środa, 19 czerwca 2013

Oneshot: "Invisibly in love"


 - Wpadniesz do mnie? - odebrałem telefon, dzwonił nie kto inny, jak właśnie Chester. Nie zdziwiłem się. - Czuję, że musimy jeszcze popracować nad tą piosenką, cały czas mi nie pasuje... - wyobraziłem sobie go, chodzącego po pokoju z komórką przy uchu, a w drugiej ręce trzymającego kartkę z tekstem.
 - OK, o której mam przyjechać? - odpowiedziałem.
 - Może koło czwartej? - usłyszałem jego ciche mruknięcie.
 - Dobra, przywiozę komputer, to pokombinujemy.
 - Jasne. Widzimy się. - rozłączył się.

Fantazyjne wskazówki zegara, na który zerknąłem, wygięte były pod kątem prostym. Miałem jeszcze nieco czasu, by zastanowić się, co mu powiem i jeszcze dojechać. Gdybym nie miał innego pomysłu, niż tylko zgodzić się na to, bym przyjechał do niego, prawdopodobnie posłużyłbym się podobną wymówką, by ściągnąć go do siebie.
Bałem się tylko jednego: czy to, co pragnąłem mu wyznać, nie zniszczy naszej relacji? Czy go do siebie nie zrażę? Było mi przy nim naprawdę dobrze, chwile spędzone w studiu napawały mnie radością i spełnieniem, gdy siedziałem blisko niego, ale przyznanie się do własnych uczuć było niezmiernie trudnym zadaniem. Na myśl o tym, co może się stać, wzdrygnąłem się, gdyż nie przewidziałem żadnej alternatywy, planu B, co było jak na mnie bardzo niepokojące.
"Czy to nie będzie dziwne, chore? Przecież jesteśmy przyjaciółmi..."

Z każdą kolejną minutą moje próby upewnienia się, czy aby zrobię dobrze, spełzały na niczym. Pozostało mi jedynie działać, ale samo myślenie napełniało mnie praktycznie od razu panicznym strachem... Czy decyzja, którą zamierzałem podjąć, nie miała wkrótce odbić się echem, niszcząc to wszystko, co udało mi się do tej pory stworzyć? Postanowiłem porzucić rozmyślania, w tym momencie i tak nie miało to większego znaczenia. Zupełnie straciłem pewność w to, co się wydarzy.

Pół godziny później dojechałem do jego domu, zobaczyłem, jak wychodzi z domu, wynosząc w rękach niewielką reklamówkę, wypełnioną po brzegi skórkami z owoców. Wysiadając z auta, mocno się zdziwiłem, gdyż najczęściej widywałem go inaczej, jeśli już z owocami, to tylko z jabłkami.
 - Cześć. - przytulił mnie w przyjacielski sposób, tak jak zwykle. Na moje nieszczęście zaledwie ten zwyczajny drobiazg spowodował, że wróciło do mnie to, nad czym tak myślałem.
 - Hej, jak tam piosenka? - uśmiechnąłem się.
 - Chodź. Pogadamy w domu. - wpuścił mnie do środka, a w przedsionku oboje ściągnęliśmy buty. Na stole w salonie odłożyłem torbę z laptopem i usiadłem na kanapie, czekając na to, co chce mi powiedzieć.
 - To może ja przyniosę kartki, ok? - mruknął, kierując się ku kuchni. Nawet tam miał je ze sobą... Zawsze, gdy miał coś zrobić z tekstem, nie rozstawał się z nim nawet na minutę, gdyż inspirację mógł znaleźć wszędzie.
Gdy chwilę później, słysząc kroki, spojrzałem w jego stronę, po raz kolejny mnie zaskoczył. Poza rzeczonym tekstem przyniósł dwie miseczki wypełnione różnymi owocami: truskawkami, wiśniami, cząstkami słodkich pomarańczy, kawałkami ananasa, a do tego dwa małe widelczyki, podobne do tych, używanych do robienia fondue.
 - Wow. - spojrzałem na niego, widząc, że siada niedaleko mnie. Serio, zabrakło mi słów, widząc to, co przygotował. W tym momencie pojąłem również, dlaczego wcześniej miał na sobie biały fartuch kuchenny zabrudzony w kilku miejscach sokiem. Skubnąłem kawałek pomarańczy, była naprawdę soczysta. - Dobra, mówiłeś wcześniej o piosence... - koniecznie chciałem przegnać wiszącą w powietrzu atmosferę, duszącą wszystko wokół jak smog.
Zirytowałem się w głębi, gdyż do diaska, mieliśmy pracować, a ja nie wiedziałem, co on kombinuje! Nie lubiłem nie wiedzieć, co dzieje się dookoła mnie, to jedna z moich największych wad, której jestem w pełni świadomy, ale nie dawałem po sobie tego poznać. Poczułem w sobie niewielki ucisk, jakby coś się we mnie poruszyło.

 - Cały czas nie jestem pewien, czy właśnie tak to powinno brzmieć.
 - A jak wolałbyś? - wyciągnąłem rękę w jego stronę, usiłując zwrócić na siebie uwagę. "Kiedy przejść do działania? Teraz, czy może lepiej nieco później?"
 - Inaczej.
 - Ale jak? - chciałem, żeby wypowiedział na głos to, o czym myślał, ale zamiast tego zobaczyłem, jak w nieco drapieżny sposób wgryza się w truskawkę. Czegoś oczekiwał, ale czego? Zmarszczyłem czoło, wpatrując się w niego.
 - Nie mam pojęcia, to jest najgorsze. - szepnął. Dookoła nas panowała głucha cisza.
 - Ale ja chyba wiem. - objąłem go ramieniem, przyciągając do siebie. W tego oczach zobaczyłem coś, co mnie zmroziło. To... było coś nowego, jakiś dziwny rodzaj uwielbienia, którego chyba jeszcze nigdy nie widziałem. Odważyłem się pocałować go w policzek, ale gdy westchnął, odsunąłem się. Siedział w szoku, próbując odtworzyć to, co stało się w ciągu ostatnich sekund. Wyglądało na to, że nie miał żadnych pretensji, nie kierował żadnych ataków w moją stronę.
Widząc, że się przysuwa, głośno nabrałem powietrza w płuca, dobrze, że to zrobiłem, gdyż pocałował mnie w usta. Jego reakcja... była czymś zaskakującym, ale czując sposób, w jaki zrewanżował mi się, zorientowałem się, że też ukrywał przede mną ten sekret. Poczułem w ustach słodki smak i delikatny, nieco kwiatowy aromat, wzmocniony jeszcze bardziej przez to, jak mnie objął swoimi ramionami.
 - Mike... - szepnął.
 - Mmm? - mruknąłem, czując na policzku jego oddech.
 - Od kiedy jesteś... ? - spojrzał na mnie wielkimi oczyma, milknąc.
 - Czemu szepczesz?
 - Nie wiem. Ale... ja też. - przyznał się cicho, pocierając policzkiem o moją szczękę.
 - Odkąd pamiętam. Co? - gdy dotarły do mnie jego słowa, zrozumiałem kolejną rzecz, czemu czasami wpatrywał się we mnie... może zabrzmi to dziwnie, ale... tak, jakbym był przekąską.
Słysząc to, zachichotał nieco nerwowo.
 - Ale... jakim cudem? Przecież znamy się już tyle czasu... - stał się poważniejszy, ale tylko na moment - Jak? - spojrzał w dal, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, jak w tej chwili wygląda jego wyraz twarzy.
 - Kochasz mnie, prawda? - dokończyłem za niego.
Jego oczy się rozszerzyły, słysząc wypowiedziane przeze mnie słowa, nadal jednak bał się odpowiedzieć głośno, więc tylko pokiwał głową. Dotknąłem jego podbródka, przyciągając go ku sobie i patrząc w jego czekoladowe oczy.
 - Nie będę cię okłamywał, serio, nie mam pojęcia, kiedy do tego doszło i jak, ale...
 - Ciii. - syknął, na chwilę mnie uciszając. - Tak, ja to wiem. Po prostu cię kocham, Mikey.
Zwrócił się do mnie zdrobnieniem mojego imienia, którego jeszcze nigdy nie słyszałem z jego ust, jednocześnie szeroko się uśmiechając.

Może niedokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałem, ale... długo się nie zastanawiając, jedną ręką go objąłem, a drugą wsunąłem mu do ust truskawkę z własnej miseczki, którą chwyciłem zębami. Gdy nasze usta się złączyły, poczułem bijące od niego ciepło. Nie byłem się w stanie przyzwyczaić do takiego, zupełnie nowego stanu rzeczy. To ma znaczenie, zaakceptował moje uczucia, ja jego, a teraz... teraz mamy czas by nauczyć się i poznać nasze mocne i słabe strony w tym związku.
Pochylił się, obserwując moją reakcję, jego uśmiech mieszał się z zaskoczeniem, więc sprawiłem, że odetchnął nieco ciężej niż zwykle, przytulając go jak najmocniej potrafiłem.
 - Każda miłość jest pierwsza. - wyszeptał.
 - Bennoda. - parsknąłem śmiechem.
 - Co? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.  - Czekaj, czekaj, powiedziałeś... Bennoda?
Gdy poukładał sobie słowa, tworzące to określenie, szeroko się uśmiechnął.
 - Tak, teraz już chyba wiesz, o co mi chodzi. - wyszczerzyłem się w odpowiedzi.
"Niewidzialni kochankowie stali się rzeczywistością"

---------------------------------------------------------
Stęskniłam się za Wami, więc wracam do Was z nowym oneshotem, nową energią i pomysłami, wygląda na to, że również z nowym cyklem, którego premiera już wkrótce :)
Powiem więcej: Bennody nie zabraknie.
I jeszcze jedno: teksty będą krótsze, wiem, że niektórzy mogą być niezadowoleni, ale... pisanie na siłę nie daje dobrych skutków; coś o tym wiem.

I jak, podobało się?

6 komentarzy:

  1. Może jestem psychiczna, ale mi Bennoda jakoś tak... pasuje (?) Mike i Chester naprawdę wyglądają na partnerów, a już z pewnością na bardzo dobrych wieloletnich przyjaciół. Kapitalny one shot. Krótki i bez kombinowania ;)
    Również życzę dużo weny i pisz rozdziały tak długie/krótkie, jak masz ochotę. Ważne, żebyś miała po prostu frajdę z pisania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się. A nawet bardzo mi się podoba ;) Nie ma do czego się doczepić. Chciałabym też dodać, że bardzo lubię Twój styl pisania. No i oczywiście z niecierpliwością czekam na nowy cykl :P
    Przy okazji zapraszam do siebie:
    http://with-blackbirds-following-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałam już powiedzieć, że bardzo krótki oneshot, ale masz rację. Lepiej pisać krótko, a dobrze i tak, by wciągnąć czytelnika, niż wypisywać długie nużące wywody. :) Bardzo przyjemnie się czytało, z uśmiechem na ustach cały czas. Ciekawa też jestem nowego cyklu. Oby jak najszybciej.
    Pozdrawiam, Ania.
    PS Bardzo podoba mi się piosenka 'Resistance'. Muse nie słucham, ale skoro już dałaś link, to nie mogłam się oprzeć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Na moim linkinowym blogu (road-to-linkoln-park.blogspot.com) pierwszy od baaaardzo dawna 19. rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. O, bardzo fajnie, bardzo fajnie! Końcówka wyszła taka.. słodka(: Dosłownie. Mhmm:D Ja również jestem ciekawa nowej dawki opowiadań. Jeśli ma być tak dobre jak to powyżej, to ja piszę się na 100%!:) Nie mogę się doczekać, dodawaj szybko rozdziałki:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie mi się podoba fakt, że nie ograniczasz się do jednego stylu i raz piszesz coś tajemniczego i poważnego, a później coś lekkiego i uroczego. :) Ten shot był naprawdę przyjemny i dobrze się go czytało; nawet, jeśli był krótki, to zdążyłam polubić charaktery chłopaków (przy okazji, Chester przypomina mi trochę moją przyjaciółkę ;p). Świetnie dobrałaś muzykę - nie dość, że pasuje do opowiadania, to jeszcze jest jedną z moich ulubionych piosenek Muse. ;d
    Także podsumowując, masz u mnie plusy pod każdym względem, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń