piątek, 26 kwietnia 2013

20. "My soul wants to scream"

Odkąd pamiętała, nienawidziła szpitala i jakichkolwiek lekarzy. Jedynym specjalistą, którego akceptowała, była lekarka jej siostry.
Najgorsze było to, że nie miała pojęcia, co się dzieje dookoła niej, pamiętała jedynie, że siedziała w domu, pomagając Lily w zadaniach domowych, a później obudziła się w pachnącym sterylnie pokoju, przypięta do kroplówki, z wenflonem wkłutym w zgięcie łokcia i urządzeniem na palcu, mierzącym poziom tlenu we krwi. Pulsujący ból głowy, wrażliwość na światło i każdy, nawet najcichszy dźwięk były praktycznie nie do zniesienia, liczyła jedynie na to, by odzyskać nieco sił i wrócić do domu.

"Hmm... Ciekawe, co się stało..." - podparła się poduszką i usiadła. Na stoliku obok leżała karteczka, po którą od razu sięgnęła, czytając wiadomość. Jej mama początkowo przyjechała z nią, ale po pewnym czasie, gdy Chloe spała, wróciła do domu, wiedząc, że jej pierworodna córka jest w dobrych rękach. Gdy spojrzała na zegarek, okazało się, że przespała przeszło trzynaście godzin. Bardzo chciała wstać i poruszać się trochę, ale było to niemożliwe.
Wierciła się, kręciła i doprowadziła do tego, że nieświadomie wcisnęła przycisk wzywający lekarza. Wyciągnęła spod kołdry pilota, winowajcę całego zamieszania.

W pokoju pojawiła się kobieta o indyjskiej urodzie, ubrana w biały fartuch, narzucony na granatowy sweter i wąskie dżinsy. Na szyi miała założony stetoskop.
 - Pani doktor? Co się dzieje? - nie omieszkała zadać jej tego pytania, które ją tak nurtowało.
 - Co prawda na razie mam tylko podstawowe wyniki badań, ale... - zdjęła z krawędzi łóżka podkładkę z dokumentami Chloe, przeglądając je. - ...to mi wygląda na ogólne osłabienie organizmu i niedobory minerałów, ale nie jestem pewna ostatecznej diagnozy w stu procentach. Przydałoby się jeszcze raz powtórzyć testy, więc nie mogę wypuścić pani z oddziału.
 - Czy mogę uspokoić mojego chłopaka? Sądzę, że się bardzo denerwuje.
 - Myślę, że raczej tak. Może nawet panią odwiedzić, raczej nie widzę w tej chwili przeciwwskazań.
Chwilę po wyjściu lekarki rozdzwonił się jej telefon.

 - Halo?
 - Kochanie, nie obudziłam cię? Lepiej się czujesz?
 - Tak, dziękuję. - zaburczało jej w żołądku. - Jestem tylko koszmarnie głodna. - skrzywiła się.
 - Nie dziwię ci się. W szafce zostawiłam ci opakowanie ze śniadaniem. 
 - Dziękuję!
 - Proszę, zajrzę do ciebie później, dobrze?
 - Jasne, do zobaczenia!

Radość na jej twarzy była nie do opisania, gdy wyciągnęła pojemnik z sałatką i mały termos z herbatą. Zabrała się za pałaszowanie zawartości miseczki. Może i czuła się lepiej, ale wyglądała jak trup. Była blada, a przez cienką skórę prześwitywały błękitne żyły. Jej oczy, zwykle błyszczące, tym razem nie miały kompletnie wyrazu.
Zamknięty krąg, w jakim się znalazła ostatnimi czasy: praca, dom, praca, dbanie o wszystkich dookoła i momentami szaleńczy związek z Chesterem odbił się na jej zdrowiu. Zbyt długo to trwało, a jej próby wyrwania się z niego były bezskuteczne.
Otworzyła tom, przywieziony przez jej mamę. Okazało się, że wybrała jej tytuł, na którym przeczytaniu zależało jej od jakiegoś czasu.
Bohaterowie, jak na ironię, nigdy nie chorowali, byli wiecznie piękni i młodzi, nie mieli również żadnych problemów. Ich świat był idealny, w przeciwieństwie do tego, w którym przyszło jej żyć, tam wszystko było marzeniem, w dodatku spełnionym. Czytając kolejne rozdziały, coraz bardziej wtapiała się w wyimaginowany, wykreowany krajobraz magii, baśni i czarów. Nie chciała z niego odchodzić myślami, szczególnie w takim momencie.

Gdy po pewnym czasie do sali wróciła lekarka, spojrzała na nią z zainteresowaniem. Długie leżenie działało jej na nerwy, zresztą wiedziała, że w jej zawodzie każdy kolejny dzień bez realizacji zleceń w studiu wiązał się ze stratą sporych zysków.
 - Niestety, nie mam zbyt dobrych wieści.
 - Co mi jest?
 - Wszystkie badania wskazują jednoznacznie na poważne stadium anemii. Zastanawia mnie tylko jedno, czemu nikt tego nie wykrył u pani wcześniej... - widząc jej pytające spojrzenie, pokiwała głową. - Z jakiegoś powodu w pani organizmie brakuje bardzo dużej ilości czerwonych krwinek, przenoszących organom i mięśniom tlen, dlatego jest pani taka osłabiona. Mówiąc prościej, brakuje pani jednego z ważnych składników krwi.
 - Żartuje pani?
 - Nie, niestety. Jest jednak jeden sposób, by ulżyć pani w tej chwili, gdyż można wyeliminować zupełnie objawy, jak i samą chorobę w wyniku leczenia, które trwa jednak dość długo i wymaga wielu zmian, zarówno diety, jak i stylu życia. W tej chwili doraźną pomoc może przynieść jedynie transfuzja krwi.
 - Proszę powiedzieć mi coś więcej! - poderwała się.
 - Potrzebny jest dawca, który nie jest w żaden sposób z panią spokrewniony, koniecznie zdrowy i gotowy jak najszybciej oddać krew.
 - Chyba jest taka osoba... - zastanowiła się. - Może być mój chłopak? Zapytałabym go.
 - Oczywiście, jeśli tylko spełnia wszystkie wymogi. Pozostawię panią samą. - wyszła z pokoju.

Przypomniała sobie jedną z rozmów ze swoją mamą, gdy nie była pewna tego, czy może pokazać się Chesterowi bez szczególnych przygotowań. "Jeśli cię kocha, a w to przecież nie wątpisz, prawda?" - pamiętała, jak na nią wtedy spojrzała... "Zaakceptuje cię, taką jaką jesteś, ze wszystkimi słabościami lub nie, uwierz mi, nie raz zadawałam sobie to samo pytanie, gdy byłam w twoim wieku i poznawałam twojego ojca..."
Podniosła telefon z szafki i wybrała ten konkretny numer. Na ekranie wyświetliło się jego zdjęcie.
 - Tak, słucham? - w tle słychać było dźwięki przypominające łomot perkusji i dostrajanie gitar. "Tak wcześnie w studiu? Niemożliwe..." - spojrzała na zegarek i zdziwiła się. Kompletnie straciła poczucie czasu, było południe... - Chłopaki! Uciszcie się! - usłyszała jego krzyk w tle. - Już jestem.
 - Wiadomo już, co się stało.
 - I?
 - Anemia... Jakieś poważne stadium... Będzie potrzebna mi... - urwała.
 - Czy to jest to, o czym myślę?
 - Nie wiem, o czym myślisz. - zaśmiała się cicho. 
 - Krew?
 - Tak. - pokiwała głową.
 - Może być grupa A Rh+? - gdy usłyszała rodzaj, zamilkła.
 - Podzielisz się ze mną, serio?
 - Jestem tego pewien. Gdzie jesteś? Przyjadę do ciebie.
 - W szpitalu uniwersyteckim na San Pablo.
 - Niedługo będę. - po tych słowach rozłączył się.

W studiu...

 - Chłopaki, ja spadam. - odłożył gitarę na stojak, gdyż akurat ćwiczyli koncertową wersję "Iridescent". - Dzwoniła Chloe, jadę do szpitala.
 - Spoko.
 - Jasne!
 - Zostań z nią tak długo, jak będzie to konieczne. - usłyszał cichy głos Mike'a. Kompletnie się tego nie spodziewał, gdyż sądził, że dla Japończyka ważniejsza była próba. A tu takie zaskoczenie... "Gdyby Elektra była w takiej samej sytuacji, też bym mu pozwolił jechać."
Zebrał rzeczy, wciągnął na siebie kurtkę i wyszedł.
 
----------------------------------------------------------
Ciężko mi to przyznać, ale czuję, że nie będę raczej kontynuowała wątku z Chloe. Zbyt trudno przychodzi mi pisanie na jej temat.

7 komentarzy:

  1. Za krótko, za krótko! Czemu robisz to Chloe?! xD Kurczę, współczuję.. anemia sierpowata... I to jeszcze nie można jej wyleczyć.:/ Ucieszyłam się, gdy Chaz tak ochoczo się zgodził na oddanie jej krwi!:) Heh, jakby dzielił się z nią batonem:D To się nazywa miłość... Szkoda, że nie było nic o Elektrze i Mikey'u, ale mam nadzieję, że w następnym rozdziale wystąpią...:) A co do pisania o Chloe, to Twój wybór. Jeśli nie chcesz o niej pisać, to nie pisz, ale ja i tak zawsze będę czytała to co wyszło spod Twojej ręki...*.* Kocham sposób, w jaki dobierasz słowa, świetne po prostu! Ale z drugiej strony mogłabyś mniej o niej pisać, ale jednak pisać, jeśli sprawia Ci to kłopot.:) Btw, czekam na następny! Proszę, dodaj go szybko!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję, że mimo wszystko naskrobiesz jeszcze o Chloe, lubię ją :)
    Biedna dziewczyna... mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały, ale niestety krótki ;c Mam nadzieję, że następny będzie o wiele, wiele dłuższy . :D Szkoda, że nie będziesz kontynuować wątku Chloe, ale nic na siłę, bo wtedy jest tak przesłodzone i smętne ;/ Aczkolwiek w twoim wydaniu na pewno by takie nie było . :D U Ciebie nie ma się do czego przyczepić, wszystko jest perfekcyjnie napisane ;o . Też tak chcę ^^ Nie przynudzam już, tylko życzę weny i pozdrawiam ! Czekam na następny :) ~ChazzyChaz ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku, ja chcę takie troszczącego się Chazza przy swoim boku. trzymałabym go i nie puszczała. co prawda szkoda mi Chloe, ale mimo to bardziej rozpiszę się o Chesterze, bo jest taki kochany. niemal od razu zdecydował się oddać dla niej krew. jejku.
    rozdział faktycznie krótki. nawet za bardzo krótki. chcę dłuższy! i chcę też Mike'a, bo tu mi go trochę zabrakło oprócz jego "Zostań z nią tak długo, jak będzie to konieczne."
    jej, ale Ches jest naprawdę Aniołem *_*
    kto by takiego nie chciał?
    no nic, już Ty dobrze wiesz co ja sądzę o Twoim stylu pisania, więc nie będę tego dodawać i nie będę się powtarzać.
    życzę weny i pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo spodobał mi się wątek z Chloe, polubiłam ją i cieszyłam się, że Chaz kogoś ma. Bardzo dobrze opisałaś pobyt w szpitalu. Przykro mi z powodu jej choroby, ale jednocześnie cieszę się, bo ona bardziej odbuduje więź z Chesterem. Szkoda, że nie będziesz kontynuować, ale dobrze ten wątek zakończyłaś.
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja tam tęsknię za Elektrą i Mike'm :D Nie, żeby Chester i jego dziewczyna byli gorsi... ;) Podobała mi się reakcja Chazza. To było dla niego takie oczywiste, pojechać do szpitala i oddać dla niej krew

    nowy na: road-to-linkoln-park.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. ja również polubiłam Chloe, wydaje się być naprawdę sympatyczna i chyba nawet wolę ją niż Elektrę ;p Chester jest absolutnie cudowny, w ogóle nie wahał się przed oddaniem krwi, to naprawdę urocze :3 mam nadzieję, że nic poważniejszego nie wyniknie z jej choroby i jestem ciekawa, co będzie dalej ;d
    pozdrawiam i życzę duuuuużo weny ; )

    OdpowiedzUsuń