- Nie! - obudził się zlany potem, podrywając z pozycji leżącej i jęcząc. Leżący obok niego ciemnowłosy mężczyzna patrzył na niego zmartwiony, widząc, jak bardzo cierpi. Podniósł się nieco na poduszkach, kładąc dłoń na ramieniu siedzącego. Cyfry, wyświetlane przez mały elektroniczny budzik były poza tarczą księżyca jedynym źródłem światła w ciemnym pokoju, w którym się znajdowali. Była trzecia w nocy, więc ciemnowłosy pogładził go po ramieniu, czując, jak drży i pozwolił mu bezsilnie osunąć się w dół. - Ciii... - wyszeptał. - Spokojnie. - jego ton głosu działał jak hipnoza. - To już się skończyło; to tylko sen, tylko zły sen... - próbował go uspokoić jak matka dziecko, któremu przyśnił się koszmar.
Rzeczywiście, "to" było koszmarem; co gorsza nie sennym, lecz na jawie, zarówno dla jednego, jak i drugiego. Czas, który do tej pory zdawał się być czymś nieważnym, płynnym, zmiennym, nabrał zupełnie innego znaczenia, stał się czymś cenniejszym niż złoto. Wszystko stało się za przyczyną czegoś, jak miał nadzieję Mike, co nie miało powrócić nigdy więcej. Niestety stało się zupełnie inaczej, niż życzyliby sobie oboje; wróciło, w dodatku ze zdwojoną siłą. Wspomnienia upomniały się o swoją ofiarę, siejąc zniszczenie w jego umyśle i życiu. Było czymś strasznym patrzeć na to, jak blondyn powoli oddala się od wszystkiego, co go otaczało: zespołu, przyjaciół, muzyki, a nawet niego samego.
Ten kataklizm był na początku niewidoczny, ale gdy runął, dał mu tylko siłę na to, by w desperacji resztkami siły i woli poprosił o pomoc. Był sam, raniąc się od wewnątrz, ale nie samotny i tylko to stało się dla niego ratunkiem.
I jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz, rzeczywisty dowód jego cierpienia: zeszyt z tekstami. Między stronami z poszczególnymi piosenkami zapisane było drobnymi literami wiele gorzkich słów. Były one skierowane w całej swojej okazałości do niezbyt konkretnego odbiorcy, jakby były to długie monologi do kogoś, znajdującego się dalej, niż dałoby się sięgnąć wzrokiem i myślami.
Właśnie one otworzyły wszystkim oczy na to, czego potrzebował... Z jednej strony pobyt w ośrodku stał się jego lekiem, ale z drugiej... Nadal bał się, że "ten drugi" Chester znów przejmie nad nim kontrolę, tak, jak stało się tym razem.
Przez kilka nocy od jego powrotu Mike'owi zdarzało się bardzo płytko spać - gdy Chester, śpiący obok niego, zaczynał walczyć ze swoją podświadomością, budził się, patrząc, jak kręci się na swojej połowie łóżka, mamrocząc: "Zostaw mnie! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!"
- Dasz radę jeszcze zasnąć? - spytał cicho, patrząc na niego.
- Spróbuję. - odpowiedział, wbijając wzrok w sufit.
Wiedząc, że do kolejnego pracowitego poranka pozostało im zaledwie kilka godzin, a jego zapewnienie mogło nie być do końca szczere, więc przysunął się do niego i przytulił go, silnie obejmując ramieniem. To zawsze działało tak samo, więc dopełniając tradycji, pocałował blondyna. W uścisku czuł, jak jego serce biło w równym tempie mocnymi uderzeniami.
Zamykając oczy, poczuł, że przyjaciel zaakceptował jego ruch, odpowiadając mu pocałunkiem, przepełnionym nadzieją. Westchnął, wpatrując się w niego: coś zmieniło się w jego twarzy, spojrzeniu; dawniej o wiele łatwiej było go zaniepokoić, a teraz...
Prawie pół roku, które spędził na drugim końcu kraju, dało Chesterowi naprawdę wymierne efekty. "Dobrze postąpił, zawożąc mnie tam. Podjął naprawdę dobrą decyzję, gdyby nie on, prawdopodobnie nie istniałbym już na tym świecie..."
Pomoc, którą otrzymał w ośrodku, pozwoliła mu uświadomić sobie, że nie musi się już bać i potrafi zachować kontrolę nad wszystkim. Początkowo jednak miał wiele problemów z przyzwyczajeniem się do nowej, obcej rzeczywistości, nocnej samotności, ciszy, panującej dookoła niego... Wszystko docierało do niego jak zza gęstej mgły i jej oparów, było zbyt niewyraźne, by dało się to ujrzeć własnymi oczyma i obiektywnie ocenić. Z każdym kolejnym tygodniem metodą małych kroków powoli dochodził do siebie, a dzięki terapeutom, przed którymi bronił się otworzyć, dowiedział się wielu przydatnych rzeczy o sobie samym. To było niesamowite: po każdej kolejnej sesji odzyskiwał kawałki własnej, niczym nieskażonej osobowości sprzed miesięcy. Gdyby spróbować przyrównać do czegoś to uczucie, to tak, jakby ktoś zgasił zupełnie wszystkie światła, a potem zapalał pojedyncze, maleńkie żarówki, przywracając rzeczywistość.
Najgorzej było po pierwszym miesiącu... Tęsknota za Mike'em tak porażała, że pragnął momentami zaprzestać życia. "Nie było już ważne, czy podejmowałem słuszną decyzję, nie interesowało mnie też to, co będzie dalej, po drugiej stronie. W ostateczności człowiek nie potrzebuje przecież tej wiedzy, prawda?"
- Idź spać. - mruknął. - Ja też zaraz zasnę, obiecuję. - przykrył Mike'a kołdrą po same ramiona, po czym sam również się położył, ocierając dłonią czoło z drobnych, lśniących kropelek potu. Po kilku minutach, słysząc cichy, spokojny oddech śpiącego Japończyka, wrócił do swoich rozmyślań.
"Sądziłem, że celowo mnie zatrzymują, nawet pomimo tego, że dałbym sobie radę sam. Może i mój bunt powiódłby się, gdyby nie to, że wyraziłem go zbyt gwałtownie... Do czego tak właściwie dążyłem? Nie wiem." - z taką myślą obrócił się na bok i zamknął oczy.
* * *
- Myślisz, że jesteś w stanie coś ze mną zrobić?- Nie boję się ciebie, jesteś tylko głosem, nie pokonasz mnie!
- Mylisz się. Jestem w stanie zrobić wszystko, tak jak teraz.
- Nie!
- A właśnie, że tak... - cichy głos pogrywał sobie z myślami Chestera. Był jak cień, poruszający się za każdą z nich.
- Potrafię z tobą wygrać.
- Poddaj się.
- Nie zamierzam.
- Powtarzam ci, poddaj się. - natarczywym tonem usiłował na niego wpłynąć.
- Ucisz się! - krzyknął.
W tej chwili do pokoju wszedł jego terapeuta, przerywając to, co działo się w jego umyśle. Obecność "tego drugiego" stała się ledwie muśnięciem, prawie niewyczuwalnym, ale nadal była bolesna.
- Chester? - odezwał się cicho, siadając obok niego.
- Znowu... - jęknął. - On wraca!
- To nie jest proste, wiem, ale musisz nauczyć się mu przeciwstawiać.
- Rozumiem, ale jak? - jego spojrzenie przepełnione było goryczą.
- Zamknij oczy, proszę. - posłuchał polecenia, wiedząc, że może ufać terapeucie. - Wsłuchaj się w to, co teraz powiem: masz nad nim przez cały czas władzę, jesteś silny, tylko musisz w to uwierzyć. Oddychaj głęboko. Bardzo dobrze, właśnie tak. Z każdym kolejnym wydechem wyobraź sobie, że go odpychasz od siebie coraz dalej, jak wiatr, wywiewający liście.
W tym momencie przypomniał sobie jedno z najcenniejszych wspomnień, spacery brzegiem oceanu z Mike'em, dotyk stóp o ciepły, miękki piasek, krzyk mew, latających nad nimi...
Gdy już w pełni świadomie otworzył oczy, ujrzał uśmiech na twarzy mężczyzny, siedzącego obok niego.
- Widzisz?
- Tak. Potrafię z nim wygrać. - przyznał pewnie po raz pierwszy od wielu dni.
* * *
Niektóre wspomnienia były lepsze, inne natomiast gorsze. Co prawda ich znaczna część była wybrakowana, ale była to jedna z wad retrospekcji, możliwe, że mózg je zarejestrował, ale bez udziału świadomości.
Czasami zastanawiał się, jak to wszystko mogło wyglądać z boku, gdyż oczami obserwatora musiało być inne.
Mijały kolejne dni, spędzane wspólnie na tym wszystkim, co sprawiało mu największą radość; Mike pragnął, by Chester zaaklimatyzował się z powrotem w domu, prawdziwym domu. O dziwo, sądził, że jego przyjaciel nie będzie się w stanie przemóc i opowiedzieć o swoich przeżyciach, ale siedząc przy kolejnym tego dnia kubku kawy usłyszał kolejną część historii.
- Wiesz, chciałem stamtąd uciec, kusiło mnie, by udowodnić wreszcie wszystkim, że nic nie jest w stanie mnie pokonać.
- Byłeś tego pewien, tak?
- Brzmiało to obiecująco, wolność. Jedno słowo, a ile znaczyło... - urwał, przymykając oczy. Na twarzy miał wyraz rozmarzenia. - Chciałem zachować choćby pozorną władzę, ale...
- Przecież... Gdy rozmawialiśmy, wszystko wydawało się dążyć ku lepszemu.
- Nie udało mi się. Zatrzymywali mnie tam na siłę. Może spróbuję to opisać: zwierzę w klatce nie ma jak się bronić, ale może podrapać przez pręty, a nawet ugryźć, jeśli ktoś nieproszony wpycha mu do niej ręce. - cicho opowiedział.
- Może... Właśnie wyobraziłem sobie tygrysa, nie mam pojęcia, czemu.
- Zwierzę jak każde inne, tylko jest jedna różnica: najczęściej ląduje za kratami.
Mike w odpowiedzi lekko się uśmiechnął. Wizja, która stanęła mu przed oczyma, była nadzwyczaj realna... Głęboko westchnął, próbując odgonić od siebie nieco perwersyjną myśl, którą zdecydowanie wolał pozostawić na wieczór. Ekscytacja, którą odczuwał, nie była jedyną emocją, która z niego wypływała. Teraz, gdy nauczył się już rozumieć i akceptować to, w jaki sposób postrzegają oboje świat, wszystko stało się jaśniejsze.
Chester zbliżył się do ciemnowłosego, całując go, ale jednocześnie odgarniając mu z grzywki dłuższy, nieco niesforny kosmyk i wsuwając go za ucho Japończyka. Bardzo spodobał mu się pomysł, że Mikey zaczął zapuszczać włosy, ale nadal nie był zbyt przekonany co do tego, jakoby i jemu również było lepiej w dłuższych... Zaryzykował, nie przycinając ich po powrocie, ale wszyscy powtarzali mu, że teraz stał się radośniejszy.
- Nie będę cię zmuszał, nie musisz mi opowiadać wszystkiego. - odezwał się cicho, patrząc na zamyślonego przyjaciela. Nie czuł się dobrze, chcąc wymusić na nim zwierzenia.
- Spokojnie, zaakceptowałem to wszystko już kilka tygodni temu, gdy przygotowywałem się do powrotu. - Mike spojrzał na niego z zaskoczeniem, szeroko otwierając oczy.
- Nigdy nie mówiłeś o tym tak swobodnie, to wszystko... - uśmiech na jego twarzy mówił wszystko.
- Przypomniało mi się coś; mogę powiedzieć, jeśli nadal chcesz mnie słuchać.
- Mów, przecież wiesz, że zawsze możesz się do mnie zwrócić.
- Na dzień przed wyjazdem mój terapeuta powiedział coś, czego nie zapomnę chyba nigdy. - lekko odchrząknął. - W życiu najważniejsze jest to, by pozostać sobą, bo tylko tak można odnaleźć siebie.
- Wygląda na to, że miał rację. - objął go, przytulając do siebie.
------------------------------------------------------------
Pewnie jesteście zdziwieni, dlaczego nie ma nowego rozdziału... Co prawda jest już gotowy, ale postanowiłam, że tym razem pokażę Wam oneshota, którego napisałam kilka dni temu, inspirując się inną opowieścią, jej autorka na pewno wie, o czym mówię :)
Dzięki, Devonne, to specjalnie dla Ciebie, z dedykacją dla "nienasyconego elementu Bennodowego" ;)
Czasami zastanawiał się, jak to wszystko mogło wyglądać z boku, gdyż oczami obserwatora musiało być inne.
Mijały kolejne dni, spędzane wspólnie na tym wszystkim, co sprawiało mu największą radość; Mike pragnął, by Chester zaaklimatyzował się z powrotem w domu, prawdziwym domu. O dziwo, sądził, że jego przyjaciel nie będzie się w stanie przemóc i opowiedzieć o swoich przeżyciach, ale siedząc przy kolejnym tego dnia kubku kawy usłyszał kolejną część historii.
- Wiesz, chciałem stamtąd uciec, kusiło mnie, by udowodnić wreszcie wszystkim, że nic nie jest w stanie mnie pokonać.
- Byłeś tego pewien, tak?
- Brzmiało to obiecująco, wolność. Jedno słowo, a ile znaczyło... - urwał, przymykając oczy. Na twarzy miał wyraz rozmarzenia. - Chciałem zachować choćby pozorną władzę, ale...
- Przecież... Gdy rozmawialiśmy, wszystko wydawało się dążyć ku lepszemu.
- Nie udało mi się. Zatrzymywali mnie tam na siłę. Może spróbuję to opisać: zwierzę w klatce nie ma jak się bronić, ale może podrapać przez pręty, a nawet ugryźć, jeśli ktoś nieproszony wpycha mu do niej ręce. - cicho opowiedział.
- Może... Właśnie wyobraziłem sobie tygrysa, nie mam pojęcia, czemu.
- Zwierzę jak każde inne, tylko jest jedna różnica: najczęściej ląduje za kratami.
Mike w odpowiedzi lekko się uśmiechnął. Wizja, która stanęła mu przed oczyma, była nadzwyczaj realna... Głęboko westchnął, próbując odgonić od siebie nieco perwersyjną myśl, którą zdecydowanie wolał pozostawić na wieczór. Ekscytacja, którą odczuwał, nie była jedyną emocją, która z niego wypływała. Teraz, gdy nauczył się już rozumieć i akceptować to, w jaki sposób postrzegają oboje świat, wszystko stało się jaśniejsze.
Chester zbliżył się do ciemnowłosego, całując go, ale jednocześnie odgarniając mu z grzywki dłuższy, nieco niesforny kosmyk i wsuwając go za ucho Japończyka. Bardzo spodobał mu się pomysł, że Mikey zaczął zapuszczać włosy, ale nadal nie był zbyt przekonany co do tego, jakoby i jemu również było lepiej w dłuższych... Zaryzykował, nie przycinając ich po powrocie, ale wszyscy powtarzali mu, że teraz stał się radośniejszy.
- Nie będę cię zmuszał, nie musisz mi opowiadać wszystkiego. - odezwał się cicho, patrząc na zamyślonego przyjaciela. Nie czuł się dobrze, chcąc wymusić na nim zwierzenia.
- Spokojnie, zaakceptowałem to wszystko już kilka tygodni temu, gdy przygotowywałem się do powrotu. - Mike spojrzał na niego z zaskoczeniem, szeroko otwierając oczy.
- Nigdy nie mówiłeś o tym tak swobodnie, to wszystko... - uśmiech na jego twarzy mówił wszystko.
- Przypomniało mi się coś; mogę powiedzieć, jeśli nadal chcesz mnie słuchać.
- Mów, przecież wiesz, że zawsze możesz się do mnie zwrócić.
- Na dzień przed wyjazdem mój terapeuta powiedział coś, czego nie zapomnę chyba nigdy. - lekko odchrząknął. - W życiu najważniejsze jest to, by pozostać sobą, bo tylko tak można odnaleźć siebie.
- Wygląda na to, że miał rację. - objął go, przytulając do siebie.
------------------------------------------------------------
Pewnie jesteście zdziwieni, dlaczego nie ma nowego rozdziału... Co prawda jest już gotowy, ale postanowiłam, że tym razem pokażę Wam oneshota, którego napisałam kilka dni temu, inspirując się inną opowieścią, jej autorka na pewno wie, o czym mówię :)
Dzięki, Devonne, to specjalnie dla Ciebie, z dedykacją dla "nienasyconego elementu Bennodowego" ;)
Takie troszkę zagmatwane, ale to Bennoda, więc narzekać nie będę :P Osobiście bardziej czekam na kolejny rozdział Elektra's story :)
OdpowiedzUsuńostatnio coraz częściej czytam Bennody, i coraz bardziej je lubię *-*
OdpowiedzUsuńCzy Benningtona ma schizofrenię?
PS. zapraszam na coś nowego www.chesterjaireszta.blox.pl
aha, i w skrzynce czeka na Ciebie mail, przepraszam, że tak długo :)
A ja taka głupia tytułu nie przeczytałam i w trakcie: "Od kiedy ona pisze o Bennodzie?!" xD Wiem, jestem głupia. Nie lubię za bardzo Bennod, dlatego czekam na nowy rozdział z Elektrą. Ale ten Oneshot też mi się podoba.
OdpowiedzUsuńZapraszam na XV: lost-in-your-mistakes.blogspot.com
No, troszkę zagmatwane, momentami nie mogłam się odnaleźć, ale mimo wszystko kocham Twój styl pisania i po ogarnięciu całości naprawdę mi się podobało. Tak w ogóle powiem Ci, że mi na przykład bardziej podobają się takie oneshoty w Twoim wykonaniu, niż Elektra's Story. I nie chodzi o to, że bennoda, ale nie wiem, jakoś bardziej to do mnie trafia. Wolę takie refleksyjne fragmenty i jakoś to, co tutaj napisałaś, zdecydowanie podchodzi pod mój gust. :) Mam więc nadzieję, że będzie tego więcej!
OdpowiedzUsuńDobrze, zacznę od podziękowania za dedykację, bo po prostu oszalałam, jak się dowiedziałam, że to dla mnie i że byłam inspiracją. Tym bardziej, że ja lubię takie pokręcone, skomplikowane teksty. No i oczywiście kocham Bennody, więc wszystko świetnie się dopełniło. Ach, no i ten "nienasycony element Bennodowy" - tak to ja ;d
OdpowiedzUsuńJednak co do samego shot'a - którego wielbię, bo przecież mówiłam, że lubię takie teksty - to napisany jest na prawdę świetnie, jak dla mnie to nawet i wręcz genialnie. Dobór słów świetny, atmosfera była naprawdę wyczuwalna.
Co do zagmatwania, to ja kocham wszystko co zagmatwane, bo potem daje mi to do myślenia i dzięki temu tekst na dłużej pozostaje w mojej głowie, zostawiając po sobie ślad. Ten oto oneshot zapewne zostawi.
Chester posiadający alterego - jeśli tak mogę to nazwać - to zupełnie coś nowego i ciekawego.
Moja ulubiona część "opowiadania"?
Zdecydowanie drobna walka Chester'a z "drugim" Chazz'em.
Coś mnie w tym urzekło, chociaż nie wiem czy te słowa to dobre określenie.
Po prostu... Hm, ciężko to wytłumaczyć. Lubię właśnie takiego typu teksty - mówię to już po raz trzeci - i może właśnie dlatego ten fragment, bo ujawniał on całą prawdę i "chorobę" Chazza.
No i oczywiście wątek Bennodowy, bo jakże by inaczej!
Ale wiadomo, że Bennington + Shinoda zawsze i wszędzie.
Podsumowując; tekst faktycznie zagmatowany, ale mi się to podoba, bo pasuje atmosferą do tematu, czyli tego małego chaosu w życiu Chester'a i Mike'a. Tekst owiany był czymś na prawdę fajnym, intrygującym wręcz.
No i przecież wiesz jak ja kocham Bennody - mówię to chyba po raz drugi, jak nie trzeci. Powtarzam się. Ale to przez ten tekst, bo na prawdę mi się spodobał! Będę musiała namówić Cię na więcej tego typu tekstów no i więcej Bennod! Ojj, tak!
A więc; krótko i na temat. Mi się podobało i już. Genialne.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za dedykację.
No i czekam na rozdział :3
zapraszam na kolejny one-shot www.chesterjaireszta.blox.pl :)
OdpowiedzUsuńohoh :3 mimo, że nie lubię Bennody, to te uczucia, ten sen, to opisanie tego było magiczne :OO
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowy! http://love-heals-all-wounds.blogspot.com/
Zapraszam do mnie na nowy XVI rozdział: lost-in-your-mistakes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJeej, świetny shot. Sama przyznam, że można było się pogubić, ale bardzo mi się spodobał. Ogólnie ją kocham Bennode, tak samo jak Dev jestem wiecznie nienasycona :d. Czekam na więcej takich shotów. Buuziaki :*
OdpowiedzUsuńA i jeszcze jedno, masz twittera?:D
Nie. I raczej nie zamierzam założyć go w najbliższym czasie...
UsuńPewnie się zdziwisz, widząc tutaj mój komentarz, a może nawet już o mnie nie pamiętasz. ;p (Naprawdę przepraszam, że tak wyszło, ale nie będę Ci podawać jakichś głupich wyjaśnień, bo naprawdę są po prostu głupie...)
OdpowiedzUsuńPowyżej kilka osób wspomniało, że shot był nieco pogmatwany i powiem Ci szczerze, że musiałam się nieco skupić, żeby to przeczytać, ale to wcale nie jest źle! Moim zdaniem, musisz być naprawdę inteligentna, żeby napisać coś tak skomplikowanego (oczywiście w pozytywny sposób! - wybacz, nie mogłam znaleźć innego słowa). Chciałam napisać, że jestem pozytywnie zaskoczona, ale jednak nie mogę tego powiedzieć, ponieważ historia o Elektrze też była utrzymana w podobnym nastroju (? - znów nie mogłam dobrać słowa...). Podoba mi się Twój styl pisania i chociaż jest to najbardziej banalny komplement, jaki się tutaj zdarza, to naprawdę tak jest.
A tymczasem zabieram się za Twojego drugiego shota i nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że są tak samo dobre jak shot powyżej. :)