Chester podskakiwał, biegał po scenie i dawał z siebie wszystko, był w swoim żywiole. Odpoczynek dał mu naprawdę dużo. Reszta też nie zawiodła: Mike i pozostali dwoili się i troili, a na ich twarzach wypisana była czysta radość. Kiedy tylko Japończyk wszedł w tłum, zamiast jego głosu z głośników wydobył się śpiew setek osób, które cieszyły się, że mogły współtworzyć występ.
W pewnym momencie Brad pokazał jej na migi, że kompletnie się nie słyszą z odsłuchów z Dave'em, a coś takiego zdarzało się niezwykle rzadko. Gdy zwróciła na to uwagę akustykom, nie mogli uwierzyć w zaistniałą sytuację, natychmiast poprawiając ustawienia.
Zeszli zaraz po Ballad Medley na króciutką, dwu- lub trzyminutową przerwę. Popijając wodę, Chester spytał się jej:
- I jak? Podoba się?
- Jasne, że tak! Czy aby nie za mocno szalejecie? - spojrzała na niego.
W tym samym momencie Mike podszedł do niej, poklepując ją po ramieniu.
- Proszę cię, to jeszcze nic. Jeszcze kilka piosenek i kończymy.
- Nie zdarłem gardła w środku seta, więc to nie jest jeszcze szczyt moich możliwości! - Chester krzyknął do niej, wybiegając na scenę przy akompaniamencie okrzyków, dobiegających spod sceny: "Linkin Park, Linkin Park!!!"
W tym samym czasie technicy przygotowali bębny dla niego i Brada, więc tłum zareagował bardzo entuzjastycznie, wiedząc, że może się spodziewać "When They Come For Me".
- Dzięki, że jesteście tu z nami! - krzyknął do tłumu. Odpowiedziały mu brawa. Gdy stanął za instrumentem, słysząc pierwsze dźwięki, wyciągnął z kieszeni długie drewniane pałeczki. Patrząc na kolegę, zaczął w równym tempie razem z nim uderzać w membranę, którą były pokryte. Za sobą słyszał Roberta, nadającego całości rytm.
Był bardzo skupiony, na jego twarzy malował się wyraz niezwykłego poświęcenia dla tego, co robi. Jeśli fanom sprawiało radość to, czym się zajmował, to on również był szczęśliwy. Dookoła niego byli ludzie, którzy też kochali równie mocno muzykę, którą tworzyli.
Pozostała część występu minęła naprawdę szybko.
- ¡Gracias, Mexico! - krzyknęli chórem ze sceny. Joe złożył ze swojego egzemplarza setlisty zgrabny samolocik i rzucił nim w stronę tłumu, Robert pozbył się kolejnej, albo i dwóch par pałeczek, a Phoenix złapał przygotowaną przez nią wcześniej kamerę i zaczął nagrywać radosną, podskakującą widownię. Kiedy zeszli, jeszcze przez kilka minut słychać było głośne brawa i okrzyki. Było naprawdę późno, elektroniczny zegar na zapleczu wskazywał nieuchronnie zbliżającą się północ.
Kiedy dojechali do hotelu, Mike był z lekka zmęczony. Wziął szybki prysznic, po czym odzyskując nieco zapasów energii, ubrany w kolorową koszulkę i szorty, pachnące proszkiem do prania, poszedł do pokoju, który zajmowała Elektra i zapukał do drzwi.
- Proszę! - usłyszał dość głośną odpowiedź, którą po chwili zagłuszyła hałaśliwie pracująca suszarka do włosów. Kiedy wszedł, zobaczył niewielki rozgardiasz. Obok siedzącej na łóżku leżała duża kosmetyczka w wielkie, biało - czarne grochy na szarym tle, kilka kolorowych bluzek i co najmniej dwie pary legginsów, a oprócz tego jedna lub dwie sukienki. Dosuszyła włosy, złożyła urządzenie do kuferka i zamknęła go, odstawiając na szafkę nocną. Leżące ubrania wrzuciła nieco niedbale do otwartej walizki, położonej na podłodze.
- Naprawdę ci się podobało? - usiadł obok niej. Wbrew jego myślom nie cofnęła się, wyglądało na to, że nie przeszkadzała jej jego bliskość.
- Oczywiście. - popatrzyła na niego. Wcześniej nie mogła przyjrzeć mu się z tak bliska, był naprawdę przystojny, a obejmujące ją ramiona były cudownie rozgrzane... Emanowała od niego siła, zarówno ta fizyczna, jak i duchowa.
Przytulił ją i pocałował. Wstrząsnął nią delikatny dreszcz, gdy poczuła ręce, obejmujące ją w talii w bardzo delikatny sposób i przyciągające ją ku mężczyźnie. Czuła ciepło jego ciała, przenikające przez jej cienką koszulkę nocną. Objęła go w podobny sposób, kładąc jednocześnie głowę na jego ramieniu. Była bardzo szczęśliwa, gdyż czuła, że znalazła kogoś, komu może zaufać i z kim jest jej dobrze. Jego dłoń przesunęła się ku jej plecom, głaszcząc ją po nich.
- Naprawdę cię kocham. - pocałowała go.
- Mogę tu z tobą zostać? - cicho spytał. - Jesteś piękna.
- Chodź.
Michael puścił ją, by mogła ułożyć się na łóżku, a sam położył się z drugiej strony. Leżeli tak, wpatrując się w siebie przez dłuższy czas; ciemnowłosy delikatnie przeczesywał dłonią kosmyki jej włosów, szepcząc cicho słowa piosenek, po czym zasnęli, przytuleni do siebie.
Gdy obudziła się rankiem, miejsce obok niej było puste, a o wcześniejszej obecności Japończyka świadczyła jedynie poduszka ze śladami wgnieceń i odrzucony kant kołdry. Leżała na niej maleńka, złożona karteczka. Gdy usiadła i przetarła oczy, wzięła ją i przeczytała kilka dość szybko nakreślonych słów.
"Dziękuję ci. Spotkamy się później."
Uśmiechnęła się, po czym wstała, wspominając delikatny dotyk mężczyzny. Ubrała się w przywiezioną ze sobą sukienkę w kolorze południowego morza, założyła do tego naszyjnik wykonany ze szkła weneckiego o podobnym odcieniu i w sandałach wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Zeszła po schodach do jadalni, w której widziała siedzących przy stole i zaśmiewających się wszystkich poza Mike'em. Podeszła do bufetu, wzięła tacę i zaczęła przygotowywać dla siebie śniadanie.
Czyjeś ramiona mocno zacisnęły się wokół niej, a ona się uśmiechnęła. Nawet nie musiała odwracać głowy, doskonale wiedziała, kto ją tak mocno, a jednocześnie niezwykle czule przytula.
- Dzień dobry. - pocałował ją na powitanie, po czym nałożył na swój talerz tosty i porcję jajek.
Zapadła cisza.
W jadalni słychać było jedynie ciche oddechy. Gdy podeszli do stołu, pierwszym, co zobaczyła Elektra, były spojrzenia skierowane w ich stronę. Mężczyzna powiedział, siadając przy stole:
W jadalni słychać było jedynie ciche oddechy. Gdy podeszli do stołu, pierwszym, co zobaczyła Elektra, były spojrzenia skierowane w ich stronę. Mężczyzna powiedział, siadając przy stole:
- O czymś nie wiecie...
- Co jest grane? - jego zachowanie zaskoczyło pozostałych. Elektra przysiadła obok niego.
- Jesteśmy... razem... - po raz kolejny tego poranka pocałował dziewczynę.
- Wy? Razem? To niemożliwe! - wybuchnął Joe, wybałuszając oczy.
- Czasami tak jest, że dwoje ludzi czuje, że muszą być ze sobą blisko. Więc tak, jesteśmy razem. - Mike spokojnie tłumaczył ekipie decyzję, podjętą przez niego i ciemnowłosą tej nocy.
- Ktoś tu poskromił naszego diabełka? Może wreszcie spokornieje... - Chester odezwał się do pary nieco sarkastycznym tonem.
- Spokornieje? Przecież on jest grzeczny. - odezwała się, mierzwiąc i tak nieuczesaną czuprynę Japończyka, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
- Diabełkiem to jesteś tutaj momentami ty. - Mike szturchnął przyjaciela łokciem.
- Smacznego wszystkim. - po tych słowach wzięła w dłonie widelec i nóż i zaczęła jeść ciepłe, polane syropem klonowym i stopionym masłem naleśniki. Widziała, że Mike ze smakiem zajada kolejne paski przyrumienionego bekonu, ciesząc się, że dla każdego znalazło się coś smacznego. Pozostała piątka również była zadowolona ze śniadania.
Gdy już skończyli, cały czas siedząc przy stole, Elektra wyciągnęła z kieszeni telefon i uruchomiła aplikację z mapami. Okazało się, że między ich aktualnym miejscem pobytu a Monterrey jest różnica ponad 1000 km.
Mike, zerkający jej przez ramię, był rozbawiony postępowaniem dziewczyny. Popatrzył na nią, kręcąc głową.
- I właśnie dlatego między innymi mamy samolot... Komu chciałoby się tłuc ponad 10 godzin w autobusie? Przerobiliśmy to kilka lat temu i wierz mi, nie jest to najlepsza metoda. - roześmiał się.
- Zadzwonię do ekipy i dowiem się, kiedy przyjadą po nas, a ty spokojnie skończ śniadanie. Będziesz potrzebowała dużo siły. - Joe wstał z krzesła, wziął tacę i odniósł ją, po czym wychodząc, przyłożył telefon do ucha.
- Kiedy zrobimy próbę? - Robert spojrzał na pozostałą szóstkę. - Nie chcę, żeby wyszło na to, że jestem marudny, ale przydałoby się, żebyśmy coś jeszcze przegrali, bo z tym nowym zestawem ciężko mi się współpracuje.
- Na miejscu, ok? Jak najbardziej cię rozumiem, z nowymi gitarami zawsze mam ten sam problem. - Mike odparł, rozsiadając się wygodniej na krześle.
Gdy rozeszli się do pokojów, Elektra zapakowała kosmetyczkę i ostatnie drobiazgi, takie jak komputer. Wiedziała, że powinna się nieco pospieszyć, gdyż zostało jej niewiele czasu do wyjazdu. Poskładała jeszcze raz ubrania, które rozrzuciła nocą. Kończąc pakowanie, zadzwoniła do Mel. Pomimo tak krótkiej rozłąki bardzo brakowało jej obecności ciemnookiej siostry, jej radości i charakteru...
- Cześć, kochana! - odpowiedział jej nieco zmieniony głos.
- Co się dzieje? - zmartwiła się, co było słyszalne w jej sposobie mówienia.
- Boli mnie gardło. Ktoś w samolocie, chyba stewardessa zaraziła mnie czymś.
- A bierzesz chociaż jakieś leki?
- Tak, byłam już u lekarza. Powoli zaczynają działać. A ty, gdzie jesteś, w domu?
- Nie. Już w Meksyku, zaraz wyjeżdżam z hotelu.
- I co, pamiętam, że odgrażałaś mi się, że zamierzasz się opalić, udało ci się?
- Nie... - w głosie Elektry słychać było powątpiewanie. - Mam za dużo pracy.
- A nie mówiłam? - wyśmiała ją. - Dobra, muszę kończyć. Tu jest już dosyć późno, pogadamy następnym razem, ok?
- Jasne, dobranoc!
Schowała telefon i zapięła walizkę, z którą nie męczyła się zbyt długo. Pokrywa zamknęła się bez większych problemów.
W tym samym czasie Michael również się pakował. Miał znacznie więcej rzeczy niż inni, oprócz walizki w pokoju stała jeszcze gitara i mały sampler, który zwykle przypinał do komputera lub klawiszy. Co ciekawsze, należała do Chestera, ale znowu ktoś... tak, chyba jej właściciel; pomylił futerały i spakował instrument nie tam, gdzie powinien. Umieścił urządzenie w skrzynce, bardzo dokładnie pozamykał całość i spiął dodatkowym paskiem.
Gdy postawił rzeczy przed drzwiami, cofnął się i zerknął jeszcze raz na cały pokój, czy aby niczego nie pozostawił.
Wychodząc z pokoju, nie patrzył przed siebie. Z zamyślenia wyrwało go zderzenie z Elektrą, idącą ku schodom ze swoim pakunkiem. Ciemnowłosa straciła równowagę, więc wypuścił czym prędzej z ręki spakowaną gitarę, nie bojąc się o to, że się zniszczy i w ułamku sekundy złapał upadającą, po czym przytrzymał ją w talii i pochylając się nad nią, pocałował dziewczynę.
- Co jest grane? - jego zachowanie zaskoczyło pozostałych. Elektra przysiadła obok niego.
- Jesteśmy... razem... - po raz kolejny tego poranka pocałował dziewczynę.
- Wy? Razem? To niemożliwe! - wybuchnął Joe, wybałuszając oczy.
- Czasami tak jest, że dwoje ludzi czuje, że muszą być ze sobą blisko. Więc tak, jesteśmy razem. - Mike spokojnie tłumaczył ekipie decyzję, podjętą przez niego i ciemnowłosą tej nocy.
- Ktoś tu poskromił naszego diabełka? Może wreszcie spokornieje... - Chester odezwał się do pary nieco sarkastycznym tonem.
- Spokornieje? Przecież on jest grzeczny. - odezwała się, mierzwiąc i tak nieuczesaną czuprynę Japończyka, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
- Diabełkiem to jesteś tutaj momentami ty. - Mike szturchnął przyjaciela łokciem.
- Smacznego wszystkim. - po tych słowach wzięła w dłonie widelec i nóż i zaczęła jeść ciepłe, polane syropem klonowym i stopionym masłem naleśniki. Widziała, że Mike ze smakiem zajada kolejne paski przyrumienionego bekonu, ciesząc się, że dla każdego znalazło się coś smacznego. Pozostała piątka również była zadowolona ze śniadania.
Gdy już skończyli, cały czas siedząc przy stole, Elektra wyciągnęła z kieszeni telefon i uruchomiła aplikację z mapami. Okazało się, że między ich aktualnym miejscem pobytu a Monterrey jest różnica ponad 1000 km.
Mike, zerkający jej przez ramię, był rozbawiony postępowaniem dziewczyny. Popatrzył na nią, kręcąc głową.
- I właśnie dlatego między innymi mamy samolot... Komu chciałoby się tłuc ponad 10 godzin w autobusie? Przerobiliśmy to kilka lat temu i wierz mi, nie jest to najlepsza metoda. - roześmiał się.
- Zadzwonię do ekipy i dowiem się, kiedy przyjadą po nas, a ty spokojnie skończ śniadanie. Będziesz potrzebowała dużo siły. - Joe wstał z krzesła, wziął tacę i odniósł ją, po czym wychodząc, przyłożył telefon do ucha.
- Kiedy zrobimy próbę? - Robert spojrzał na pozostałą szóstkę. - Nie chcę, żeby wyszło na to, że jestem marudny, ale przydałoby się, żebyśmy coś jeszcze przegrali, bo z tym nowym zestawem ciężko mi się współpracuje.
- Na miejscu, ok? Jak najbardziej cię rozumiem, z nowymi gitarami zawsze mam ten sam problem. - Mike odparł, rozsiadając się wygodniej na krześle.
Gdy rozeszli się do pokojów, Elektra zapakowała kosmetyczkę i ostatnie drobiazgi, takie jak komputer. Wiedziała, że powinna się nieco pospieszyć, gdyż zostało jej niewiele czasu do wyjazdu. Poskładała jeszcze raz ubrania, które rozrzuciła nocą. Kończąc pakowanie, zadzwoniła do Mel. Pomimo tak krótkiej rozłąki bardzo brakowało jej obecności ciemnookiej siostry, jej radości i charakteru...
- Cześć, kochana! - odpowiedział jej nieco zmieniony głos.
- Co się dzieje? - zmartwiła się, co było słyszalne w jej sposobie mówienia.
- Boli mnie gardło. Ktoś w samolocie, chyba stewardessa zaraziła mnie czymś.
- A bierzesz chociaż jakieś leki?
- Tak, byłam już u lekarza. Powoli zaczynają działać. A ty, gdzie jesteś, w domu?
- Nie. Już w Meksyku, zaraz wyjeżdżam z hotelu.
- I co, pamiętam, że odgrażałaś mi się, że zamierzasz się opalić, udało ci się?
- Nie... - w głosie Elektry słychać było powątpiewanie. - Mam za dużo pracy.
- A nie mówiłam? - wyśmiała ją. - Dobra, muszę kończyć. Tu jest już dosyć późno, pogadamy następnym razem, ok?
- Jasne, dobranoc!
Schowała telefon i zapięła walizkę, z którą nie męczyła się zbyt długo. Pokrywa zamknęła się bez większych problemów.
W tym samym czasie Michael również się pakował. Miał znacznie więcej rzeczy niż inni, oprócz walizki w pokoju stała jeszcze gitara i mały sampler, który zwykle przypinał do komputera lub klawiszy. Co ciekawsze, należała do Chestera, ale znowu ktoś... tak, chyba jej właściciel; pomylił futerały i spakował instrument nie tam, gdzie powinien. Umieścił urządzenie w skrzynce, bardzo dokładnie pozamykał całość i spiął dodatkowym paskiem.
Gdy postawił rzeczy przed drzwiami, cofnął się i zerknął jeszcze raz na cały pokój, czy aby niczego nie pozostawił.
Wychodząc z pokoju, nie patrzył przed siebie. Z zamyślenia wyrwało go zderzenie z Elektrą, idącą ku schodom ze swoim pakunkiem. Ciemnowłosa straciła równowagę, więc wypuścił czym prędzej z ręki spakowaną gitarę, nie bojąc się o to, że się zniszczy i w ułamku sekundy złapał upadającą, po czym przytrzymał ją w talii i pochylając się nad nią, pocałował dziewczynę.
------------------------------------------
Przyszło mi na myśl, że powinnam chyba wyjaśnić, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Mike zawsze wydawał mi się doskonałym partnerem w relacjach i chyba pasują do siebie z Elektrą... Sądzę, że macie rację.
I jeszcze jedno: gitarze nic się nie stało!
Proszę, odpowiedzcie mi na pytanie z sondy, będę wam dozgonnie wdzięczna!
Ktoś tu w głównej roli obsadził Shinodę :) w końcu nie Chestera !!! :D
OdpowiedzUsuńJak chcesz wbijaj do mnie. Co prawda opowiadań akurat na tym blogu nie piszę i tematyka odbiega od LP (chociaż na bank i tych nie zabraknie) ale myślę, że znalazłabyś coś dla siebie (może) :D
Świetny rozdział, pozytywny i w ogóle ^^ Cieszę się, że Mike i Elektra są ze soba na poważnie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie: lost-in-your-mistakes.blogspot.com
Nowy na: road-to-linkoln-park.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJak się nie podobało, hę? Jak możesz w ogóle tak myśleć?! Nareszcie stało się to, na co tak długo czekałam :D Mam nadzieję, że tajemnicza Elektra, nie przestanie, być tajemnicza i masz dla nasz jeszcze jakiegoś asa w rękawie :)
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że mam! Będzie ciekawie, zobaczysz ;)
UsuńMike♥Elektra...
OdpowiedzUsuńawwwwwww *-* to wszystko ocieka słodyczą. i jeszcze koncert LP tuż tuż przy scenie! dobrodzieje, zabierzcie mnie tam kiedyś no! :D
rozdział boski, jak zwykle przecież! :D
To dobra wiadomość, że gitarze nic nie jest, a jeszcze lepsza, że Mike złapał Elektrę w czas!:D Świetne opowiadanie, jak zawsze. Wspaniale opisujesz różne drobiazgi i to jest najlepsze:) A Mike i Elektra to rzeczywiście dobrany duet! Ucieszyłam się, gdy Shinoda powiedział chłopakom i ich związku. Czekam na następny, szybko, szybko!;)
OdpowiedzUsuńPodobały mi się opisy koncertu. Przypomniały mi, jak cudownie było na OWF. *.* A jeszcze z Twoim lekkim piórem, to już w ogóle się przyjemnie czytało. :3
OdpowiedzUsuńNo i Mike i Elektra - lubię ich razem, naprawdę. Ciekawi mnie jednak co wyniknie z tego związku.
Co do sondy - oczywiście, że będę czytała i mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze!
I teraz ogłosznie - założyłam nowego bloga. Jeżeli masz ochotę, to serdecznie zapraszam, zależałoby mi na Twojej opinii. :3 http://always-and-forever-larry.blogspot.com/
Ładnie opisany koncert, chciałabym tam być. Mike jest taki czuły, miły, idealny... wymarzony materiał na faceta :)
OdpowiedzUsuńCzy Chester jest zazdrosny? O.o I dobrze, że gitarze nic się nie stało :D
Kocham tu Chester'a *.* Kocham jego szaleństwa na scenie, jeny co za diabeł! Mieć kogoś takiego na własność to dopiero wyzwanie!
OdpowiedzUsuńJednak co do Mike i Elektry, to... WOW. Coś czułam, że to nadejdzie, no ale WOW! XD
Jestem ciekawa ich dalszych perypetii, jednak jako wierna Danka Bennody, nadal uważam, że to Mike i Chaz idealnie do siebie pasują :p *.*
Dobra, spadam czytać kolejny rozdział, bo narobiłam sobie tych zaległości.