sobota, 2 marca 2013

12. "Unavoidable needs"

Wracając do domu, zadzwoniła do swojego przyjaciela z liceum, który, jak wiedziała, był lutnikiem, ale zajmował się też gitarami elektrycznymi, a tą należącą do Brada woziła ze sobą przez cały dzień w bagażniku.

 - Cześć, Jason. Z tej strony Elektra.
 - Miło cię słyszeć, co tam?
 - Pamiętasz, że wisisz mi przysługę?
 - Tak. Chcesz ją odzyskać?
 - Owszem. Mam gitarę, której za Chiny ludowe nie jestem w stanie ogarnąć.
 - Zerknę na nią, przywieziesz mi ją do warsztatu?
 - Jasne. Zdążysz do piątku?
 - To zależy...
 - Będzie potrzebna w Meksyku. - ucięła.
 - Żartujesz, prawda? - mężczyzna brzmiał bardzo poważnie.
 - Nie.
 - Dla ciebie wszystko, kochana. 
 - Będę za dziesięć minut.
 - Do zobaczenia!

Odetchnęła z ulgą, rozłączając się. Cieszyła się, że w szkole nawiązała tyle przydatnych kontaktów, dzięki nim była w stanie osiągnąć teraz praktycznie wszystko. Pomimo późnej pory w warsztacie świeciły się jeszcze jasne światła. Wiedziała, że może po prostu wejść do budynku, nawet nie pukając.
 - Cześć. - umięśniony blondyn pocałował ją w oba policzki. - Gdzie ta zabawka? - uśmiechnął się.
 - Tutaj. - podała mu czarny, utwardzony futerał z skórzanym pasem, który mężczyzna od razu ubrał na ramię. - Tylko cię proszę, nie zarwij całej nocy... - poklepała go po ramieniu.
 - Czekałem tylko na ciebie. Zadzwonię, jak już będzie gotowa.
Z poczuciem spełnionego obowiązku wróciła do apartamentu. Korzystając z ciszy i niczym niezmąconego spokoju, zjadła kolację i zadbała o siebie pod prysznicem. Tym razem wybrała "Hawajską Mgiełkę". Część strumieni wody zamieniło się w otulającą wszystko dookoła parę, a pozostałe uderzały o ciało dziewczyny drobnymi kroplami o temperaturze letniego deszczu.

Już miała iść do siebie, gdy usłyszała głośny śmiech. W korytarzu Lucas łaskotał Melanie, wyglądało to jak zabawa dwójki dzieci.
 - Jak tam wystawa?
 - Mam mnóstwo zamówień. Czekają nas miesiące ciężkiej pracy. - przytulił żonę.
 - A Mike?
 - Niedługo po tobie pożegnał się z nami i wyszedł.
 - Naprawdę? - była naprawdę zaskoczona, spodziewała się, że mężczyzna spędzi w galerii znacznie więcej czasu. Rozmowę przerwał alarm, sygnalizujący konieczność wyłączenia piekarnika.
 - To moje. Upiekłam dla ciebie ciasteczka. - Mel poszła do kuchni, a Elektra podążyła za nią jak cień. Z wcześniej związanego koka na jej głowie pozostały jedynie wsunięte między włosy pałeczki.
Wyciągnęła z pieca dwie lub trzy blachy i wyłożyła na stojące na blacie kratki ich zawartość, by słodkości się wystudziły.
 - Pójdę pod prysznic... - minęła siostrę, kierującą się w stronę sypialni.

Elektra była dla Mike'a ogromną zagadką, zarówno jej pochodzenie, które już się wyjaśniło, jak i umiejętności, stopniowo przez niego odkrywane, budziły w nim masę różnych emocji.
"Nie ma takiej możliwości" - chciał wszystko analizować w chłodny sposób, jak zwykle, ale nie przynosiło to większych efektów. - "Ideały na tym świecie zdarzają się... Nie, nie zdarzają się.  Ale jeśli już, to tak rzadko, że nie da się poznać takich osób."
Mężczyzna półleżał na kanapie w swoim mieszkaniu, myśląc nad tym, czy aby nie trafił właśnie na taki ideał w osobie Elektry. Beżowe ściany salonu pokryte były płótnami, zamalowanymi różnymi rodzajami farb, co czyniło z tego pomieszczenia niewielką galerię sztuki. Prace przedstawiały różne postaci, zarówno realne, jak i nie. Przyciemnione światło ujawniało zaledwie kontury przedmiotów znajdujących się w pokoju, więc Japończyk jednym przyciskiem wyłączył wszystkie lampy, przykrył się leżącym w drugim końcu sofy kocem i zasnął.

Lucas rysował coś na tablecie, siedząc na łóżku w apartamencie Elektry. Zależało mu na tym, by uchwycić ulotne chwile z pobytu w Stanach, więc jego palce bardzo szybko śmigały po ekranie. Nie można było skupić na nich wzroku, gdyż co chwilę znajdowały się w innym położeniu. Po chwili pojawiły się na nim delikatne linie, zarysy miasta, widzianego z tarasu apartamentowca w świetle porannego słońca. Na kolejnej miniaturce widać było dwie identycznie ubrane kobiety, siedzące w półmroku. Tak właśnie mężczyzna widział swoją żonę i szwagierkę. Pozostałe dwa obrazki przedstawiały stół kuchenny w różnych perspektywach - łączyło je to, w jaki sposób była ułożona na nim zastawa. "Wyjazd był naprawdę dobrym pomysłem. Nabrałem nowych pomysłów. Nie chcę wracać, ale czekają na mnie sztalugi..." - uśmiechnął się.

Do pokoju weszła Melanie.
 - Kochanie?
 - Tak? - odłożył wyłączone urządzenie na szafkę nocną.
 - To nasza ostatnia noc tutaj. Jutro o tej porze będziemy lecieli do nas. Chodź. - mężczyzna zobaczył swoją żonę ubraną inaczej niż zwykle, w króciutkiej koszulce nocnej na ramiączkach, wykonanej głównie z koronki. Kobieta podeszła z drugiej strony łóżka i zachęcająco odsłoniła kołdrę. Weszli pod nią, a ciemnowłosa przytuliła się do niego. Odpowiedział jej tym samym, nie ignorował jej potrzeb.
 - Wygląda na to, że Elektra już śpi. - szepnęła.
 - Mhm... - wymruczał.
 - Chodź bliżej. - mężczyzna objął ją ramionami. Była taka drobna, idealnie wpasowywała się w jego kształty.
 - Pragnę cię. - westchnął.
 - Nie krępuj się. Ja ciebie też. - pocałowali się namiętnie, po czym zgasło światło.
"To będzie naprawdę piękna noc..." - taka była ostatnia myśl Mel, zanim wtuliła się w oczekującego na nią męża.

Następnego poranka...

Ciemnowłosa wiedziała, że choćby miała pędzić na złamanie karku na lotnisko, nie zdąży pożegnać się z siostrą i jej mężem. Chciała im jakoś podziękować za to, że spędzili z nią tyle czasu, więc przygotowała im paczuszki z prowiantem na drogę. Z autopsji wiedziała, że w terminalu kompletnie nie opłacało się robić zakupów, a linie lotnicze rzadko zapewniały posiłek w czasie wieczornych lotów. Do każdej z torebek włożyła kanapki, soczyste owoce i kilka małych, czekoladowych pralinek.

Zerkając na zegarek zorientowała się, że ma jeszcze czas, by zjeść śniadanie. Wyciągnęła z lodówki jogurt z ziarnami, do którego wrzuciła kawałki pokrojonego jabłka, miło chrupiącego w ustach.
Od jedzenia oderwał ją odgłos, fragment jednej z jej ulubionych piosenek. Dzwonek przychodzącej wiadomości był tak głośny i niósł się echem po całym lofcie, że Elektra złapała urządzenie, wyłączając pospiesznie wszystkie dźwięki. Miała nadzieję, że nie obudził on śpiących. SMS, który dostała, nie był od nikogo innego, jak tylko Jasona.
"Gitara już gra. Przywiozę ci ją o 8.00 do domu."

W oczekiwaniu na kumpla włączyła tablet. Spodziewała się zwykłego tła ze słoneczną, piaszczystą plażą, ale zobaczyła zupełnie inny szkic: bukiet kwiatów z sygnaturą Lucasa w rogu. "Przepiękne... Skąd wiedział?" 
Włączyła przeglądarkę i przejrzała najważniejsze wiadomości. Przełączyła po pewnym czasie urządzenie na coś, co można byłoby nazwać multimedialnym zapleczem zespołu i zaskoczyła ją kolejna zmiana: pomiędzy zdjęciami całej załogi pojawiła się też jej uśmiechnięta fotografia. Pukanie do drzwi skierowało jej uwagę na wejście. Podeszła i otworzyła je, gdyż wiedziała, że to lutnik.

 - Gratuluję! - przytulił ją na powitanie.
 - Czego? - spojrzała na niego wielkimi oczyma.
 - Cały lokalny świat muzyki aż huczy. Manager...
 - O Boże. - uderzyła się dłonią w czoło. - Przecież to drobiazg.
 - Drobiazg?!? Czyś ty do reszty oszalała?
 - Nie? - przygryzła wargę.
 - OK, wiem, tak jak w liceum nadal nie doceniasz własnych osiągnięć, ale miara się przebrała. Pracujesz z jedną z najpopularniejszych ekip w regionie, jeśli nie w całym kraju! - podał jej futerał, trzymany w ręku.
 - No dobrze... - zaczerwieniła się. - Jeszcze raz ci dziękuję, ale musimy niestety kończyć, bo inaczej spóźnię się do pracy. A następnym razem nie wiem, co ci zrobię, pewnie nie spałeś!
 - Przestań... Spałem. Trzy czy cztery godziny, ale jednak spałem. Też muszę wracać, mam sporo zleceń...
 - Jasne. Cześć! - zamknęła za mężczyzną drzwi i oparła na chwilę instrument o ścianę, po czym zabrała z kuchni tablet i torbę. Podniosła futerał: Brad był od niej wyższy i miał dłuższe ręce, przez co opakowanie i jego zawartość były nieproporcjonalne wielkością.

W gabinecie czekała na nią czarna teczka, wypełniona dokumentami dotyczącymi koncertów: było w niej wszystko: od spisu instrumentów i sprzętu do zabrania, potwierdzenie przelotów i bilety na samolot, kontakty i wszystkie adresy... Na wierzchu leżała kartka specjalnie dla niej z informacją, co powinna ze sobą zabrać. Część rzeczy była zupełnie oczywista: filtr przeciwsłoneczny, ubrania, kosmetyki; ale też identyfikator, telefon, tablet lub laptop, kopie dokumentów i mnóstwo innych rzeczy, dosłownie pół biura...
"Dobrze, że tym razem nie obowiązuje ograniczenie na wagę bagażu. Wszystkie rzeczy razem mają spore gabaryty..."
Z drugiej strony wydrukowany był plan zajęć dla wszystkich. Przejrzała go, po czym okazało się, że nie będzie miała wiele wolnego czasu. Organizacyjnie wszystko było do zniesienia, wystarczyło tylko uporządkować całość. Zapoznając się z treścią wszystkich dokumentów zorientowała się, że ktoś - "Adam?" - przeszło jej przez myśl - przygotował identyczne pakiety dla całego zespołu. Intencją Ruehmera było najwyraźniej pomóc jej w organizacji pierwszego, tak ważnego dla niej wyjazdu.
Spojrzała na monitor: migało na nim okienko alarmu. Pogrubiona czcionka przypominała o kolejnym zebraniu.
Jednym zamaszystym ruchem zebrała ze stołu wszystkie papiery, włożyła je do teczki, w wolną rękę wzięła gitarę Brada i szybkim krokiem skierowała się do pokoju spotkań.

Była pierwsza, więc usiadła tak, by widzieć wszystkich i jednocześnie w taki sposób, by nie dało się jej ominąć. Każdy wchodzący otrzymywał swój pakiet ze wszystkimi danymi.
 - Wszystko załatwione, tak?
 - Jak najbardziej.  - pokiwała głową. - Jakieś pytania?
 - Ja mam jedno. - usłyszała głos kogoś, kogo nie spodziewałaby się usłyszeć, czyli Joe'go. - Kto wpadł na pomysł tych rogalików? Były przepyszne, moglibyśmy je zamawiać częściej...
 - Ja, a tak właściwie moja siostra. Zresztą były domowej roboty, więc cieszę się, że ci smakowały. Brad?
 - Tak? - gitarzysta momentalnie oderwał się od czytania.
 - Twoje maleństwo już działa jak należy. Trzymaj. - podała mu nad stołem futerał.
 - Naprawiasz też gitary? - Japończyk wtrącił się do rozmowy. Miał naprawdę zaskoczony wyraz twarzy.
 - Nie... - uśmiechnęła się. - Sprzętem Brada zajął się mój przyjaciel, który jest lutnikiem.
 Po chwili wszystkie głowy odwróciły się w stronę grającego, Gitara, która dla Elektry była zdecydowanie za duża, w rękach bruneta była idealna rozmiarami.
"Tu chyba w każdym pomieszczeniu jest wzmacniacz... Nic w tym dziwnego..."
 Dźwięk, który wydobył się z głośnika, był tak czysty, że po chwili wszyscy wyglądali podobnie jak zdziwiony Mike.
 - Brzmi idealnie! Jak nowiutka!
 - Cieszę się.
 - Twój przyjaciel mógłby zostać moim technicznym, co tak właściwie on z nią zrobił?
 - Wspominał, że wymienił komplet strun, bo wszystkie były prawie że zdarte. Poza tym mówił, że ją poprawnie nastroił, bo była przestrojona do reszty.
 - Podziękuj mu ode mnie. Pozwolisz? - podniósł się z krzesła, podszedł do niej i ją przytulił.
 - Ekipo, mam pewną propozycję. - Chester podniósł rękę, zgłaszając się, jak za starych, szkolnych czasów. - Może gdzieś razem byśmy wyszli wieczorem?
 - Jutro wyjeżdżamy. Trzeba się jeszcze spakować i ogarnąć. - Phoenix brzmiał bardzo racjonalnie.
 - OK, to chyba wszystko? - Mike się uśmiechnął. - Aha, zapomniałbym: tym razem Adam zostaje.
 - Co? - Elektra spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Jak mam sama dać sobie radę?
 - Nie sama, reszta ekipy na pewno ci pomoże. - spojrzał na nią uspokajająco.
 - Cudownie, po prostu genialnie. Świetnie. - ostatnie słowo zabrzmiało bardzo sarkastycznie.
 - Może więcej radości? Nic nie słyszę... - ciemnowłosy wyszczerzył się i przybliżył rękę do ucha w geście niedosłyszenia.
 - Jej! - rozłożyła szeroko ręce, uśmiechając się w przekoloryzowany sposób.

------------------------------------------------------
Hmmm... 
Po tym, gdy przeczytałam wszystkie komentarze do poprzedniego rozdziału, uznałam, że chyba jestem Wam winna wyjaśnienia. Nie sądziłam, że tak to odbierzecie; przyznaję, scena w galerii była mocno skomplikowana, ale wynika to z faktu, że chciałam jakoś zamknąć zagmatwany wątek o pochodzeniu Elektry. I z jeszcze jednego powodu: inspiracja pojawiła się po jednej z prób zespołu teatralnego, a jak to w teatrze bywa, trzeba umieć czasem zagrać więcej, niż wyłącznie własną rolę :)

W tym momencie żegnam się na jakiś czas z Mel i Lucasem, obiecuję, że jeszcze wrócą, ale w nieco innej odsłonie, jakiej, tego nie zdradzę :)
Mogę Wam obiecać ciekawy zwrot akcji, którego raczej się nie spodziewacie. Wpadłam na ten pomysł w bardzo ciekawych okolicznościach...

7 komentarzy:

  1. Rozdział fajny. Sorki, ale Elektra jest ideałem Mike' a xD I on nie powinien się nad tym tak zastanawiać. Mnie astanawia ten twój "ciekawy zwrot akcji ". Czekam na więcej, życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ojejuściuu, jak napisałaś o tym zwrocie akcji, to teraz nie myślę o niczym innym, tylko o tym :33
    a rozdzialik jak zwykle - świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nowy u mnie! ;D
    http://love-heals-all-wounds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już wczoraj, ale Ninde jest za leniwa na dodawanie komentarzy XD Jaram się tym, jak bardzo Mike chce rozgryźć Elektrę i na siłę szuka w niej jakiś niedoskonałości, by udowodnić sobie, że wcale nie jest idealna ;)Rozumiem, że Elektra jest wysłana na trasę jako jeden z dwóch managerów na próbę, tak? Ach... Mike, Mike :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, Elektra jest cudowna! potrafi wszystko, wie wszystko! ideał po prostu! Mike, nad czym Ty się jeszcze zastanawiasz?

    I baardzo polubiłam Lucasa, mam nadzieję, że szybko wróci :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zwykle ciekawy, chociaż zaś było w nim nieco mniej chłopaków. Ale nie narzekam, żeby nie było!
    Zaradna kobieta z Elektry, nawet gitary naprawi - znaczy nie osobiście, ale dobrze wykorzystuje znajomości.
    Joe o jedzeniu, jak zwykle. Brad wypatrzony w gitarę, Chesterowi tylko wypady w głowie, no a Mike... To Mike. Ostatnia scena cudna, moja ulubiona z całego rozdziału - zdecydowanie.
    Shinoda nie ma się nad czym zastanawiać, niech bierze się do roboty, zanim będzie za późno!
    Szkoda, że Lucas i Mel już znikają, no ale jeśli będzie więcej Linków, to nie narzekam.
    Co mogę jeszcze powiedzieć? Czekam na ten zapowiadany zwrot akcji i kolejny rozdział : d
    Pozdrawiam i jak zwykle życzę weny : 3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa jestem co masz na myśli przez zwrot akcji, bo póki co wszystko spokojnie się toczy. Rozdział jak zawsze dobrze napisany. :) Przepraszam, że dopiero, ale ostatnio jestem zawalona. Od razu mówię, gdybyś dodała coś w przyszłym tygodniu, że nie będę mogła przeczytać i skomentować aż do soboty kolejnej a może później. Ale zaległości nadrobię na pewno. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń