Z drugiej strony, uniknęli na szczęście zamieszania, związanego z podziałem majątku - Jared za radą kilku osób zapobiegliwie zażądał podpisania intercyzy jeszcze przed ślubem, która teraz okazała się niezwykle przydatnym dokumentem. Leto nie chciał stracić swojego domu, w który zainwestował mnóstwo czasu i środków, poza tym, jego biała willa, może i nazwana nieco górnolotnie The International Center for the Advancement of the Arts and Sciences of Sound lub po prostu The Lab była najlepszym miejscem do życia dla niego i Jonathana, mieli tam wszystko, czego mogliby potrzebować, włącznie z domowym studiem.
Christina i tak da sobie radę, niezbyt martwił się o jej przyszłość - sieć ekskluzywnych sklepów odzieżowych, których była właścicielką, przynosiła znaczne przychody, które pozwalały jej na dalsze życie na wysokim poziomie. Alimenty... nie potrzebował ich, po co mu one?
- Proszę wstać, sąd idzie. - protokolant zaanonsował powrót sędziny, która w otoczeniu dwóch ławników usiadła w swojej loży. Mężczyzna podniósł się z miejsca, patrząc prosto w lśniące od łez oczy Christiny, która trzymając w rękach niewielką torebkę, usiłowała uciec od niego spojrzeniem; na zdecydowanie zbyt bladej twarzy miała nałożoną znaczną warstwę różu, chcąc ukryć swój rzeczywisty stan, wywołany silnymi lekami psychotropowymi i antydepresantami - w dużej mierze to jej niestabilność psychiczna zmusiła małżeństwo do podjęcia tak poważnych kroków, poza tym kobieta zupełnie nie była w stanie pełnić roli autorytetu dla syna, czerpiącego od nich tak wiele wzorców.
- Sąd w Los Angeles orzeka rozwiązanie związku małżeńskiego pomiędzy Christiną i Jaredem Leto, zawartym przed urzędem stanu cywilnego w Los Angeles dnia szesnastego lipca dwa tysiące dziewiątego roku bez orzekania o winie...
- Nie chcę mieć z tym człowiekiem ani jego dzieckiem nigdy więcej nic wspólnego! - Christina, zalewając się łzami i krzycząc, przerwała odczytywanie wyroku przez sędzinę, na co jej prawnik dotknął jej ramienia, skutecznie uciszając i chroniąc przed dodatkową karą, zasądzoną na jej niekorzyść.
- ... prawa do opieki nad małoletnim synem na podstawie opinii biegłego psychiatry i psychologa sądowego przyznaje się wyłącznie Jaredowi Leto. - sędzina, lekko odchrząkając, kontynuowała czytanie z kartek. - Prawa rodzicielskie matki dziecka zostają jej odebrane, a o ewentualnych kontaktach z synem wszelkie decyzje podejmuje ojciec dziecka. Z przyczyn ekonomicznych nie zasądza się alimentów dla żadnej ze stron. Wyrok uważa się za prawomocny z dniem dzisiejszym. Proszę usiąść.
Mężczyzna nie był w stanie uwierzyć w fakt, że jego, teraz już była żona, wycofała ostatecznie wniosek o orzeczenie o jego winie, wniesione pierwotnie w swoistej zemście za zamknięcie jej w ośrodku w związku z dłuższą diagnostyką jej stanu psychicznego, wiedział jednak od swojego prawnika, że gdyby nie ta cicha ugoda, postępowanie sądowe mogłoby ciągnąć się w nieskończoność.
- Rozwiązując zawarte przez Państwa małżeństwo sąd kierował się różnymi motywami, między innymi całkowitym rozkładem pożycia małżeńskiego, ale w szczególności dobrem dziecka, które jest najważniejszym członkiem tejże rodziny. Rozprawę uważam za zakończoną, dziękuję. - sędzina podniosła ze stołu teczkę z aktami, swój masywny, drewniany młotek i kiwając na pożegnanie głową obojgu, wyszła przed ławnikami z sali, pozostawiając rozwodników razem. Jared podszedł do kobiety, podając jej dłoń po raz ostatni.
- Dziękuję ci za wspaniałego syna i wspólnie spędzone nieco lepsze chwile. Mam nadzieję, że rozstaniemy się jako przyjaciele. - uśmiechnął się do niej, jednocześnie puszczając jej dłoń. Spojrzenie blondynki wbite było w ziemię, mogłoby się wydawać, że nie zwróciła większej uwagi na słowa byłego męża, ale podniosła głowę, płochliwie zerkając w błękitne oczy muzyka, po czym trzymana przez prawnika za ramię i nieznacznie popchnięta ku wyjściu, odwróciła się i bez słowa wyszła, godnie unosząc głowę w świetle błyskających fleszy. Mężczyzna czekał, aż paparazzi oddalą się, by bez przeszkód i konieczności tłumaczenia się mógł spokojnie wyjść z budynku sądu.
Szczerze mówiąc, już od dawna nie czuł, by cokolwiek łączyło go z tą kobietą, rozwód przed obliczem sądu był w obecnej sytuacji tylko formalnością, uregulowaniem rachunków po stronie prawa i oficjalnym zakończeniem cienia ich związku. Nie widywali się od kilkunastu miesięcy, w sumie ponad dwóch lat, a jeśli już, to niezwykle rzadko i poza domami - najczęściej w kancelariach prawniczych lub wtedy, kiedy Jay koniecznie musiał jechać do ośrodka z papierami kobiety...
Razem mieszkali tylko do momentu, kiedy Jonathan przestał być karmiony przez Christinę piersią, potem nawet ze sobą nie sypiali aż do ostatecznej wyprowadzki kobiety.
Wbrew pozorom, nie szukał nawet podczas trasy koncertowej kogoś, z kim mógłby po prostu odczuć czysto fizyczną przyjemność, nie potrzebował tego po tak ogromnym zawodzie uczuciowym, a poza tym nie zdradziłby kobiety - bądź co bądź, wtedy jeszcze własnej żony nawet w najgorszej sytuacji, gdyż chciał być szczery wobec własnego sumienia.
Uwolniony od zmartwienia, jednej z trosk, może i nawet swego rodzaju kłopotu, nie miał praktycznie powodów do dłuższego żalu. Zresztą, musiał wracać jak najszybciej, gdyż Jonathanem opiekowała się jego babcia. Connie miała pełną rację co do Christiny już od samego początku, przeczuwając, że kobieta ta napędzi tylko Jaredowi jeszcze więcej negatywnych emocji, niż sądził. Kochał swojego syna naprawdę mocno i miał poczucie, że pomimo faktu, że tworzą niepełną rodzinę, nie brakuje małemu wielu pozytywnych emocji z jego strony. Jego mały, ciemnowłosy i błękitnooki szkrab był najpiękniejszym efektem jego związku z kobietą.
Po powrocie do domu...
Kiedy Jared zaparkował auto pod domem, natychmiast jego uwaga skupiła się na biegającym i podskakującym dookoła niego malcu, jednocześnie wymachującym trzymaną w rękach piłką.
- Tato, tato, graliśmy z babcią! - chłopiec głośno krzyczał z radości.
- Z babcią? A masz jeszcze siłę, żeby zagrać ze mną, mój mały piłkarzu? - pochwycił szeroko uśmiechniętego chłopca na ręce i zakręcił się z nim w kółko. - Cześć, mamo. - przywitał się z Connie, opuszczając dziecko na trawę.
- Jonny, może przygotujesz jeszcze raz słupki, skoro wrócił tata? - zniżając się do poziomu wzroku małego, zwróciła się do niego ciepłym tonem.
- Tato, ale przyjdziesz do mnie, prawda? - błagalnie spojrzał na ojca.
- Jasne, ale najpierw musisz wszystko przygotować. - również przykucając, spojrzał na synka. - Biegnij. - pomachał ręką uciekającemu w głąb ogrodu dziecku.
- Jak tam rozprawa? - Constance oparła dłoń o ramię syna, patrząc w odbicie własnych, błękitnych oczu. - Chodź, usiądziemy, nie będziesz przecież tak stał. - wskazała na ledwo poruszającą się huśtawkę ogrodową, stojącą po drugiej stronie trawnika, tak, że siedząc, mogli obserwować małego Jonathana.
- Christina w dalszym ciągu nie potrafi panować nad emocjami, gdyby nie jej prawnik, mogłoby się skończyć znacznie gorzej. Wyrok jest prawomocny. - uśmiechnął się nieznacznie.
- A co z... - blondynka nie musiała dodawać imienia, by oboje wiedzieli, o kim mowa.
- Właśnie: od dziś tylko ja mam prawo do opieki nad małym.
- To wspaniała wiadomość! - Connie uściskała syna. - Nie dałabym jej pod opiekę Jonathana, wolę sama zajmować się moim ukochanym wnuczkiem.
- Tylko mi go nie rozpieść, mamo! - Jared zaprotestował.
- Już wystarczy, że ma tak wspaniałego ojca.
- Tato! - z krańca ogrodu uszu dorosłych dobiegł płaczliwy krzyk chłopca.
- No i skończyła się chwila spokoju... - Leto wstał z siedziska, wprawiając je w ruch i zerkając w stronę syna. Chłopiec siedział na granicy trawnika, wpatrując się w basen.
- Co się dzieje? - podszedł do płaczącego dziecka, a zaraz za nim pojawiła się Constance.
- Piłka wpadła mi do wody! - łkając, machnął rękoma w stronę powierzchni basenu.
- Chodź, przebierzemy się i ją wyłowimy. - podał rękę chłopcu, pamiętając, że nie lubi, gdy ktoś idzie po jego lewej stronie, prowadząc go do domu. - Mamo, myślę, że dam już radę, nie wyganiam cię, ale teraz to ja się pobawię z małym.
- Zostawiłam wam w kuchni duszone warzywa, mam nadzieję, że będą wam smakowały.
- Dziękuję. - przytulił kobietę, całując w oba policzki. - Jonathan, idziemy po kąpielówki.
Chwilę później...
- Jonny, chodź, naprawdę, woda jest ciepła! - Jared siedział na brzegu basenu, mocząc w nim nogi i jednocześnie dmuchając dla malca pasiaste, czarno - białe rękawki, wyglądające jak dwie głowy zebr z wielkimi, czarnymi oczami i odstającymi uszami. Chłopiec zerkał zza gzymsu na basen, nie będąc pewnym słów ojca, ale po dłuższej chwili odważył się podejść.
- Naprawdę?
- Sam sprawdź. - nabrał w dłonie nieco wody i polał nią plecy chłopca.
- Nie! - Jonathan zadrżał, czując na skórze wodę. - Nie chcę.
- Zobacz, co dla ciebie mam. Rozłóż ręce. - mężczyzna wsunął na ramiona dziecka nadmuchane rękawki, jednocześnie uśmiechając się do niego. - Naprawdę, nic ci się nie stanie, zaufaj mi.
Kiedy podeszli do schodków basenu, mały dotknął palcami stopy wody, robiąc pierwszy krok wspólnie z ojcem, potem następny i jeszcze jeden, a po chwili, będąc całkowicie zanurzonym, zaczął szaleńczo machając stopami, by tylko utrzymać się na powierzchni.
- Hej, rekinie, gotowy na pierwszą lekcję pływania? - Jared objął syna, przyciągając w swoją stronę. - Zobacz. - zanurkował na samo dno, kładąc się na nim i wypuszczając z ust kilka bąbelków powietrza, które uniosły się, bulgotając wokół chłopca.
- Ja też tak mogę? - Jonathan był zauroczony sztuczkami, wykonywanymi przez swojego ojca.
- Na razie jeszcze nie, ale niedługo spróbujesz. Łap! - rzucił mu piłkę, która wcześniej wpadła do wody, sam odpływając na drugi koniec basenu.
- Tato! - mały krzyknął, łapiąc zabawkę. - Nie zostawiaj mnie tu samego! - rozejrzał się dookoła, szaleńczo machając nogami pod wodą.
- Złap piłkę i machając nogami, spróbuj ruszyć się z miejsca, o tak. - podpłynął kilkadziesiąt centymetrów w kierunku chłopca, rozchlapując wokół siebie wodę. Jonathan niepewnie objął zabawkę rękoma i w zasadniczo nieskoordynowany sposób ruszył do przodu, wywołując wokół siebie sporą falę. Po kilkudziesięciu sekundach przybliżył się na tyle, że Jared uznał, że może nieco pomóc synkowi, przyciągając go do siebie.
- Praktyka czyni mistrza, mamy całe wakacje, żebyś nauczył się pływać. - potarł dłonią mokre włosy chłopca. - Ale jak na pierwszy raz poszło ci wspaniale, jestem z ciebie dumny, mój ty mały skarbie. - przytulił go do siebie.
-----------------------------------------
Niewielki, nieco spóźniony prezent mikołajkowy przywiany przez Ksawerego, ale jest.
Skąd wzięli się u mnie Marsi - to chyba się wyjaśniło - a zostaną wplątani w akcję za sprawą pewnego młodego człowieka... Odegra on naprawdę ważną rolę już wkrótce, więcej nie zdradzę, zobaczycie sami :)
Czekam na opinie, komentarze, piszcie.
-----------------------------------------
Niewielki, nieco spóźniony prezent mikołajkowy przywiany przez Ksawerego, ale jest.
Skąd wzięli się u mnie Marsi - to chyba się wyjaśniło - a zostaną wplątani w akcję za sprawą pewnego młodego człowieka... Odegra on naprawdę ważną rolę już wkrótce, więcej nie zdradzę, zobaczycie sami :)
Czekam na opinie, komentarze, piszcie.
Słodkie rękawki *__* Gdybyś podesłała mi wcześniej TAKI opis to możliwe, że zgadłabym szybciej o co ci chodzi ;P Dobrze się stało tak, jak się stało, a tylko my dwie wiemy dlaczego ;) Maluchowi o wiele lepiej będzie dorastać w artystycznym otoczeniu inteligentnych ludzi.
OdpowiedzUsuńGod bless you, Ksawery za przywianie takiego cudeńka ;)
Dobrze się czytało, jak za każdym razem zresztą. :))
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że wprowadziłaś nowy wątek, a w szególności, że dotyczy tak bliskich sercu osób. Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, jak powiążesz to wszystko z Elektrą.
Pozdrawiam, Ania
jej, świetne :3 lekko się czytało, super ;) <3
OdpowiedzUsuńfajnie, że jest jakiś nowy wątek, zaintrygowałaś mnie jaką rolę w opowiadaniu będzie miał Jared :D
życzę duużo weny i czekam na nowy rozdział <3
I zapraszam do siebie, rozdzial 2 :)
UsuńTo znowu ja!
OdpowiedzUsuńTym razem mnie zaskoczyłaś, ale jednocześnie niesamowicie zaintrygowałaś. Kim będzie ten "pewien młody człowiek"? Zaczęłam snuć nawet domysły, że to chłopak z szablonu, ale dla dobra mojej usianej linkami do opowiadań psychiki, lepiej abym czekała w spokoju na rozwój faktów.
Wiesz co mnie chwyciło? O to:
-Jonny, chodź, naprawdę, woda jest ciepła! - Jared siedział na brzegu basenu, mocząc w nim nogi i jednocześnie dmuchając dla malca pasiaste, czarno - białe rękawki, wyglądające jak dwie głowy zebr z wielkimi, czarnymi oczami i odstającymi uszami.
-To Ci się naprawdę udało, bo w mojej głowie wyglądało to tak realistycznie, jakby Jared Leto codziennie dmuchał rękawki w moim ogrodzie.
Dosłownie każde słowo w tym rozdziale oddziałuje silnie na moją wyobraźnię. To chyba pierwszy rozdział tak dobry pod tym względem, naprawdę.
Piszesz z lekkością, a ja to z przyjemnością czytam. Cudo, cudeńko. Czekam na więcej i pozdrawiam :)