Sądzę, że nie podejrzewał mnie o to, co wymyśliłem.
Gdy wszedł do mojego domu, zobaczyłem na jego twarzy rumieniec, wywołany roznoszącym się w powietrzu zapachem olejków: drzewa sandałowego i ylang - ylang. Trzeba przyznać, że woń zniewalała już nawet mnie, nie dało się tego ukryć. Znałem jej właściwości: ta mieszanka była bardzo silnym afrodyzjakiem... Zastanawiałem się tylko, czy aby nie przesadziłem...
To nie było wszystko: całą kolację spędziliśmy, siedząc jak najbliżej się dało, zajadając się przygotowanym przeze mnie łososiem w migdałach (tak, lubiłem czasami pobawić się w kucharza), popijając szampana, rozmawiając cicho o wszystkim, co się zdarzyło, opowiadając sobie o ostatnim miesiącu... W końcu nawet deser nie był w stanie spowolnić upływu czasu, zatrzymać naszych potrzeb i nie mogliśmy znieść głodu miłości, który nami pomiatał.
Zaczęliśmy bardzo niewinnie, acz nienaturalnie wolno, jak na moje standardy zbyt wolno, gdyż oczekiwałem znacznie więcej. Właśnie dla takich dni zostałem stworzony... Nasze pieszczoty nabierały mocy, każdy kolejny pocałunek, dotknięcie lub choćby muśnięcie skóry o skórę zasilały ogień pożądania, jaki w nas płonął. W sypialni staliśmy zaledwie centymetry od siebie, nic dookoła nie miało znaczenia, byliśmy tylko my i nasz związek. Stał przede mną, powoli rozpinając guziki koszuli, a ja śledziłem każdy jego ruch palców, każde ich drgnienie. Jak bardzo go pragnąłem! Miał rację, mówiąc, że nikt nie zaspokoił moich potrzeb.
Wpatrywałem się w jego ciało, kształty mięśni, skórę o odcieniu miodu, oczy, lśniące jak diamenty... Był idealny. Powtarzałem każdy jego ruch, jak jego lustro. Nasze rozgrzane ciała zetknęły się ze sobą, splatając w uścisku, którego mogłaby nam pozazdrościć niejedna para.
Nie brakowało nam absolutnie niczego do pełnego szczęścia. Byliśmy razem i tylko to się liczyło, właśnie wtedy, ten moment, te sekundy, nie, minuty... To był nasz czas. Porzuciliśmy wtedy wszystkie problemy dnia codziennego, nie blokowały nas żadne ograniczenia, myśli; bariery, zarówno te fizyczne, jak i duchowe. Hamulce? Zniknęły.
Każdy z nas wiedział, że nie musi się już niczego bać, że już nigdy nie zazna tej ciszy, ogarniającej wszystko swoimi straszliwymi mackami. Koniec z uciekaniem od siebie nawzajem.
Opadliśmy na łóżko, cały czas wtuleni w siebie i całując się praktycznie bez przerwy, odrywając się tylko po to, by złapać oddech. Siła naszego związku była naprawdę ogromna.
Musnąłem go ustami w szyję, tak delikatnie, jakby był to powiew wiatru. Wzdrygnął się, ale nie dlatego, że się wystraszył, skądże, po prostu był bardzo wrażliwy. Teraz coś takiego działało na nas znacznie bardziej intensywnie niż dawniej. Poczułem jego rozgrzaną dłoń, dotykającą mnie na wysokości łopatek i usiłującą połaskotać po karku, ja natomiast pocałowałem go nieco niżej, w obojczyk i przytuliłem się do niego, czując na policzku ciepły, słodko pachnący oddech Mike'a.
To, co nami targało, te powolne ruchy przepełnione radością, nasza namiętność wystarczała nam zupełnie. Byliśmy blisko, to był sens naszego życia.
Ten szaleńczy taniec dwóch ciał, dwóch dusz, dwóch umysłów nie miał sobie równych. Czas, który płynął, poświęciliśmy zaspokojeniu naszych żądz i pragnień, jednak zmęczenie było od nas silniejsze i zasnęliśmy złączeni w uścisku.
Gdy tylko obudziłem się rano, będąc jeszcze nieco oszołomionym po wydarzeniach minionej nocy, on jeszcze spał. Ze zmierzwionymi, nieco splątanymi, ciemnymi kosmykami i sennym zadowoleniem na twarzy wyglądał jak cherubin.
W całym domu panowała cisza, więc starałem się, by go nie zbudzić. Pasja dla tego wszystkiego, co tak kochałem, przepełniała mnie, nadając moim krokom lekkość. Wciągnąłem koszulkę i spodnie, ściągnięte z suszarki i powoli przeszedłem do kuchni.
Szeroko się uśmiechając, zacząłem przygotowywać śniadanie. Francuska brioszka, croissanty i owoce same wpadły mi w ręce, do tego jeszcze konfitury, masło, czekolada i cappuccino - ten zestaw był w stanie zadowolić każdego smakosza, nawet tak wybrednego, jak ja.
Nagle poczułem dłonie, zasłaniające moje oczy. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem nieco zaspanego jeszcze ciemnowłosego, pociągającego nosem za zapachem kawy, unoszącym się w całym domu. Był taki przystojny... Zauważyłem, że pożyczył sobie jedną z moich koszulek z nadrukami, a na nią narzucił białą bluzę z kapturem. Pocałował mnie delikatnie na powitanie w policzek, na co posłałem mu uśmiech i wskazałem na krzesła przy stole. Słodki zapach wanilii wywołał wyraz rozmarzenia na jego twarzy. Zamknął powieki, napawając się nim. Podszedłem i poczułem nagłą potrzebę objęcia go, patrzyłem jednocześnie w jego teraz już otwarte, niesamowicie wielkie, lśniące oczy...
Popadałem ze skrajności w skrajność: jednocześnie chciałem mieć go tylko dla siebie, ale wiedziałem, że nie jestem jedyną osobą na ziemi.
- Znalazłem to w sypialni. - wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę i pokazał mi ją. - Leżała na szafce nocnej.
- Mogę zobaczyć? - kompletnie nie pamiętałem, co na niej zostawiłem. Gdy tylko przeczytałem pierwszą linijkę tekstu, napisaną przeze mnie bardzo niewyraźnie, zaczerwieniłem się. - Mam nadzieję, że tego nie czytałeś... - gdy zobaczyłem jego spojrzenie, uświadomiłem sobie, że zdążył już to zrobić.
- Chciałeś nam to pokazać? Później?
- Tak... - wymamrotałem, kiwając głową.
- Przecież to jest świetne! Serio, nie rozumiem, czemu się tego... wstydzisz? - spojrzał na mnie pytająco.
- Sam nie wiem... - spuściłem głowę.
- Zaśpiewasz? Proszę... - jego hipnotyzujący wzrok działał na mnie zawsze tak samo.
- Skoro tego chcesz... - usiadłem obok niego i zacząłem śpiewać.
I break down, fear is sinking in
The cold comes, racing through my skin
Searching for a way to get to you
Through the storm, you
Go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You are not alone
With arms up, stretched into the sky
With eyes like, echoes in the night
Hiding from the hell that you've been through
Silent one, you
Go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You are not alone
You go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You
Go, giving up your home
Go, you are not unknown
You are not alone
You are not unknown
You are not alone
Emocje, które odezwały się w Mike'u, dały o sobie znać w postaci łez, widocznych w kącikach oczu. Gdy skończyłem, przytulił mnie, cicho szepcząc mi do ucha.
- To było przepiękne.
- Jesteś pewien? - mruknąłem. Byłem bardzo krytyczny wobec samego siebie.
- Oczywiście. Już nigdy nie będziesz sam, obiecuję. Kocham cię jak nikogo innego. - gdy tylko wypowiedział te słowa, pocałował mnie jak nigdy.
Zatraciliśmy się w sobie do granic możliwości.
------------------------------------------------------
To koniec kolejnego cyklu, krótszego i jak dla mnie bardzo ważnego emocjonalnie... Niestety, ale nie wiem, co będzie dalej, bo zaczynam naukę w klasie maturalnej. Dziękuję Wam za to, że jeszcze chcecie czytać moje dzieła - gdyby nie Wy, nie byłoby też tych 15000 wyświetleń, prawda?
Powiem wprost: na pewno nie porzucę zarówno bloga, jak i pisania, gdyż zbyt wiele to dla mnie znaczy, jednak ostatnio straciłam natchnienie do Bennody i piszę zupełnie nowe opowiadanie, niepowiązane z żadnym zespołem. Możliwości jest wiele, nie wiem jeszcze, co z tego wyniknie; może powstanie nowy blog, a może zachowam ten tekst w czeluściach szuflady?
Uzbrójcie się w cierpliwość, jeszcze tu wrócę!
S.
Paradoks- zbyt krótkie, zbyt genialne ;)Uzbrajam się cierpliwość i czekam na następny cykl. Liczę na Bennodę, bo większość jest wstrzymana. lub zakończona :) Ciekawe co wyczarujesz...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, na nowy rozdział:
my-own-paranoia.blogspot.com
Zgadzam się z komentarzem Bennody, w 100 procentach :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekałam na każdą kolejną część. Historia Elektry była bardzo dobra, ta Bennoda również. Czytałam wszystko z uśmiechem na twarzy. Proszę, nie porzucaj na zawsze opowiadań z udziałem paringu Chester'a i Mike'a. To jak o nich piszesz jest takie słodkie, genialne wręcz idealne <3
No, ale z drugiej strony też nie możemy zmuszać Cię do pisania na określony temat na siłę... Jeśli będziesz zakładać kolejnego bloga, zapewne zajrzę i przeczytam :) Jednak i tak największy sentyment będę mieć zawsze do ff związanym z LP.
Powodzenia w tym roku szkolnym i weny. Pozdrawiam ;)
Zapraszam do siebie na mojego pierwszego oneshot'a ;)
OdpowiedzUsuńo.o
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem najlepszy rozdział. Bardzo dobrze mi się go czytało :)
Nie mogę się już doczekać nowego cyklu ^.^
OdpowiedzUsuńAwww...
Mogę liczyć na wiadomość, kiedy się takowy pojawi?
________
U mnie kolejny rozdział.