piątek, 17 maja 2013
23. "Life is one big disappointment..."
Ludzie naprawdę dali mu w kość.
Po dwóch dniach, spędzonych zamkniętym w czterech ścianach, nie miał ochoty nawet wstawać, pomimo tego, że wiedział, że nie może się załamać. Już i tak bardzo przeżył rozstanie, a właściwie odrzucenie. Chociaż wydawał się naprawdę silną osobą, w rzeczywistości jego delikatność czasami przerażała nawet jego samego.
Siedząc na kanapie czuł tylko smutek, a dźwięki, dobiegające z zewnątrz, były dla niego nie do zniesienia. Podobny ból głowy, jak po mocno niekontrolowanej imprezie, straszliwie mu dokuczał, jakby ktoś jednocześnie tłukł młotem w jego czaszkę i wbijał w oczy coś tępego.
Dziewczyna, o której myślał, że znał ją naprawdę dobrze, która wydawała mu się bardzo bliska, którą szczerze kochał, odrzuciła go, jakby był za małą parą kolejnych szpilek. Popadł w coś, co nawet domorosły psycholog nazwałby stanem depresyjnym.
Ruszył się do kuchni, w której wyciągnął kawę w ziarnach i mały, elektryczny młynek. Dźwięk, wydawany przez urządzenie zagłuszył łomotanie do drzwi. Gdy w pomieszczeniu zapachniało ziemią i orzechami, delikatnie się uśmiechnął, co uwydatniło już i tak widoczne sińce pod oczami.
Gdy spojrzał w okno, zobaczył... Brada i Spike'a, ubranych w czarne marynarki, stojących po drugiej stronie ściany. Japończyk wskazał na niego, później na siebie i Delsona, a na końcu na dom.
Zorientował się, że mężczyźni chcieliby wejść. Poszedł otworzyć drzwi, a gdy wrócił, przesypał zmieloną kawę do kawiarki. Tym razem kawa z ekspresu była zdecydowanie niewystarczająca. Zaczął parzyć naprawdę mocny napar, a słysząc kroki, przysiadł na jednym ze stołków w pomieszczeniu.
- Cześć. - spodziewał się awantury, wiedząc, że nie było z nim żadnego kontaktu przez ponad dwie doby. Mężczyźni usiedli na krzesłach obok. - Co tam? Myśleliśmy, że coś się stało...
- Rozczarowanie. Porażka. Nicość. - skwitował trzema słowami.
- Czyli może nie "co", a raczej "kto", prawda? - Mike przysunął się do podłamanego Chestera.
- Chloe, tak? - Brad był niezwykle szczery.
- Nie wypowiadaj tego imienia! - warknął. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! Nigdy więcej. Nigdy... - ukrył twarz w dłoniach.
- Spokojnie. - Brad poklepał go po ramieniu. - Zastanawia mnie tylko jedno... Czemu nikt nie mógł się z tobą skontaktować?!?
- Poczekaj. - wyciągnął z kieszeni komórkę i pobladł, widząc komunikat na rozświetlonym, ledwo uruchomionym smartfonie. - Nie wierzę. - wyjąkał. Sześćdziesiąt osiem wiadomości, kilkanaście maili i cała masa nieodebranych połączeń zwaliłaby go z nóg, gdyby nie siedział.
- Widzisz teraz? Naprawdę się o ciebie martwiliśmy. - Mike go objął po przyjacielsku.
Chaz w niemej odpowiedzi nieco się uśmiechnął. Kawa naprawdę przyjemnie pachniała, więc wstał i zdjął ją z kuchenki, przelewając do filiżanek.
- Chcecie napić się ze mną? - zapytał się chłopaków, stojąc do nich plecami. - Mocne espresso postawi mnie zaraz na nogi.
- Poproszę.
- I ja też. Masz mleko? - BBB nie był fanem kawy parzonej po turecku. Gdy postawił przed nimi naczynia, dotarło do niego, że może naprawdę liczyć na zespół, który przez te lata stał się dla niego więcej niż rodziną.
- Dziękuję, że jesteście tu ze mną.
- Sądzisz, że mogłoby być inaczej? - Mike popatrzył na niego przyjaźnie, w drugiej ręce trzymając filiżankę.
- Chyba... nie. - w jego głosie słychać było niepewność.
- Opowiesz nam, co się stało? - Brad popatrzył na Chaza, który nagle pobladł. - Nie musisz teraz, jeśli nie czujesz się na siłach. - dodał.
- Po co mam to ukrywać? - głośno wypowiedział słowa, które tak ciążyły mu na sercu. - To było tak: gdy was zostawiłem, praktycznie od razu pojechałem do szpitala, tam usłyszałem, że mogę być dawcą dla niej. - w pełni świadomie nie wypowiadał imienia dziewczyny na głos. - Oczywiście się zgodziłem i pobrali ode mnie krew.
- I co dalej? - Mike dokładnie analizował każde jego słowo.
- Dalej podali jej ją i gdy poczuła się lepiej, oświadczyła mi, że nie chce mnie wykorzystywać przez cały czas. Gdy to do mnie dotarło, że ze mną zrywa i nie widzi naszej wspólnej przyszłości, wyszedłem stamtąd bez słowa i wyłączyłem telefon. - wskazał leżący na stole aparat.
- Zraniła cię, potrzebowałeś spokoju, to zrozumiałe, ale czemu nic nie powiedziałeś mnie albo Mike'owi? Martwiliśmy się... - Brad patrzył na niego pytająco.
- Przepraszam.
- Spokojnie, nie mamy ci tego za złe. - kudłaty mrugnął do niego.
- Wiesz co? - po dłuższej chwili Japończyk kontynuował. - Nie daj się złamać, proszę. Nieważne, jak jest ciężko, ale wszystko toczy się dalej. Dasz radę, jestem tego pewien.
- Masz jakiś dar, twoje słowa zawsze podnoszą mnie na duchu. Pora wrócić do świata żywych. I chyba nieco się ogarnąć... - rozejrzał się dookoła na "artystyczny nieład" panujący w całym domu.
- I to mi się podoba. Wierzymy w ciebie. - popatrzyli na niego z nadzieją. Głos Mike'a wyraził ich wspólne myśli.
Po wyjściu przyjaciół i uporządkowaniu domu, usiadł w salonie na kanapie i zaczął zastanawiać się, czy aby nie byłoby dobrym pomysłem, gdyby pozostawił sobie jakiś ślad po tych wszystkich wydarzeniach, które przeżył. Nie, nie myślał o zdjęciach, raczej o czymś, co byłoby bardziej niż materialne, obrazem, który nigdy nie zblaknie, rzeczą, o której nigdy nie zapomni, tak, by nie popełniać w przyszłości takich samych błędów...
Jednak... Czy warto pamiętać o smutku i krzywdzie? Chyba lepiej nie.
---------------------------------------------------------
Odcięcie się od świata nie rozwiązuje wszystkich problemów. Od czego są przyjaciele?
PS. A Coldplay dlatego, że pasował mi nastrój tej piosenki ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Żadne słowo nie opisze tego rozdziału *o*
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czytało :) Mam nadzieję, że następny będzie weselszy i Chester powróci do `świata żywych` :> Pozostaje mi tylko czekać na następny . Pozdrawiam i życzę duużo weny :) ~ChazzyChaz ♥
Z piosenką trafiłaś idealnie - bardzo lubię Coldplay. :)
OdpowiedzUsuńW kwestii odpowiedzi pytanie w ostatnim akapicie "Czy warto pamiętać o smutku i krzywdzie?", Chester sądzi, że nie a ja... myślę, że tak. Wszystko co złe, na swój sposób nas kształtuje, nasz charakter, osobowość... Ale możliwe, że to po prostu odezwała się we mnie dusza melancholiczki. :)
Ahh najgorsze co jest w tym rozdziale to...... długość. Stanowczo za krótkie!;) Był świetny, ale za dużo się w nim nie działo:P Dobrze chociaż, że Chaz wydobrzeje po zerwaniu z Chloe...;/ Czyli to już definitywny koniec z nimi?:/ Biedny, ale dobrze, że ma takich przyjaciół:)
OdpowiedzUsuńKrótki rozdział bardzo, ale też ciekawy. Cieszę się, znowu pojawił się Chaz ze swoimi problemami. :3 Zawsze w opowiadaniach podoba mis się, jak ktoś tak dobrze opiszę ich zarzyłość (przyjaźń). Sama mam prawdziwą przyjaciółkę, która zawsze mi pomaga. Więc miło mi się o tym czyta.
OdpowiedzUsuńOgólnie podobały mi się opisy. Nieco bardziej refleksyjne - takie najbardziej lubię.
Chester, och Chester. Biedaczek, a mówiłam, że ja się nim chętnie zajmę i go przygarnę i o niego zadbam. Za dużo ma tych problemów, nie zasłużył sobie ;c No, ale cóż. Najważniejsze, że ma koło siebie tak wspaniałych przyjaciół, prawda? Którzy zawsze mu pomogą i będą przy nim mimo wszystko. Rozdział faktycznie za krótki, więc dołączam się do narzekań. Ale przynajmniej był Ches - biedny i pokrzywdzony, ale był! ;3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i lecę dalej.