwa razy wolniej.
 - Doktor Cassidy powiedziała, że to w sumie okolice pierwszego miesiąca, góra sześciu tygodni, więc to musiało się stać, kiedy byliśmy w Nowym Jorku.
 - Chcesz mi przez to powiedzieć, że maleństwo pojawi się na świecie jeszcze przed wakacjami? - szybko przeliczył brakujące miesiące.
Radości, jaka była wymalowana na jego twarzy, nie dało się opisać słowami, Japończyk czuł się tak, jakby coś podskakiwało w jego wnętrzu. Szczęście, jakie przypadło mu w udziale, było tak ogromne, że nic nie było chyba w stanie tego zmienić.
 - Na to wygląda. Bardzo chciałabym, żeby to była dziewczynka... - Elektra rozmarzyła się, ba, nawet odpływała myślami, więc Mike, niezbyt długo się zastanawiając, delikatnie złapał żonę w talii i posadził ją sobie na kolanach. Była leciuchna jak piórko.
 - Zamknij oczy i wyobraź sobie niemowlę, co widzisz? - Mike zaczął cicho szeptać do ucha dziewczyny.
 - Malutką z twoimi oczami, moim odcieniem włosów, zawiniętą w miękki, bawełniany becik, leżącą w drewnianej kołysce. Ale na pewno odziedziczyła po tobie wszystko, co najlepsze. - rozpromieniła się po raz kolejny tego dnia i dała mężowi delikatnego buziaka w policzek.

Nie umiał zareagować inaczej, więc nie zastanawiając się długo, odsłonił koszulkę Elektry, w którą była ubrana i objął niezwykle delikatnie dłońmi jej talię. Czuł, że powinien jak najszybciej nawiązać z maleństwem więź. Chociaż przez najbliższe miesiące miała o nie dbać jego mama, on też mógł, a nawet pragnął się w to włączyć. Czy istniało w tym momencie coś, co mogłoby zapewnić młodym jeszcze więcej radości? Zdecydowanie nie.
To najpiękniejszy prezent, jaki mogli otrzymać od natury i siebie nawzajem.

----------------------
Czyżby szczęśliwa rodzinka miała się powiększyć? Myślę, że to dobry moment - Shinodowie realizują się w pracy i życiu prywatnym, a marzenia Elektry spełniają się mimo jej woli...

5 komentarzy:

  1. Tyle słodkości <3 Pamiętam, jak czytałam niektóre fragmenty wcześniej i zastanawiałam się, co dolega El, a tu taka niespodzianka <3 Rodzinka Shinodów się powiększa. Szczęśliwy tatuś Mike *____* Poprawia humor i sprawia, że aż się jakoś tak miło na serduszku robi ;D
    Genialne *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooooo! Mały Shinodzik? Jakie to słoodkie!
    Serio, zaskoczyłaś mnie tutaj. Niby tak, ślub, no to i dziecko - ale to jakieś takie.. nieplanowane, raptowne. Hmm.
    Ale, mimo wszystko, cieszę się razem z nimi i jestem ciekawa jak nagła ciąża pokryje się z ich karierą..
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Od początku jak weszła do tego lekarza przypuszczalam że będzie w ciąży :D jeej, jak słodko *-*
    Mike się tak uroczo zachował jak się dowiedział, że zostanie tatą, kjhghjkjhg <3
    świetny rozdzial, świetny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ trafiłaś! Wspaniałe! Od początku podejrzewałam, że El na pewno jest w ciąży, ale coś tam mi z tyłu głowy szeptało, że jednak nie; może to jakiś nowotwór, albo inne cholerstwo...
    Teraz już wiem, że pojawi się maleństwo Shinoda. Ciekawe, jak go/ją nazwą... Eh... Takie piękne :)
    Nie potrafię jeszcze do końca się wysłowić, ale jakoś mi tak... ciepło na sercu.
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie, pojawił się nowy rozdział.

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie coś dla Ciebie- opublikowałam właśnie moją pierwszą Bennodę, serdecznie zapraszam :)

      Usuń