piątek, 10 maja 2013
22. "We're shining and we'll never be afraid again"
Tego samego dnia, w porze zachodu słońca, Mike i El siedzieli razem na tarasie jej apartamentu. Dziewczyna miała na sobie cienką, kremową bluzkę z falbaną, przez którą widać było prześwitujący, ciemnofioletowy top na wąskich ramiączkach. Całość uzupełniały krótkie, granatowe szorty, wyglądające raczej jak dżinsowa spódniczka.
Mężczyzna ubrany był w koszulkę z nadrukiem sowy i czarne spodnie, sięgające kolana. To był jeden z tych prawie że jesiennych wieczorów, kiedy było jeszcze na tyle ciepło, by spędzać bezkarnie czas na świeżym powietrzu.
Pomiędzy leżakami, na których siedzieli, stała misa, wykonana ze szkła witrażowego w wielu kolorach, wypełniona truskawkami, malinami i poziomkami, które w tym roku obrodziły w Napa szczególnie. Słońce, przebijające przez nie, rzucało kolorowe, z każdą chwilą wydłużające się cienie. Wyglądały przepięknie, mieszając się ze sobą, podobnie jak farby na płótnie. Ciemnowłosa włożyła do ust poziomkę, długo ją smakując. Była naprawdę słodka, co zawdzięczała drobnym kroplom letnich deszczy, zraszającym rozgrzaną ziemię.
Patrzyła na Mike'a, który z zamkniętymi oczami wystawiał twarz ku światłu. Niczego mu nie brakowało do ideału, który zawsze sobie wyobrażała. Był taki silny i inteligentny, empatyczny, delikatny, pomagał jej we wszystkim, nawet w najgorszych obowiązkach domowych od momentu, gdy zaczął spędzać z nią więcej czasu nawet po pracy. W łazience dziewczyny już od jakiegoś czasu leżał jego niewielki kuferek z kosmetykami, a w szafie na jednej z półek zawsze można było znaleźć kilka koszulek, bluz i innych ubrań, należących do Azjaty.
Cicho wstała, zaszła go od tyłu i zasłoniła drobnymi dłońmi jego i tak zamknięte powieki. Delikatnie się poruszył, mrucząc coś niewyraźnie. Szepnęła mu do ucha.
- Wstań i chodź, zaufaj mi. Zaprowadzę cię gdzieś.
Dał się poprowadzić do wcześniej przygotowanej przez nią i zamkniętej na klucz jadalni. Słysząc przekręcanie klucza w zamku, skrzywił się.
- Wychodzimy gdzieś?
- Nie. Nie otwieraj oczu! - ostrzegła go.
Pomieszczenie było przepięknie udekorowane, na stole znajdowała się elegancka, acz bardzo nowoczesna i delikatna zastawa w kolorze kości słoniowej. W niewielkich szklanych świecznikach paliły się maleńkie świeczki, a na środku stał w kryształowym wazonie bukiet, ułożony z frezji, białych róż, kwiatów pomarańczy i jaśminu, roztaczając w ciepłym powietrzu przepiękną mieszankę zapachów, mogącą upoić każdego.
- Co tu tak pachnie? - pociągnął nosem. - Mogę już otworzyć oczy? - spytał.
- Ani mi się waż. Zaraz wracam.
Posadziła go na jednym z dwóch, stojących po przeciwnych stronach stołu krzeseł, po czym przyniosła z sypialni gitarę i postawiła ją przy ścianie. Mike cały czas grzecznie siedział, nasłuchując kroków ciemnowłosej. "To chyba zboczenie zawodowe..." Za każdym razem, gdy przechodziła obok niego, odwracał głowę w tym samym kierunku, w którym szła.
- Już możesz otworzyć oczy. - usiadła naprzeciwko niego.
Zaniemówił z wrażenia. Przytłumione światła lamp, świece i kwiaty tworzyły bardzo romantyczną atmosferę. Gdy się rozejrzał, zobaczył swoją gitarę.
- Co ona tu robi? - wskazał dłonią na instrument. - Powinna przecież leżeć w studiu...
- Zobaczysz.
Japończyk zorientował się, co wymyśliła Elektra. Oczywiście pamiętał o ich małym jubileuszu, nawet miał dla niej pewien drobiazg, ale nie sądził, że tak go zaskoczy.
- Dziękuję ci za te pół roku. - odezwał się, patrząc jej w oczy. - Nie wiem, kim byłbym teraz, gdyby nie ty. - widząc, że wstaje, natychmiast poderwał się z miejsca. - Może ci pomogę?
- Jeśli chcesz... Chodź.
Podniósł jedną z dwóch, stojących w kuchni tac. Przygotowane na niej miseczki z kremem z pomidorów i sałatką z grillowanych warzyw były udekorowane listkami greckiej bazylii i odrobiną mięty. Pachniały nieziemsko oliwą z oliwek i czymś nieco w śródziemnomorskim stylu, prawdopodobnie octem balsamicznym, nie, to prawie na pewno była wędzona papryka.
- Zanieść do stołu?
- Tak, poproszę! - zerknęła na mężczyznę, przechodzącego przez próg, po czym zamieszała delikatnie kremowy sos do tarty, która potrzebowała jeszcze kwadransa w piecu i wróciła do jadalni. Widząc go, wcinającego zupę, naprawdę się cieszyła. Pomysł na kolację we włoskim stylu przyszedł jej na myśl stosunkowo niedawno, chociaż wcześniej też się nad nim zastanawiała. Ryzyko się opłaciło, gdyż dania bardzo mu smakowały. Jej również, gdyż w ich przygotowanie włożyła wiele serca.
Widząc uśmiech, rozjaśniający twarz ciemnowłosego, wiedziała, że jest jej za wszystko wdzięczny. Przyniosła z kuchni tartaletki z porem, polane gęstym sosem, które akurat się dopiekły. Oczy Mike'a się rozszerzyły.
- Kochanie, nie sądzisz, że nie wystarczyły te przysmaki? - gdy podeszła do niego z talerzykiem, pocałował ją.
- To nie wszystko. - zarumieniła się. - Sam zobaczysz.
Co prawda planowała jeszcze deser, kawowo - czekoladowy mus, ale gdy skończyli, a jej partner rozsiadł się na fotelu, stojącym przy ścianie, widziała, że menu było wystarczające. Usiadła mu na kolanach, przytulając się do niego. Pocałował ją wyjątkowo namiętnie i nie spowodowało tego wino, które pili do kolacji, więc wtuliła się w niego jeszcze bardziej. Pachniał męskimi perfumami o dość intensywnym zapachu; wyczuwała nutkę drzewa sandałowego, ale też garbowaną skórę i jej ukochaną przyprawę, cynamon.
Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, ale było to niemożliwe, gdyż miała dla niego prezent - piosenkę. Zeszła z kolan Mike'a, po czym wzięła w ręce gitarę i usiadła na drugim fotelu, zaraz obok mężczyzny. Miała nadzieję, że jej dzieło spodoba się mu, tak jak jej na samym początku. Kochała go równie mocno, jak on ją i czuła, że musi w końcu przestać grać na własnych i jego emocjach i skoncentrować się na tym, co tak naprawdę do niego czuje.
Pragnęła wyznać mu jej potrzebę bycia razem, dać mu odczuć płomienie pożądania, rozpalające ją od wewnątrz za każdym razem, gdy ją dotykał lub całował.
Zaczęła grać. Na początku brzmiało to bardzo nieśmiale, ale po chwili nabrało głębi. Skupienie, jakie jej towarzyszyło, było naprawdę głębokie. Gdy zerknęła na niego, widziała na jego twarzy takie same emocje, jak te, gdy tworzył. Zrobiła coś, co było bardzo bliskie jego sercu. Szeroki uśmiech, podobny do kwitnącego kwiatu, utwierdził ją dodatkowo w tym przekonaniu.
Gdy skończyła i odłożyła instrument, popatrzyła na niego pytająco.
- Już wiem, co miałaś na myśli. - cały czas się uśmiechając, zachęcającym gestem wskazał na swoje kolana, zapraszając ją ku sobie. Usiadła na nich, wpatrując się w ciemne, błyszczące z emocji oczy.
- Naprawdę?
- Tak. - pocałował ją. - Mam coś dla ciebie, taki drobiazg. - zagłębił dłoń w kieszeni, wyciągając z niej niewielkie pudełeczko, pokryte beżową tkaniną.
- To dla mnie? - uśmiechnęła się.
W odpowiedzi jedną ręką zasłonił jej oczy, a drugą najpierw odsłonił jej nadgarstek i założył na niego bransoletkę, wykonaną z cieniutkich, splecionych ze sobą nitek białego złota. We wnętrzu wygrawerowane były inicjały ich imion, rok oraz maleńka nutka.
Gdy wyczuła chłodny dotyk metalu, na początku pomyślała, że mężczyzna zakłada jej... kajdanki, jednak gdy tylko odsłonił jej oczy, ujrzała dzieło sztuki jubilerskiej.
Przy zapięciu w złoto wtopione były dwa maleńkie kryształy, które iskrzyły się w świetle świec.
Przysunęła się do niego i pocałowała go z większą intensywnością niż zwykle. Widać było, że właśnie na coś takiego czekał, gdyż wcale się nie opierał. Oddał pocałunek z nawiązką, wtulając jej wargi w swoje. Jednocześnie przyciągnął ją ku sobie i rozpiął guziki z tyłu jej bluzki, tak, by dało się ją ściągnąć bez większego wysiłku.
- Zaczekaj. - oderwała się od niego, natychmiast poprawiając zapięcie. - To chyba nie jest odpowiednie miejsce, byśmy spędzili razem tą noc. Nie mam nic przeciwko, ale... - zawahała się - może... - popatrzyła na niego wiele mówiącym wzrokiem, czerwieniąc się.
Zadziorny uśmiech igrał na jego twarzy; dało się odczytać z niej, że był bardzo szczęśliwy, ale również pragnął jej z większą siłą niż zwykle. Jej uszu dobiegł cichy śmiech.
- Skoro tak uważasz... Rozumiem. - Michael nie był osobą uległą, ale przy Elektrze coś mówiło mu, żeby nie przesadzał. Jak do tej pory, przynosiło to wyłącznie dobre skutki. Wreszcie czuł, że żyje, że pustka we wnętrzu jego serca została wypełniona i nie musi się już tak mocno odczuwać krzywdy.
Co prawda nie uciekał przed tym, ale zderzenia z prawdą i przeszłością były momentami bolesne.
Podniósł ją, jakby ważyła tyle, co piórko i poniósł do sypialni, po czym nawzajem, już leżąc na łóżku i poświęcając sobie mnóstwo uwagi, zaczęli się do siebie zbliżać, aż do momentu, w którym ich emocje sięgnęły granicy. Wreszcie nawet ubrania stały się przeszkodą i gdy spletli się w uścisku, przykryci zaledwie cienką kołdrą, oboje osiągnęli to, na czym im zależało: prawdziwą jedność, której od dawna każde z nich chciało zaznać.
Wreszcie była szczęśliwa. To był jej pierwszy związek o takiej mocy, wreszcie poczuła się doceniona i piękna.Wszystko było takie intensywne, splatało się w jedną całość; absolutnie nie wyobrażała sobie życia bez niego.
"Sumienie byłoby lepszym doradcą, gdybyśmy tak często nie mówili mu, co ma nam szeptać. Nawet teraz nie mogę się z nim zgodzić. To nie jest złe, niepoprawne; chyba on też czuje to samo, co ja." - pomyślała i całkowicie oddała się Japończykowi.
----------------------------------------------------------------------
Ależ to długie... Wow, zastanawiam się, jak mogłam napisać coś takiego. Ale to chyba dobrze, przynajmniej wszyscy będą zadowoleni :)
A z drugiej strony, jestem strasznym łakomczuchem, zakochanym w kuchni włoskiej, a to moje wymarzone menu na idealną kolację :D
Elektra i Mike pewnie się za to na mnie nie obrażą ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
AAA! mój ukochany i od dawna wyczekiwany moment!
OdpowiedzUsuńLubię włoską kuchnię, choć jestem absolutnym frytko-żercą :D
Świetne. Sama chciałabym taką bransoletkę. Widać, że oni się kochają i to jest cudowne :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że od owoców już nic smaczniejszego nie będzie, ale ta kolacja. Zgłodniałam *.* Idealnie opisałaś ich rocznicę, a bransoletka.. Cudo ♥ O zakończeniu chyba nie muszę nic pisać :) Rozdział idealny ^^ . Pozdrawiam, życzę weny i do następnego ~ChazzyChaz ♥
OdpowiedzUsuńWeejk mi aaap, łeeen september eeends! <3333
OdpowiedzUsuńsłodkości nad słodkościami, a w tej słodkości tyle słodyczy! :D
Wyobraziłam sobie Elektrę z gitarką i śpiewającą<3 jak ja uwielbiam dziewczyny nucące do rytmów gitary!
cudowny rozdział!
Ooo rozdział był.. po prostu smaczny!:D Haha, wszyscy wiemy dlaczego i nie mówię tu tylko o jedzeniu..;) Cudownie opisałaś ich uczucia, wszystko. Mike jest jak prawdziwy facet, zazdroszczę Elektrze.
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny i dłuższy!:D
Według mnie to najlepszy rozdział, jaki napisałaś. Nie chodzi nawet o samą akcję, ale też o słowa, przekaz. Gdy to czytałam, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mike i Elektra są cudowną parą. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się mieć tak samo dobry związek.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero, ale byłam zajęta. :)
Teraz czekam na kolejne Twoje opowiadanie z jeszcze większą niecierpliwością!
God, Mike i Elektra *_* Cudowna niespodzianka i genialne zakończenie. Podoba mi się, w jaki sposób opisujesz zapachy. Przywiązuję do tego ogromną wagę, a ty zawsze podkreślasz czym pachnie Mike, albo pomieszczenie w którym się znajdują. Naprawdę genialny i wcale nie długie. Nareszcie można było wczytać się i zapomnieć na moment o otaczającym świecie :)
OdpowiedzUsuńCóż, późno się za to zabieram, ale ważne, że w ogóle. Ostatnio stałam się okropna, ale jestem.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy i inny niż reszta, jednak jeśli mam być szczera to nie jest on raczej w moim klimacie. Ale to tylko taki mały szczegół. Wręcz szczególik. Co do samego rozdziału, to w sumie zazdroszczę im więzi, która ich łączy. Są rozkoszną parą i miło się o nich czyta. Aż uśmiech sam się maluje na ustach ;3
Pozdrawiam, przepraszam i lecę dalej.